Gdy końskie zady kołyszą się miarowo...
Są takie książki, które muszą stać na domowej półce. Przez wiele lat zbierają kurz, choć stanowią przecież kanon europejskiej i światowej literatury. To książki, które pojawiły się jakby znikąd. Ludziom w pewnym wieku trudno tak ad hoc przypomnieć sobie, skąd się tam wzięły. Historia takich książek wymaga głębokiego sięgnięcia w przeszłość. Nie pamiętam, czy „Kubuś Fatalista i jego pan” był dwadzieścia kilka lat temu lekturą obowiązkową czy uzupełniającą w liceum. Nie mam pojęcia, jak jest teraz. Przyjmijmy, że polonistka nie wydała kategorycznego polecenia przeczytania. Że „Kubuś Fatalista” to nie obowiązkowa lektura szkolna. Że raczej ta powiastka stanowiła umilenie wieczorów w zimowej lub świątecznej przerwie od szkoły. A może było jeszcze inaczej. Bo okres liceum to czas, gdy młodzi humaniści sami, na przekór regułom szkolnym, odkrywali lektury, które - zdawałoby się - nie idą w parze z programem szkolnym. Gdzieś tam pokątnie, siedząc na tornistrach w szkolnych korytarzach, paląc papierosy w cieniu drzew na skraju szkolnego boiska, popijając kiepskie PRL-owskie piwo na biwakach, popisując się na urodzinowych wieczorach u urodziwych koleżanek, dotykając ich zgrabnych już kolan dyskutowało się nie o najnowszych laptopach, „empetrójkach”, „lustrzankach” czy komórkach, a o dotąd nieznanych autorach, tytułach. Z tych kątów, cieni, wieczorów wzięli się właśnie Gałczyński, Witkacy, Iwaszkiewicz, Dostojewski, Bułhakow, Rabelais, no i Diderot.
Czytanie „Kubusia Fatalisty” zatem wcale nie musiało iść w parze z klasowym omawianiem francuskiego Oświecenia. Przyjemność z lektury Diderota w tamtych czasach porównałbym do wieczornych fascynacji Mayem, Stevensonem czy Dumasem. Treść niezwykle mocno działa na wyobraźnię młodego czytelnika, przenosząc go w inny świat, w krąg innych ludzi, podsuwając obrazy znane z wcześniej czytanych książek Dumasa. A więc polne, zakurzone lub wybrukowane trakty, dukty, na których co kilka staj pojawiają się podróżni na koniach, pieszo, w karocach czy już w dyliżansach. Przy traktach na podróżnych czekają drewniane lub kamienne karczmy, gospody, oberże, z grubą i rumianą gospodynią na ganku, sztorcowaną przez swojego męża. Wyobraźnia podsuwa obraz mało wyraźnego pomieszczenia ze stołami, których blaty poplamione są czerwonym winem, rozjaśnianego jedynie ogniem palącym się w kominku. Gdzieś tam w cieniu giną drewniane skrzypiące schody prowadzące ku małym pokoikom, do których powolnym krokiem zmierza zmęczony sługa, niosąc w jednym ręku bagaż, w drugim zaś dwuramienny świecznik.
Nie wiem, czy te dwadzieścia parę lat temu potrafiłem nazwać tę książkę powiastką filozoficzną i umieścić ją właściwie na odpowiednim historycznym tle? Czy dostrzegałem wówczas ilustrację światopoglądów i moralności? Czy doceniałem satyrę obyczajową i krytykę osiemnastowiecznych stosunków społecznych? W jakimś wąskim programowym zakresie na pewno tak. Jednak dopiero teraz, co pewnie zapisane było w górze, jak mawiał kapitan Kubusia, potrafię w owej powieści odnaleźć fragmenty odnoszące się do burzliwych zmian w tamtej epoce.
Lubię takie początki. Nie wskazują żadnej tajemnicy. Ale też nie przedstawiają dokładnie bohaterów czy miejsca akcji. Są w jakiś sposób łagodne. Być może podpowiadają, że narracja będzie się toczyć spokojnie. Każą też przypuszczać, że autor opowiadanej przez siebie historii był tylko świadkiem pewnego fragmentu życia swoich bohaterów, relacjonuje ich przygody nie wiedząc, co zdarzyło się wcześniej, chyba że zna przeszłość ze słów swoich towarzyszy. Ale można też ująć to inaczej: autor wcale nie chce zdradzać przeszłości swoich towarzyszy. W końcu oni powierzyli ją tylko jemu. A zatem: „Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży? Co mówili? Pan nic, Kubuś zaś (…)”[1]. Ten początek przypomina mi jedno z moich ulubionych zakończeń: „I poszli, trzymając się za ręce. I dokądkolwiek pójdą i cokolwiek im się zdarzy po drodze, mały chłopczyk i jego Miś będą zawsze bawić się wesoło ze sobą w tym Zaczarowanym Miejscu na skraju Lasu”[2]. Te piękne fragmenty mogą stanowić klamry dla tych dwóch powiastek, których bohaterem jest, nomen omen, Kubuś…
Jednakże wbrew temu, co Diderot zapowiada na początku, z kolejnych stron dowiadujemy się co nieco o przeszłości Kubusia. Nie jest to jednak klasyczne powieściowe przedstawienie bohatera. Tak jak i inne wplecione w tę powiastkę opowiadania, stanowi historię snutą przy okazji. Na pozór to gawędziarstwo służy jedynie przyjemności czytelnika. Na pozór tylko. Bo przecież to lektura oświeceniowa! Służy nie tylko zabawie, lecz przede wszystkim nauce! „Kubuś Fatalista” to w pewnym sensie literackie uzupełnienie pracy nad „Wielką Encyklopedią Francuską”, ukończoną niedługo po napisaniu „Kubusia”.
Oddałem się zatem z przyjemnością lekturze książki wydanej w 1987 roku, jednocześnie pobierając nauki o obliczu francuskiego Oświecenia. Oddałem się lekturze smakując opowiastki snute przez dwójkę najważniejszych postaci: Kubusia i jego pana. Ci dwaj bohaterowie, pochodzący z tak różnych klas społecznych, będący przedstawicielami tak różnych, zdawałoby się, obyczajowości, uzupełniają się w satyrze i ironii, ilustrując w ten sposób osiemnastowieczną Francję. Przede wszystkim zadają kłam temu, że sługę i jego pana łączy jedynie stosunek podległości. Bowiem ci dwaj wadzą się, spierają, ironizują z siebie nawzajem, droczą się ze sobą. Udają, że się obrażają, co ma w końcu doprowadzić do przeprosin i pokazania, że w istocie łączy ich najprawdziwsza przyjaźń, bo nie mogą bez siebie żyć, co Diderot parokrotnie w powieści podkreśla. To oni narzucają swoisty styl powieści, w którym odnajdujemy pewien ton sowizdrzalski. Dzięki temu obaj jawią się czytelnikowi jako skłonni do częstych żartów i uciech. Ale nie tylko, bo sam narrator potrafi pokpiwać ze swoich bohaterów, jak chociażby we fragmencie, w którym Kubuś cierpi z powodu opilstwa. Jednakże czytelnikowi nie przedstawia się to jak coś złego, niesympatycznego, lecz znowu, jako powód do uśmiechu z wyznawcy kultu boskiej Bakbuk albo świętego Gąsiora: „O boska Bakbuk! o święty Gąsiorze! O bóstwo Kubusiowe! Wróć między nas!... Bierze mnie ochota, czytelniku, rozpowiadać ci o urodzeniu boskiej Bakbuk, o cudach jakie się objawiły podczas niego i po nim, o błogości jej panowania i klęskach abdykacji”[3]. Jakże ładnie, jak sympatycznie i jednocześnie z ironią można opowiadać o pijaństwie i jego skutkach.
Wszelkie informacje o Oświeceniu znajdzie każdy w podręcznikach szkolnych, literaturze naukowej, odpowiedniego rodzaju encyklopediach i słownikach. Więc po co, a co najważniejsze - jak pisać o tym, co chciał czytelnikom przekazać Denis Diderot? Nie odpowiem na zadane samemu sobie pytania. Zamiast tego znowu odwołam się do wyobraźni, wracając tym razem z oberży na zakurzony dukt, gdzieś tam w osiemnastowiecznej Francji. Sam autor jawi się nam jako narrator uczestniczący w opisywanych przez siebie wydarzeniach. Patrzymy jego oczami. Wyobrażamy go sobie jako reżysera stojącego na środku drogi i z jego perspektywy widzimy plecy dwóch podróżnych zmierzających powoli na końskich grzbietach w stronę kolejnej karczmy. Końskie zady kołyszą się wolno, miarowo. W miarę oddalania się podróżnych ich rozmowa staje się coraz mniej słyszalna. W tym momencie reżyser-narrator zaczyna swoje dygresje, odwracając się z uśmiechem do czytelnika. Takich dygresji jest mnóstwo. Tak samo jak filozoficznych opowiastek bohaterów.
Miał szczęście Diderot, że napisał „Kubusia Fatalistę” w latach 70. XVIII stulecia, że tekst przeleżał w jego prywatnej szufladzie, że tylko jego fragmenty ukazały się za granicą, a sama książka w pełnym wydaniu wyszła we Francji już po wybuchu rewolucji, po śmierci autora. Miał to szczęście, że nie napisał jej wcześniej, bo mogłaby się znaleźć, tak jak „O duchu praw” Monteskiusza, na Indeksie Ksiąg Zakazanych. Bo czy to na trakcie, czy w kolejnej oberży, czy w siodłach, czy też na popasie na łące, Kubuś Fatalista i jego pan raczą się wzajemnie opowieściami, które krytykują obłudę Kościoła katolickiego, fatalną moralność mieszczan, dewocję, lichwiarstwo, lekkie obyczaje. Powodem dla snucia krótszych i dłuższych opowieści są historie amorów pana i Kubusia. Szczególnie amory Kubusia są istotnym wątkiem, zaś przerwy w tej historii stanowią przyczynki do pozostałych historii. Przyczynki te wynikają z przeróżnych zdarzeń na szlaku, w trakcie noclegów w gospodach. Wiążą się też z różnobarwnymi, charakterystycznymi dla tej epoki postaciami tam spotykanymi. Również bohaterowie wielokrotnie przerywają historie swoich amorów, ponieważ przypominają im się inne opowieści. A te przerwy są także okazją do wzajemnego droczenia się, namawiania, spierania, proszenia…
Obraz ówczesnej Francji Diderot specjalnie przerysowuje. Jego postacie z satyrycznych opowiastek, szczególnie o opacie Hudsonie czy Pani de La Pommeraye, nie wzbudzają sympatii. Tak samo jak pozostałe, stanowiące przykładowe postacie z różnych klas społecznych w satyrycznym przedstawieniu kukiełkowym ulicznego teatrzyku. Widzimy, jak stają przed nami: złośliwy, przygarbiony, uśmiechający się podstępnie lichwiarz, cwany i rozrzutny kawaler, gruba i rumiana oberżystka, opasły i lubieżny opat, kapitan o szalonym wzroku, rozwydrzony paniczyk, słodka i chciwa dewotka…
Diderot pozwala sobie na wiele. Krytyka Kościoła, mieszczaństwa, salonów. W dodatku puszcza pisarskie wodze, pozwalając sobie na opowiedzenie prawdziwie erotycznych historii. Jedna to opowieść o zemście i miłosnej intrydze, bliska stylowi późniejszych „Niebezpiecznych związków” Choderlosa de Laclosa. Druga to bardzo sprośny fragment historii amorów Kubusiowych, opowiedziany soczyście, z wiejską swadą.
Czy wielki XVIII-wieczny umysł wkroczył z butami do salonów szlacheckich i mieszczańskich pokoi? Może otworzył szeroko bramy kościołów, wpuszczając tam światło Oświecenia? Albo na ile, w słowach Kubusia, w dość makabryczny sposób przewidział zbliżającą się rewolucję: „Kubuś: Może mnie wcale nie powieszą? Pan: Co to, to wątpię. Kubuś: Jest może napisane w górze, iż będę obecny przy powieszeniu kogoś innego; a ten inny, kto wie, kto to? Czy jest blisko, czy daleko? Pan: Panie Jakubie, bądź wisielcem, skoro los tak każe i koń twój tak powiada; ale nie bądź bezczelny: skończ z głupimi przypuszczeniami (…)”[4]?
___
[1] Denis Diderot, „Kubuś Fatalista i jego pan”, tłum. Tadeusz Żeleński (Boy), wyd. Książka i Wiedza, 1987, s. 5
[2] Alan Alexander Milne, „Chatka Puchatka”, tłum. Irena Tuwim.
[3] Denis Diderot, op. cit., s. 301-302.
[4] Denis Diderot, op. cit., s. 78-79.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.