Dodany: 31.10.2017 12:44|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Po nitce do kłębowiska żmij



Recenzentka: Dorota Tukaj


Jeśli się ktoś spodziewał, że rozpaczliwie niekonwencjonalna, ale też przerażająco skuteczna prawniczka z kancelarii Żelazny & McVay na skutek zmian, jakie zaszły w jej życiu, nieco zwolni tempa i spuści z tonu, to znaczy, że po prostu nie zna Chyłki! Joanna ku własnemu nieustającemu zdumieniu przekonała się, że równie dobrze potrafi funkcjonować bez alkoholu, papierosów i nawet kawy, a drobne... (hm, jak by to określić, żeby nie zdradzić zbyt wiele czytelnikowi, który jeszcze nie czytał dwóch poprzednich części cyklu?)... niedogodności fizyczne w żadnym stopniu nie przeszkadzają jej w brawurowym wykonywaniu zadań – nie tyle narzucanych przez szefów kancelarii, co wybieranych przez nią samą.

W sprawie, za którą bierze się tym razem, widoki na powodzenie znów są dość mizerne. Zgłasza się do niej bowiem żona dawnego działacza antypeerelowskiej opozycji, przed kilku laty skazanego na wieloletnie więzienie za seryjne zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Jego materiał genetyczny znaleziono na zwłokach wszystkich czterech zgwałconych i zamordowanych chłopców, więc uniewinnienie wydaje się niemożliwe. A jednak Łucja Tesarewicz utrzymuje, że znalazła dowody, które pozwolą wykazać, iż to nie jej mąż był osławionym „Tatuażystą”. Niestety, nie zdoła ich Chyłce przekazać; umiera w nocy przed zaplanowanym spotkaniem. Za to dowód znajduje się... sam; nastolatek, który rzekomo spoczywa w grobie jako ostatnia ofiara „Tatuażysty”, zostaje zidentyfikowany przez policję po dokonaniu kradzieży samochodu. Tyle że od niego nikt niczego się nie dowie, bo chłopak cierpi na zaburzenia psychiczne; próba zasięgnięcia języka w domu dziecka, gdzie się wychował, też niewiele daje – przecież nie widziano go tam od paru lat... Sam Tesarewicz również nie ułatwia swojej nowej obrończyni zadania, dostarczając jej nader lakonicznych, a jakby tego było mało, to jeszcze częściowo sprzecznych informacji. Pojawia się jednak pewien trop, który zawzięta prawniczka postanawia wykorzystać. Zordon, niestety, nie w pełni jest w stanie jej sekundować, bo, po pierwsze, po niezdanym (przecież nie z powodu niewiedzy!) egzaminie aplikacyjnym jego dni w kancelarii wydają się policzone, po drugie – sam trafia w ręce stróżów prawa, oskarżony o coś, co rzekomo zrobił w przeszłości. Biorąc pod uwagę kulisy tego wydarzenia (poznamy je, oczywiście, z pewnym opóźnieniem), można podejrzewać, że nie będzie mu lekko. Ale tego, co uszykował los dla niego i dla Chyłki, która z pomocą Kormaka istotnie trafi po nitce do kłębka (chociaż lepsze byłoby raczej określenie „do kłębowiska żmij”), chyba żaden czytelnik nie mógł się spodziewać!...

Wielbicieli pisarstwa Mroza, a w szczególności serii z Chyłką i Oryńskim, nie zniechęci zapewne fakt, że fabuła „Oskarżenia” chwilami jest ponaciągana do granic prawdopodobieństwa (zresztą czy amerykańskim autorom thrillerów się to nie zdarza?), zwłaszcza w zakresie roli jednej z postaci negatywnych, która zdaje się mieć wręcz nadnaturalne zdolności manipulowania ludźmi i sytuacjami, zapewniając sobie pełną nietykalność. Ani że w tekście czasem znajdzie się jakaś nieścisłość (w jednej ze scen na komisariacie ta sama osoba określana jest na przemian jako lekarz i psycholog; to dość pospolity błąd autorów powieści kryminalnych, wynikający zapewne z tego, że nie bardzo orientują się w różnicy między psychologiem a psychiatrą) lub nieodpowiednie sformułowanie (Chyłka rozmyśla o pewnym obiekcie „znalezionym przy ciele”[1] jednej z postaci, choć owa postać żyje). Ani że autor ma skłonność do nieco stereotypowych omówień, stanowczo zbyt często – choć w tym tomie i tak rzadziej niż w poprzednich – nazywając Kordiana „chłopakiem”, a Kormaka „chudzielcem”.

Bo przecież tak naprawdę czytamy tę serię nie dla samej intrygi i nie dla kunsztownego języka, lecz dla nich. Dla odważnej, brawurowej do granic nieobliczalności, bezkompromisowej, pyskatej, czasami wręcz chamskiej, ale przy tym błyskotliwej i na swój sposób dowcipnej Joanny (czy ktoś się jeszcze nie zorientował, że jej niezbyt zachęcający wizerunek na użytek publiczny to pancerz, pod którym skrywa się gruby pokład ran i blizn, dużo dotkliwszych niż te widoczne na skórze?), która uwielbia Iron Maiden i w wolnych chwilach nałogowo czyta, gardząc filmem (jak wyjaśnia: „książki (…) dają mi władzę. (…) Sama decyduję, jak wyglądają postacie, jak się zachowują i tak dalej”[2]). Dla Kordiana, który nie jest ani w połowie tak przebojowy i skuteczny, jak jego patronka, ale za to – zgodnie ze znaczeniem swego imienia – ma autentycznie serce na dłoni, a prócz tego poczucie honoru (którego, być może, wolelibyśmy u niego nie widzieć, bo przecież strach pomyśleć, gdzie go to honorowe postępowanie zawiedzie!) i odpowiedzialności za innych ludzi, przynajmniej niektórych. Dla obojga razem, by móc obserwować, jak ewoluuje osobowość każdego z nich oraz relacja między nimi, co najmniej ambiwalentna, ale – niezależnie od wychyleń w którąkolwiek stronę – silniejsza, niż im samym się wydaje.

I jeśli nawet nie nagrodzimy poszczególnych tomów szczególnie wysokimi ocenami, przynajmniej część z nas zapamięta Chyłkę i Zordona lepiej niż bohaterów jakiegoś utworu doskonale poprawnego, lecz nie rodzącego tej swoistej więzi między postaciami literackimi a czytelnikiem.


---
[1] Remigiusz Mróz, „Oskarżenie”, wyd. Czwarta Strona, 2017, s. 137.
[2] Tamże, s. 45.





Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Oskarżenie
Wydawca: Czwarta Strona 2017
Liczba stron: 560

Ocena recenzenta: 3,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1063
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: