Dodany: 17.10.2017 00:48|Autor: misiak297

Dusiciel z Osiedla


„Wtedy tamte ręce zarzuciły jej od tyłu szalik na szyję i poczęły go zaciskać. Przerażenie, jakie w tym momencie uczuła, sparaliżowało mięśnie, nie była w stanie zerwać się, odepchnąć tych strasznych rąk, które z wolna odbierały jej życie. Tak silna zwykle, zdrowa, młoda – nie potrafiła w decydującej chwili zrobić użytku ze swoich wygimnastykowanych mięśni, mocnych, muskularnych nóg i rąk. Może sprawiła to noc i pustka dokoła niej, strach, że umiera nagle, samotnie, bez żadnej ku temu przyczyny. Potem już wszystko przestało istnieć”[1].

Trwa jesień. Wybudowane na obrzeżach Warszawy Osiedle, przywodzące na myśl małe miasteczko, staje się sceną ponurych wydarzeń. Nocą ktoś napada na samotne kobiety wracające znaną, bezpieczną trasą do domów. Niektórym udaje się wyrwać napastnikowi i uciec. Inne nie mają tyle szczęścia. Dochodzenie prowadzi kapitan Szczęsny. Milicja długo nie potrafi wytropić dusiciela – trudno znaleźć klucz, podejrzanych, śledczych prześladuje też pech (jeden ze świadków kolejnego napadu jest tak pijany, że trudno wydobyć z niego sensowne zeznania). Narasta panika. Wreszcie pojawia się ślad – wszystko wskazuje na to, że morderstwa są w pewien sposób powiązane z fabryką „T-20” na Północnej Pradze.

„Nie bój się nocy” (cóż za przewrotny tytuł!) to jeden z najlepszych utworów Anny Kłodzińskiej. Więcej tu kryminału niż typowej powieści milicyjnej. Czyta się z zapartym tchem. Akcja jest zawikłana, a intryga – całkiem sensowna; panuje napięcie. Taki kryminał – choć niewątpliwie trąci myszką – może zadowolić i dzisiejszych miłośników gatunku. Zresztą podobnie jak zamieszczona w tej samej książce miniatura kryminalna „Nienawiść”. Jej bohater planuje zabójstwo żony (to zbrodnia prawie idealna w swej prostocie!), nie potrafi jednak przewidzieć rozmaitych komplikacji.

A między wierszami, gdzieś obok zbrodni i intrygi, znajdziemy mnóstwo szczegółów, które tyle mówią o minionej epoce! O świecie właściwie nie tak bardzo odległym czasowo, a jednak zupełnie innym niż ten, w którym dziś żyjemy. To drobiazgi, ale mają w sobie dużo uroku i wiele mówią o rzeczywistości minionej – jak zwyczaj wyrzucania śmieci jako pakunków zawiniętych w gazetę, dzwonek do drzwi owinięty flanelową szmatką w obronie przed energiczną mleczarką, która budziła swoich klientów o szóstej rano, futra z imitacji karakułów (symbol dobrego smaku i wyszukanej elegancji), koszule szyte na zamówienie przez krawcowe, pracownice otrzymujące pochwałę z okazji Dnia Kobiet i Święta Pracy, na wniosek rady zakładowej nagradzane premią „za jakieś prace przy dekorowaniu świetlicy”[2], te kawiarniane „Podwieczorki przy mikrofonie” (występują Jerzy Połomski i Tadeusz Chyła). Jest tu mnóstwo wypełnionych ciekawymi szczegółami fragmentów, jak choćby ten, w którym kapitan Szczęsny je obiad w kasynie:

„Wszedł do kasyna. Siwy szatniarz odebrał od niego ortalionowy płaszcz, podbity brązowym »misiem«, i westchnął; jak zwykle, wieszak był urwany. Szczęsny ciskał płaszcz byle gdzie, wieszał na gwoździu, na parkanie, ortalion jakoś to wytrzymywał. Nie wytrzymał tylko pewnego ciosu nożem, ostrym jak brzytwa, po którym płaszcz znalazł się u krawca specjalisty, a kapitan w szpitalu. Ale to było dawno. W grającej szafie pod ścianą kasyna seriami eksplodował bigbeat, zagłuszając rozmowy. Ktoś podszedł, wyłączył płytę, bigbeat wrzasnął i umilkł. Wszyscy odetchnęli z ulgą, była w tym nawet pewna satysfakcja, taka możliwość nagłego uciszenia, skromny dowód panowania człowieka nad techniką. Szczęsny przeszedł przez salę, obejrzał, co było w bufecie, zamówił tatara, pieczywo i kotlet schabowy”[3]

A oto inny obrazek, przedświąteczny. Jeden z bohaterów, pan Piekarski, staje na końcu długiej kolejki na poczcie:

„Kolejka przed ladą, gdzie urzędowała celniczka, liczyła co najmniej trzydzieści osób. »Trzydzieści – pomyślał – każdy będzie załatwiał z pięć minut, jeżeli nie dłużej, a więc sto pięćdziesiąt minut, czyli dwie i pół godziny czekania. Jak dobrze pójdzie«. Wiedział, że z różnych kątów poczty powyłażą później jakieś typy, zakutane w płaszcze, i będą wmawiać, że »tu stały«, że ktoś »wyszedł coś zjeść, bo czeka od rana«, a inny »skoczył« po papier albo dodatkowy prezent i kolejka urośnie jeszcze o kilkanaście osób. Na czekanie był przygotowany, ale w granicach rozsądku. Przezornie zjadł obiad i zabrał kilka czasopism. Jak co roku, postanowił, że dłużej niż dwie godziny stać nie będzie – i jak co roku wiedział, że wystoi tyle, ile trzeba, aby paczka do brata we Francji doszła na czas. Wszystkie krzesła pod ścianą były oczywiście zajęte, na każdym siedziała starsza, solidnie ubrana pani, z góry wiadomo było, że będzie na tym krzesełku przesuwać się, krok za krokiem, aż do lady z celniczką. Piekarski westchnął. Zapomniał o starszych paniach, trzeba było wziąć składany taboret, którego używał łowiąc ryby. Mimo woli zerknął na cudze paczki. Wódka eksportowa, bez niej się naturalnie nie obejdzie, polędwica (skąd oni wzięli?), cepeliowskie lalki... W tym roku panowała moda na wysyłanie kolorowych włóczkowych pantofli. Były także »głowy wawelskie«. Poukładane na papierze, między suchą krakowską a suszonymi grzybami, patrzały obojętnym okiem gdzieś w przestrzeń, niektóre uśmiechały się martwą twarzą, a w ogóle, robiły tu, w tłoku na poczcie, niesamowite wrażenie”[4].

Kryminały milicyjne – kojarzone z propagandową literaturą gorszego sortu – mimowolnie stały się kroniką tamtego świata. Dziś mogą być nie tylko mniej lub bardziej udaną rozrywką. Ich lektura zapewnia także całkiem atrakcyjną lekcję historii. „Nie bój się nocy” jest zarówno świetnym kryminałem, jak i obrazkiem wyjętym żywcem z lat sześćdziesiątych. To właśnie dawne dzieła sztuki – literatura, filmy – niczym swoisty skansen przechowały ten świat.


---
[1] Anna Kłodzińska, „Nie bój się nocy; Nienawiść”, Wydawnictwo CM, 2017, s. 27.
[2] Tamże, s. 144.
[3] Tamże, s. 105.
[4] Tamże, s. 63-64.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1419
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Marioosh 05.09.2020 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: „Wtedy tamte ręce zarzuci... | misiak297
Jestem zaskoczony tym, że ta książka przez czytelników BiblioNETki oceniona jest najwyżej spośród książek Kłodzińskiej. Moim zdaniem jest przeciętna, nie ma w niej jakiejś porywającej intrygi ani ciekawych smaczków czy choćby propagandy z której można by trochę "podrzeć łacha", jedyne co mi się podobało, to cytat ze Stanisława Lema i scena nagrywania "Podwieczorku przy mikrofonie". Są za to zawsze zniechęcające mnie literówki, w innych książkach wydawnictwa CM częste ale tu jest ich wyjątkowo dużo - co ciekawe, w starych Czytelnikowych czy MON-owskich wydaniach takich baboli nie było. Moja perełka z tej książki: dawna partnerka dyrektora widząc go bladego w knajpie mówi mu, żeby wyjść, bo jest zmoczony...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: