Dodany: 01.11.2017 21:02|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ballada Lili K
Callet Blandine Le

Książka, kot, trochę życzliwości, czyli jak przetrwać czas nie do przetrwania


Jak to dobrze, że istnieje coś takiego, jak czytelnicza intuicja, pozwalająca z tysięcy ukazujących się rokrocznie tytułów wyłowić od czasu do czasu okaz ponadprzeciętny, zachwycający czy to stylem i językiem, czy to oryginalnością pomysłów, czy też siłą przekazywanych emocji! Bo przecież „Ballady Lili K.”, w odróżnieniu od perypetii sławetnego Greya o wielu twarzach i jego „niewolnicy” czy też od rozmaitych „zabili-go-i-uciekł” eksploatujących do niemożliwości wątki demonicznych organizacji spiskujących przeciwko prawdzie lub zaginionych szyfrów do tajemnic wszechświata, nikt specjalnie nie reklamuje. Standardowy tekścik – ten sam na okładce, na stronie wydawcy i w ofertach księgarń. Żadnych recenzji w serwisach ani na blogach, choć dzieła należące do wspomnianych wyżej gatunków mają ich po kilkanaście często już w pierwszej dobie obecności na półkach księgarskich. A tymczasem w skromnej oprawie, ozdobionej niepokojąco nostalgiczną ilustracją, kryje się istny diament. Przynajmniej dla tych, którzy szukają w literaturze czegoś więcej niż tylko bezpruderyjnej erotyki i oszałamiających pogoni za świętymi Graalami.

Oto Paryż z przełomu XXI i XXII wieku, podzielony na dwie strefy: wewnętrzną intra muros, zamieszkiwaną przez obywateli „wyższej kategorii”, którym w zamian za pełne podporządkowanie się regułom władze zapewniają stuprocentowe bezpieczeństwo i wsparcie (a że lepiej od nich wiedzą, czego im do szczęścia potrzeba, metody realizacji tych celów bywają… no, powiedzmy, nieco szokujące…), oraz zewnętrzną Zonę, gdzie rezydują ci inni – ubodzy, niepokorni, niedostosowani. Władze od czasu do czasu ingerują też w ich życie – i w taki oto sposób czteroletnia Lila, przemocą wyrwana z ramion matki, trafia do ośrodka wychowawczego na terenie intra muros. Pracujący tam personel ma szczytne zadanie „przerobienia” zaniedbanych dzieci na osoby zdolne do samodzielnej – i praworządnej – egzystencji, ale Lila ma w sobie tyle żalu i buntu, że jej okiełznanie wydaje się ponad siły prawie wszystkich wychowawców. Prawie, bo ekscentryczny pan Kauffmann znajduje klucz do pokiereszowanego serca dziecka. A wtedy okazuje się, że Lilę oprócz nieprzeciętnego uporu cechuje także nieprzeciętna inteligencja. Te dwie cechy pomogą jej kiedyś odsłonić tajemnicę włąsnej przeszłości i zachować odrobinę niezależności w świecie, w którym wydaje się to niemożliwe…

Le Callet jest mniej więcej w tym samym wieku co Huxley, Orwell i Zajdel, gdy pisali swoje sławne antyutopie, z tym, że w odróżnieniu od nich ma stosunkowo skromny dorobek twórczy. Nie znaczy to jednak, iż wykreowany przez nią świat jest uboższy czy mniej przekonujący. Oczywiście, po takich prekursorach trudno zmusić wyobraźnię do stworzenia czegoś w stu procentach oryginalnego i będą mieli rację ci, którzy powiedzą, że ten czy ów element to żadna nowość. Zgoda, było już wszystko – powszechne szczęście stymulowane farmakologicznie, komisje decydujące o prawie do wykonywania określonego zawodu i do zakładania rodziny, globalna cenzura tekstów kultury, kamery śledzące obywateli w domu, w pracy i na ulicach, tereny wydzielone dla „gorszych”... Ale te stare motywy – które, swoją drogą, pewnie wykorzysta jeszcze niejeden pisarz, bo czy nie jest tak, że w gruncie rzeczy od lat boimy się tego samego? – w ujęciu francuskiej autorki zyskują zadziwiającą świeżość (choćby powód, dla którego władza dąży do likwidacji tradycyjnych gazet i książek: jakiż to świetny manewr psychologiczny, wmówić społeczeństwu, że papier i farba drukarska są szkodliwe dla zdrowia! Gdyby po prostu zakazano ich czytania i posiadania, zbuntowanych byłoby wielekroć więcej, a tak tylko nieliczne jednostki są w stanie wyczuć pismo nosem…). Może zresztą dlatego, że stanowią jedynie tło, a właściwym tworzywem jest psychika – czy, jeśli kto woli, dusza – człowieka.

Obraz wyłaniający się z retrospekcji dorosłej Lili to doskonałe studium dziecka skrajnie zaniedbanego, a jednak darzącego matkę bezwzględną, instynktowną miłością. Nie trzeba futurystycznej oprawy, by zadać sobie pytanie, co w takiej sytuacji jest lepszym wyjściem: pozostawić dziecko przy matce, gdzie będzie narażone na głód, brud, braki w edukacji i kontakty z ludźmi niemogącymi służyć przykładem – czy zabrać i wychować w instytucji, która wszystkie te niedostatki nadrobi z nawiązką, lecz nie da ani odrobiny uczucia? Nie trzeba też wielkiej przenikliwości, żeby zrozumieć, że żadne z tych rozwiązań nie jest optymalne. Nie ma środków zastępczych, które pozwolą rozwinąć pełnię człowieczeństwa młodemu organizmowi pozbawionemu stymulacji uczuciowej. Historia Lili dowodzi, że człowiek może przetrwać w najgorszych nawet warunkach tylko dzięki miłości lub przynajmniej życzliwości innych: osobowość Lili-dziecka ocala Kauffmann, dostrzegający w niej niezwykły potencjał i obdarzający ją zaufaniem; Lili-nastolatki – Fernand, a właściwie jego żona Lucienne i… kot Pasza; Lili-kobiety – Milo i powtórnie kot, dzięki którym mimo kolejnych smutnych doświadczeń bohaterka niezłomnie wierzy, że „piękno i szczęście istnieją”[1], że jest wreszcie inny powód do życia, niż tylko „odnalezienie matki i zrozumienie, co (…) się przydarzyło”[2].

Od czasu „Nocnego pociągu do Lizbony” Merciera nie natrafiłam na powieść, która by mnie tak poruszyła i jednocześnie w pełni zadowoliła pod względem estetycznym. Piękny język, piękny styl (ukłony dla tłumaczki Bożeny Sęk oraz dla pań zajmujących się redakcją i korektą! Tak doskonałe dopracowanie tekstu oddawanego do rąk czytelnika zasługuje na uznanie!), świetna kompozycja i ogromna dawka prawdy psychologicznej – oto, na co znów będę czekać przez kolejnych kilka lat, aż znów gdzieś wypatrzę książkę, o której milczą specjaliści od księgarskiego marketingu…


---
[1] Blandine Le Callet, "Ballada Lili K.", przeł. Bożena Sęk, wyd. Sonia Draga, 2012, s. 366.
[2] Tamże, s. 365.


[recenzja pierwotnie opublikowana w serwisie książkowym wp.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2408
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: koczowniczka 03.11.2017 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak to dobrze, że istniej... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bardzo mnie zachęciłaś do przeczytania „Ballady Lili K.”. Piszesz: "Od czasu „Nocnego pociągu do Lizbony” Merciera nie natrafiłam na powieść, która by mnie tak poruszyła i jednocześnie w pełni zadowoliła pod względem estetycznym". Zerknęłam do Twojej recenzji „Nocnego pociągu...” i ze zdziwieniem zauważyłam, że została dodana w styczniu 2009 roku. Czy to znaczy, że przez ponad osiem lat nie znalazłaś równie dobrej książki, co ta napisana przez Merciera? :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.11.2017 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mnie zachęciłaś do... | koczowniczka
Nie, po prostu teraz, zachęcona przez Mirejlle, wynalazłam swoją starą recenzję "Ballady Lili K." (czytanej w grudniu 2012, albo zaraz na początku 2013, bo recenzja ma datę styczniową) i wrzuciłam do B-netki :-).
Użytkownik: mirejlle 07.11.2017 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak to dobrze, że istniej... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wspaniała recenzja. :) Na to właśnie czekałam.
Słowo daję, dawno już nie trafiłam w literaturze na tak urokliwie opisanego kota!
A żeby zbyt wiele nie zdradzać, mną nie wstrząsnęła aż tak bardzo retrospektywna historia pierwszych lat życia Lili, ile przyczyna takiego stanu rzeczy, ten pozornie niemożliwy błąd idealnego systemu.
Autorka ma ogromny potencjał i mam nadzieję, że książki będą u nas systematycznie tłumaczone.
Ja też trafiłam na tę powieść zupełnym przypadkiem. Ktoś mi o niej wspomniał, potem zobaczyłam w ocenach twoją szóstkę i ani słowa o książce więcej. Postanowiłam się więc przekonać, co to, i szczerze polecam, bo zupełnie nie spodziewałam się tak dobrej literatury.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: