Dodany: 16.10.2017 13:43|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Wielkie nadzieje i stracone złudzenia



Recenzent: Konrad Urbański (Bloom)


„Małe życie” Hanyi Yanagihary zrobiło w Polsce oszałamiającą karierę – o książce dyskutowali blogerzy i krytycy, w większości nią zachwyceni. Garstka, w tym ja, po kilkuset stronach budziła się i pytała – po co? „Ludzie na drzewach”, kolejna wydana w Polsce powieść Yanagihary, znów obiecuje wiele, a daje bardzo mało.

Czuję się oszukany przez pisarkę. Teraz nawet bardziej niż po „Małym życiu”, któremu dałem szereg szans, z bólem, trudem i wzrastającą niechęcią dobrnąłem do 500. strony, żeby stwierdzić – wystarczy. Co, rzecz jasna, nie przeszkodziło mi sięgnąć po „Ludzi na drzewach”. I co? I nic, dalej twierdzę, że Hanya Yanagihara jest literacką hochsztaplerką.

To historia o Abrahamie Nortonie Perinie opowiedziana przez Ronalda Kuboderę. Wszedł on w posiadanie dziennika Periny i opracował go, dodając szereg przypisów mniej lub bardziej korygujących główną treść. A ta jest niebagatelna, ponieważ dotyczy poszukiwania nieśmiertelności. W buszu, dodajmy, pośród „dzikusów”, rzekomo dobrze znających jej sekret, ale płacących wysoką cenę za ten przywilej. To wątek główny – do niego podoczepiała autorka szereg innych (np. pedofilii), o wielu z nich czytelnik wie już po lekturze pierwszych kilku stron. Worek poruszanych w książce tematów zawiera także podstawowe problemy antropologiczne, jak obcość czy spotkanie z obcym.

Powieść sprzedawano w USA jako fabularyzowaną biografię Daniela Carletona Gajduska, odkrywcy czynnika powodującego m.in. chorobę Creutzfeldta-Jakoba, laureata Nobla z fizjologii i medycyny. Oparciem formalnym byli natomiast dla Yanagihary Tomasz Mann („Doktor Faustus” – historia człowieka wybitnego opowiedziana przez jego ucznia) oraz Vladimir Nabokov („Blady ogień” – tekst główny z przypisami, które wpływają na jego treść). Czyli jest wszystko, co powinno mnie zachwycić: wielkie i „przeklęte” tematy, duże nazwiska, czerpanie od mistrzów literatury. Czemu zatem Yanagihara mnie nie zachwyca, skoro wszyscy krytycy i lwia część blogerów usiłowali mi wytłumaczyć, że zachwyca?

Hanya Yanagihara to literacka hochsztaplerka. Prawdopodobnie jest w zmowie z Donną Tartt, ponieważ powieści jednej i drugiej zachwycają w teorii, a w praktyce wypadają nieco gorzej. Obie panie są pilnymi uczennicami – tu wykażą się lekturą „Doktora Faustusa”, tam błysną cytatem z Nietzschego, okraszą tekst dziełami sztuki, parafrazami filozofów, artystów, myślicieli… Wszystko pięknie, ale co jest za tym, jaka głębia, w jakie filozoficzno-egzystencjalne odmęty chcą zanurzyć swoich czytelników i co przed nimi odkryć? Niestety, bardzo niewiele – duża część intelektualnych wtrętów to niewnoszące kompletnie nic ozdobniki, świecidełka, które pięknie ozdobią powieść i zamaskują smutny fakt, że nic odkrywczego w niej nie ma. Obie pisarki potrafią za to nadmuchać swoje książki do granic możliwości, tworząc sprawnie, ale wciąż rzemieślniczo. Czyta się tę prozę dobrze, płynie się przez nią gładko, momentami może nawet za gładko, ale co z tego? „Szczygieł” nie pozostawił we mnie nic, „Małe życie” – jeszcze mniej (szukałem i jedyne, co znalazłem to nieracjonalne zadawanie sobie cierpienia z powodu traum z dzieciństwa i nieumiejętności dopasowania się do środowiska – trochę mało jak na wielkie obietnice). Śmiem twierdzić, że każdego obeznanego ze swoim fachem literata stać na takie książki.

U jednej i drugiej autorki coś nie gra. Ich powieści, pomimo sprawności warsztatowej, miejscami nieznośnie nużą. Są tak przemyślane i domyślone, że brakuje w nich miejsc prawdziwie genialnych. Nie spodziewam się, że co drugie zdanie będzie dla mnie odkryciem – ale jednocześnie oczekuję genialności frazy, olśnienia słowem, specyficznego rytmu, który spaja się ze świadomością, trafia do głowy i nie chce z niej wyjść. Język, bohaterowie, fabuła – w „Ludziach na drzewach” doprowadzone są do rzemieślniczej perfekcji, wyuczone, wystudiowane, a przez to mało porywające.

Nie miałbym aż tak krytycznego zdania o tych dwóch autorkach, gdyby nie jeszcze jeden zgrzyt – działy promocji okrzyknęły ich powieści arcydziełami. Cóż, powieści rzemieślniczo sprawne, które można przeczytać raptem w kilka wieczorów, pozostawiające po sobie dziwne poczucie niedosytu, a nawet – głodu, nie zapiszą się trwale w historii literatury. Oczywiście – arcydzielność to kwestia gustu i na zawsze kwestią gustu pozostanie. Dla mnie, jak pewnie dla wielu innych czytelników, arcydzieło to taka książka, po której przeczytaniu rzeczywiście inaczej spogląda się na rzeczywistość, na ludzi dookoła, na siebie samego; która pozostawia wyraźny ślad w świadomości, po czym czytelnik ma zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi. Jak zatem „Ludzie na drzewach” czy „Szczygieł” wyglądają przy utworach uznanych za arcydzieła? Chyba odrobinę blado.





Autor: Hanya Yanagihara
Tytuł: Ludzie na drzewach
Tłumacz: Jolanta Kozak
Wydawca: W.A.B., 2017
Liczba stron: 576

Ocena recenzenta: 3/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15002
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 68
Użytkownik: Anna125 17.10.2017 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzent: Konrad Urbań... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Recenzja z nowej Yanagihary. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że ktoś ją popełnił:). Troszkę mina mi zrzedła, kiedy ją przeczytałam.
„Literacka hochsztaplerka” - mocna, krytyczna ocena. Czym kugluje, jak oszukuje? Zastanawiam się dlaczego piszesz, że jest erudytką - w „Małym życiu” takich popisów nie zauważyłam, no ale „Ludzi na drzewach" nie czytałam - więc może tam to robi w nadmiarze. Pytanie, co jest w tej erudycji, że Ciebie zirytowała? Chyba to dobrze, kiedy autor odwołuje się do znanych nam opowieści, cytatów, dla niektórych mogą to być smaki. Genialna fraza - tej szukam w poezji, u filozofów, a nie w powieści. Bardzo mnie ciekawi, co Ciebie znużyło. Z Tartt bym nie porównywała ale pytanie - co w tym przypadku masz na myśli?

Piszesz, że „każdego obeznanego ze swoim fachem literata stać na takie książki” - na „Małe życie” - nie sądzę. To specyficzna i szczególna książka. Czy jest arcydziełem - tego nie wiem. Natomiast z pewnością wyróżnia się na tle zalewu książek. Czy będzie arcydziełem sprawdzimy za sto lat. Historia zweryfikuje. "Małe życie" pokazuje pewien układ dla Polaków na razie niezrozumiały, ponieważ my na rodzinie stoimy, przynajmniej starsze pokolenia.
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 07:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja z nowej Yanagiha... | Anna125
Zarzut erudycyjnych popisów odnosi się przede wszystkim do "Ludzi na drzewach" i to przede wszystkim do formalnej strony powieści - forma jest wprost ściągnięta z "Doktora Faustusa", pośrednio też z "Bladego ognia". Nie mam absolutnie nic do twórczego inspirowania się wielkimi twórcami, pod warunkiem, że zainspirowanemu służy to do przebicia poprzednika, chociażby próby przebicia poprzednika. Yanagihara nawet nie zbliża się do Manna, przede wszystkim ideowo. To właśnie rozumiem poprzez pustą erudycję Yanagihary - bardzo mi miło, że zna Tomasza Manna, przyjemnie mi z tą świadomością. Ostatecznie jednak oczekiwałbym więcej.

Rozumiem, że nie szukasz genialnej frazy w powieści. Ja za to jej tam poszukuję. I co więcej - udaje mi się ją odnaleźć. U Manna, Prousta, Dostojewskiego, Conrada, Gombrowicza, Joyce'a. U twórców współczesnych - Foera, Mulischa, Flanagana. Stawiam obok ich Yanagiharę - i tego nie widzę, pomimo usilnych prób. Może to kwestia gustu, może Yanagiharze rzeczywiście czegoś brakuje. Trudno rozstrzygnąć.

Książki Yanagihary promuje się u nas jako niemalże arcydzieła. Nie przyczepiałbym się do jej powieści, gdyby nie ta łatka. Od arcydzieła oczekuję dużo więcej, niż powierzchownego nawiązania do wielkich twórców. Yanagihara sprawnie mieli, przekształca, ale żadne głębsze przesłanie - moim zdaniem - za tym nie idzie. Po 500 stronach "Małego życia" czułem się wypruty z emocji od tego ustawicznego cięcia. I nic poza tym; ani nie zapragnąłem się ciąć jak Jude, ani nie zrozumiałem bardziej rzeczywistego świata, ludzi, nawet bohatera powieści.

Może dam jeszcze autorce szansę - sam już nie wiem którą z kolei, po tylu odbiciach od ściany trudno będzie mi jej zaufać.
Użytkownik: Monika.W 18.10.2017 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Zarzut erudycyjnych popis... | Bloom
Też zawsze szukam genialnej frazy.
Zaskoczyłeś mnie nazwiskami - Foera, Mulischa, Flanagana. Nie znam zupełnie. Co warto? Mam dostęp do Wszystko jest iluminacją (Foer Jonathan Safran) i Odkrycie nieba (Mulisch Harry). Warto od nich zacząć? Oraz do kilku pozycji Flanagan Richard - jeśli to o tego Flanagan Ci chodziło.

Użytkownik: Bloom 18.10.2017 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Też zawsze szukam genialn... | Monika.W
"Wszystko jest iluminacją" - wspaniała, ale trudna książka. Wymaga skupienia i chociażby pobieżnego zaznajomienia się z judaizmem, obyczajami i obyczajowością żydowską. Foer językowo jest przepyszny. Mulisch to dla mnie gigant niderlandzkiej literatury - erudycyjny, poruszający tyle wątków i "przeklętych problemów" współczesności, że szkoda go nie znać (nie trzeba go znać - po prostu szkoda go nie znać). Flanagan z kolei jest twórcą dosyć nierównym, obok rzeczy świetnych ("Ścieżki północy", "Śmierć przewodnika rzecznego") zdarzają mu się nieco naciągane ("Księga ryb Williama Goulda"). Skala okrucieństwa, szczególnie w "Ścieżkach północy", jest spora, ale Flanagan, w przeciwieństwie do Yanagihary, proponuje spójną wizję świata, w którym okrucieństwo, śmierć i cierpienie to norma. Flanagan to brudny i okrutny świat, opisywany nieprawdopodobnym językiem.
Użytkownik: Monika.W 18.10.2017 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wszystko jest iluminacją... | Bloom
No cóż - dziękuję za polecanki. Słabo znam współczesną literaturę. Jest jej za dużo. I trudno znaleźć coś sensownego. I potem marnuję czas na różne okrzyczane bezstsellery. Choć Małego życia udało mi się uniknąć dzięki Louri'emu i jego recenzji. Od razu wiedziałam, że nie tego szukam w literaturze.

Twoje 3 tropy wyglądają dobrze. Spróbuję. Już się w kolejce na Ścieżki północy zapisałam w bibliotece, pozostałe są dostępne, wypożyczę przy okazji.
Użytkownik: Jabłonka 26.11.2017 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: No cóż - dziękuję za pole... | Monika.W
Moniczko, Flanagana mam całego, zaczytuje się nim... polecam! Mulisch to Twój kaliber, niełatwa proza, wielowątkowa i piękna. Polecam "Dwie kobiety..." i genialne "Odkrycie nieba".
Użytkownik: Monika.W 27.11.2017 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniczko, Flanagana mam c... | Jabłonka
Mulischa mam właśnie "Odkrycie nieba". Flanagana - "Ścieżki północy". Zobaczę.
Nie chcę się aż tak bardzo zamykać przed nowościami, wciąż liczę na to, że znajdę coś ciekawego. Dlatego wypowiedź Blooma o tychże pisarzach zaintrygowała mnie.
A co Ci się w Flanaganie podoba?
Użytkownik: Raptusiewicz 28.11.2017 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Mulischa mam właśnie "Odk... | Monika.W
To może przy okazji dodam, co mi się nie podoba? Według mnie "Ścieżki północy" to takie połączenie romansu z książką o wojnie, a przemyślenia autora wydają mi się raczej pseudogłębokie. Ale jest dość uznany.
Użytkownik: Monika.W 28.11.2017 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: To może przy okazji dodam... | Raptusiewicz
"połączenie romansu z książką o wojnie" - brzmi strasznie, wszystko, czego nie lubię.
Użytkownik: Monika.W 28.11.2017 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Heh, a Przeminęło z wiatr... | LouriOpiekun BiblioNETki
Pewnie - Lalka to w ogóle 3 kategoria, bo zwykły romans bez wojny.
Niuanse, drogi Louri, niuanse.
Użytkownik: Raptusiewicz 29.11.2017 12:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Heh, a Przeminęło z wiatr... | LouriOpiekun BiblioNETki
Miałam na myśli raczej romans w sensie gatunkowym, a nie jakiekolwiek relacje miłosne w literaturze. Ale, nawet gdyby powyższe tak skategoryzować, to przynajmniej mają jakąś wartość naddaną :P
Użytkownik: Raptusiewicz 29.11.2017 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "połączenie romansu z ksi... | Monika.W
Ale to tylko opinia jednego czytelnika ;)
Użytkownik: Monika.W 24.01.2018 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniczko, Flanagana mam c... | Jabłonka
Mulisch przeczytany. Nie wiem, czy mój kaliber. Ale na pewno Kaliber Wielki. Chyba jestem lekko zachwycona. W każdym razie - będzie więcej Mulischa. Nie przypuszczałam, że takie książki współcześnie jeszcze się pisze. I nawet sfilmowano, pewnie poszukam i postaram się obejrzeć.
Użytkownik: Jabłonka 27.01.2018 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Mulisch przeczytany. Nie ... | Monika.W
Ja po przeczytaniu długo czytać nie mogłam... usiadł na mnie ten wielki kamień i ruszyć ani, ani... Książka zakupiona do ponownego przeczytania czyli blisko mieć muszę bo się uduszę :P a na palcach obu rąk przeliczę takie... po film nie sięgnę - strach wizję stracić własną. A Flanagan dużo lżejszy - to odpoczynek, nie zmęczy czytając a czasem zachwyci.
Użytkownik: Monika.W 28.01.2018 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja po przeczytaniu długo ... | Jabłonka
No aż tak to nie miałam. A nawet końcówka w stylu Dana Browna mocno mnie zmęczyła (choć obserwacja Izraela ciekawa). W ogóle element metafizyki w ogóle mi nie pasował, wolałabym chyba bez tego. Choć może nie dałoby się wtedy napisać tej książki?
Czytałaś inne jego książki?
Użytkownik: Jabłonka 29.01.2018 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: No aż tak to nie miałam. ... | Monika.W
"Dwie kobiety..." i mną wstrząsnęły, to dwie krótkie formy. Przeczytałam nie wiedząc z czym się mierzę i została książka ze mną. Resztę mam, całą autora, ale boję się czytać - bo można tylko raz, pierwszy raz... Taka jakaś dziwna się stałam. W sumie to chyba pięć książek jest po polsku, nie licząc zbiorówek... A "Opisanie nieba" poleciła mi przyjaciółka i była zdziwiona jak ja mogę nie znać Takiego pisarza, no jak... teraz ja sądzę tak samo... A Flanagan nierówny - "Klaśniecie jednej dłoni" i "Pragnienie" bardziej mi się podobało, "Ścieżki północy" wtórne jednak a Księgi Ryb chyba nie zrozumiałam bo mi się wcale nie podobała... O tak sobie pomarudziłam...
Użytkownik: Monika.W 11.11.2017 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wszystko jest iluminacją... | Bloom
"Rozumiem, że nie szukasz genialnej frazy w powieści. Ja za to jej tam poszukuję. I co więcej - udaje mi się ją odnaleźć. U Manna, Prousta, Dostojewskiego, Conrada, Gombrowicza, Joyce'a. U twórców współczesnych - Foera, Mulischa, Flanagana. Stawiam obok ich Yanagiharę - i tego nie widzę, pomimo usilnych prób. Może to kwestia gustu, może Yanagiharze rzeczywiście czegoś brakuje. Trudno rozstrzygnąć."
""Wszystko jest iluminacją" - wspaniała, ale trudna książka. Wymaga skupienia i chociażby pobieżnego zaznajomienia się z judaizmem, obyczajami i obyczajowością żydowską. Foer językowo jest przepyszny. "
Przeczytałam Wszystko jest iluminacją (Foer Jonathan Safran).
Niestety - duże rozczarowanie. Genialnej frazy nie znalazłam. A może byłam tak zmęczona częścią pisaną łamaną angielszczyzną przez mało-mądrego Saszę, że fraza i przepyszność językowa w drugiej części mi umknęła?
Nie podzielam Twojego zachwytu książką. Część współczesna nudna i nużąca i irytująca. Część historyczna - dużo lepsza, momentami piękna, zaskakująca i zachwycająca. Gdyby była tylko ta część, to moja ocena pewnie była diametralnie inna. Choć i tak uważam, że "Księgi Jakubowe", opowiadające trochę podobną historię, są o wiele lepsze, kilka poziomów wyżej. Znasz może? Ciekawa jestem Twojej opinii.
Użytkownik: Bloom 24.11.2017 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rozumiem, że nie szukasz... | Monika.W
Owszem, znam. Jak dla mnie "Księgi Jakubowe" są po prostu nudne. Rozwleczone na 800-900 stron tomisko, z mnóstwem bohaterów, którzy niewiele wnoszą do fabuły, z mnóstwem anachronizmów, jakby autorka przeczytała dużo, dużo innych książek o Franku i dawała syntetyczny, ale niestrawny wykład ze swojej wiedzy. "Księgi Jakubowe" były dla mnie chyba największym rozczarowaniem 2014 roku. Bo szykowałem się na naprawdę wielką i wybitną rzecz. Dobrze, że chociaż edytorsko nie można się do książki przyczepić - jest piękna.
Użytkownik: Monika.W 26.11.2017 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Owszem, znam. Jak dla mni... | Bloom
No to chyba mamy zupełnie odmienne gusta czytelnicze.
Przekonam się, bo odebrałam z biblioteki kolejne książki zamówione po Twojej ciekawej wypowiedzi powyżej (tej o "genialnej frazie").
Użytkownik: misiak297 26.11.2017 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No to chyba mamy zupełnie... | Monika.W
A "Małe życie"?:)
Użytkownik: Monika.W 27.11.2017 08:15 napisał(a):
Odpowiedź na: A "Małe życie"?:) | misiak297
A "Małe życie" omijam. Nie mam go w planach czytelniczych. Dyskusja, która tutaj rozgorzała po recenzji Louri'ego (i nie tylko), przekonała mnie, że to nie jest książka dla mnie. Ani tematyka, ani sposób przedstawienia. Co do zasady mówię "nie" współczesnej literaturze amerykańskiej, bo to rzemiosło będące wynikiem kursów pisania (rzecz dla mnie charakterystyczna dla USA). A nie rzemiosła (choćby najlepszego) szukam w literaturze.
Użytkownik: Monika.W 24.01.2018 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wszystko jest iluminacją... | Bloom
"Mulisch to dla mnie gigant niderlandzkiej literatury - erudycyjny, poruszający tyle wątków i "przeklętych problemów" współczesności, że szkoda go nie znać (nie trzeba go znać - po prostu szkoda go nie znać)."
Masz rację - szkoda go nie znać. Bardzo się cieszę, że go poznałam. W sumie dzięki Tobie. Jakoś nie istnieje na Biblionetce, nie dyskutuje się o nim, nie wywołuje zachwytów (ani nawet krytyki).
Szkoda.
Bardzo duża szkoda.
Bo "Odkrycie nieba" to książka totalna. O wszystkim. Czasem miałam wrażenie, że jest w niej aż za dużo.
Po nieudanym tropie w Foera, bardzo dziękuję za wskazanie Mulischa. Będę go czytać dalej.
Użytkownik: Bloom 25.01.2018 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "Mulisch to dla mnie giga... | Monika.W
Ja z kolei bardzo się cieszę, że Mulisch przypadł Ci do gustu :) Fakt, ale niekoniecznie musi istnieć (jak każdy zresztą autor) - najważniejsze, że przemawia właśnie do Ciebie. Do nikogo więcej nie musi. I na tym chyba polega literatura. Teraz może cieńszy Mulisch, czyli "Procedura". Malutkie, niezbyt obszerne, a też solidnie kopiące po czerepie.
Użytkownik: Monika.W 27.01.2018 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja z kolei bardzo się cie... | Bloom
Teraz Flanagan - ostatni z Twojej listy. Czeka wypożyczony już, Ścieżki północy. Ale nie wiem, kiedy zacznę - czuję przesyt beletrystyką.
A Mulischa przeczytam wszystko, co u nas wyszło. Zresztą nie ma tego za dużo.
Użytkownik: Bloom 27.01.2018 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz Flanagan - ostatni ... | Monika.W
Na dodatek już w lutym wychodzi kolejna książka Flanagana... A z mojej listy czytelniczej wynika, że przeczytam ją może za 50 lat...
Użytkownik: Monika.W 28.01.2018 17:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Na dodatek już w lutym wy... | Bloom
A wszystkie Flanagany czytasz? Aż taki dobry? Jakoś na razie się nie zabieram, coś mi się zdaje, że się rozczaruję, że to tylko beletrystyka dla mnie będzie, bez tego czegoś więcej. Nie wiem czemu. Może kiczowata okładka i głupie zachwyty na niej tak mnie zniechęciły? Skończyłam Syzyfowe prace i zacznę dziś Kot, który spadł z nieba (Hiraide Takashi). Masz jakieś dalsze tropy dla mnie? Równie nieznane i równie zaskakujące?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.01.2018 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A wszystkie Flanagany czy... | Monika.W
O, ciekawam, co powiesz o "Kocie...".
Użytkownik: Monika.W 07.02.2018 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: O, ciekawam, co powiesz o... | dot59Opiekun BiblioNETki
Powiem: Baaaaaardzo japoński. Japoński do trzewi. Czasami bardzo to odczuwałam i niewiele rozumiałam.
Dobra rzecz, nawet bardzo dobra. Choć wciąż czuję niedosyt jakiś, chyba rodzaj głębokiego niezrozumienia.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.02.2018 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiem: Baaaaaardzo japoń... | Monika.W
Też nie do końca rozumiem ludzi Wschodu. Ale ta książeczka jest pełna swoistego uroku, choć o tytułowym kocie jest w niej znacznie mniej, niż o narratorze :-).
Użytkownik: Monika.W 07.02.2018 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Też nie do końca rozumiem... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bo to prawdziwa japońska opowieść o duszy. A nie komercyjna opowiastka o kotku, napisana akurat o kotku, bo się dobrze sprzedaje.
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Zarzut erudycyjnych popis... | Bloom
Dziękuję pięknie za odpowiedź:). Teraz rozumiem. Odnośnie kwestii "przebicia" Manna to nie oczekiwałam tego. W ogóle sądzę, że jeśli dojdzie do "przebicia" to pewnie dzisiaj lub "tu i teraz" go jako czytelnicy nie zauważymy (w swojej większości), ponieważ będzie na tyle inne, odmienne, że nie do zaakceptowania. Jednak mogę nie mieć racji.

Wspaniale, że podałeś przykłady. Pisarze, których wymieniasz to wielcy twórcy, nie wszystkich czytałam, a jeśli to wyimki np. Prousta - pierwszy tom. Innych może trochę więcej.
Ze współczesnych przez Ciebie wymienionych znam Flanagana i jest to jedno z moich większych rozczarowań. Gdybym miała rekomendować innych współczesnych z magią dla mnie to byliby to D.Foster Wallace, Carver, Buzzati, A. Carter, Munro i jeszcze jest jakiś Niemiec (nie pamiętam nazwiska, adwokat, pisze krótkie, skondensowane opowiadania). Oni wyznaczają nowe ścieźki - oczywiście moim zdaniem. Za wiele nie czytam więc pewnie chodzi o gusta, z którymi nie sposób dyskutować. W ogóle wydaje mi się, że czas na krótsze formy.

Nie wiem, czy "Małe życie" to arcydzieło, tak jak już napisałam. Czy była okrzyknięta arcydziełem? Wielu pewnie nawet nie wiedziałoby, że taka książka wyszła. Jednak mówiło się o niej, to prawda. Jednakże od samego początku odbierano ją jako kontrowersyjną tj. miała swoich zwolenników i zagorzałych przeciwników, tu w bbnetce też. Zastanawiałam się, czy to aby nie kwestia poruszanych tematów. Jeśli tak to ociera się o przekonania, z nimi nie sposób dyskutować.
Mnie poruszyła. Może dlatego, że bliskie są mi klimaty opisywane przez nią. Przyjaciele niekiedy wiedzą o mnie więcej niż rodzina, te związki mogą być głębsze, bowiem są z wyboru. Moim zdaniem świat zmienia się w tym kierunku. Młodzi są sami, razem wynajmują mieszkania, znam takie życie. Yanagihara uchwyciła w "Małym życiu" kilka dramatów, może stron było za dużo lecz gdybym miała coś wyrzucić to nie umiałabym zdecydować. Konstrukcja i forma (np. opis mieszkania) była bardzo dobra i zagmatwanie psychologiczne opisywane z pozycji głównego bohatera świetne, bardzo prawdziwe.
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję pięknie za odpow... | Anna125
Również dziękuję za odpowiedź i podjęcie dyskusji :)

Nie należę do konserwatystów - tematy, które porusza Yanagihara, nie są mi obce, nie stanowią dla mnie przeszkody. Przyznaję, autorka nadąża za światem. Ale jest czapka ciekawszych książek o współczesnym społeczeństwie, o relacjach i ich rozkładzie - żeby daleko nie szukać, wspomniany już Foer czy Franzen, żeby nie omijać Rotha czy Saundersa. Cóż, nie wiem, co sądzisz o pozostałych, ale Philip Roth to gigant i postawienie przy nim Yanagihary to jak postawienie muchy przy słoniu.

A że Flanagan Cię nie kupił - cóż rzec. Epatuje okrucieństwem z równą przyjemnością, co Yanagihara, jednak u niego okrucieństwo wpisuje się w ogólną wizję świata: brudnego, pozbawionego nadziei, który jednocześnie opisywany jest tak nieporównywalnym z nikim językiem (to, jak Flanagan potrafi w jednym zdaniu czy akapicie wymieszać wzniosłe z niskim - coś niezwykłego).
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Również dziękuję za odpow... | Bloom
Ok, Franzen - tak lecz lżej traktuje tematy. Roth - jak najbardziej - zgoda. Saundersa nie znam, Foera też nie.. Do Flanagana zrobię jeszcze jedno podejście - książka, którą poleciłeś Monice., a Foera też wrzucę do schowka. Okrucieństwa nie lubię, beznadziejnego świata podobnie. Bohaterowie Yanagihary walczą. Czasem walka jest przegrana, czasem wygrana. "Muchy przy słoniu" - zdecydowana opinia. Żyjemy w świecie kontrastów, przeciwstawiania, sama nie wiem, czy to dobrze? Skąd mamy pewność? Jednocześnie jest to bardzo wyraziste, więc tym samym daje kierunek, jest ewolucyjne - szybko wiedzieć i zdecydować. Utrzymanie ambiwalencji, niepewności, dwóch skrajności w umyśle jest szalenie trudne. Opowiadamy się za lub przeciw. Tolerowanie niewiadomego jest bardzo nieprzyjemne. Pytanie, czy tyczy się to Yanagihary - nie wiem.

Nie, nie myślę, że jesteś konserwatystą. Dzisiaj te pojęcia starciły już swoją zawartość tj. mam na myśli, że nie określają poglądów, przekonań. Moim zdaniem są wymieszane i w zasadzie należałoby się dopytać o to, co Ty i ja rozumiemy pod etykietą "konserwatyzm", "lewicowość".
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Również dziękuję za odpow... | Bloom
Eh, Saunders w ostatnim wywiadzie nie jest specjalnie porywający (w magazynie Książki, przedruk z Guardiana), przed chwilą przeczytałam. Dziwny wywiad, o cyzelowaniu swoich tekstów.
Jednocześnie - Booker 2017 i entuzjastyczne opinie, że podąża za Curverem i Wallacem są dobrą rekomendacją. Opowiada o wykluczonych. Ciekawe jak pisze - wrzucę do schowka.
Użytkownik: Bloom 19.10.2017 07:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Eh, Saunders w ostatnim w... | Anna125
Nie oceniajmy autora po wywiadzie, a po dziele ;)
Użytkownik: Anna125 19.10.2017 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie oceniajmy autora po w... | Bloom
Jasne ;P, może wywiady to nie jego specjalność.
Pozdrowienia i dzięki za ciekawą dyskusję :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.01.2018 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję pięknie za odpow... | Anna125
Schlink? (ten Niemiec od opowiadań) Jeśli o niego chodzi, popieram. I Munro oczywiście też.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.10.2017 08:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja z nowej Yanagiha... | Anna125
Brawo dla recenzenta, ktoś ośmiela się powiedzieć, że król(owa) jest nagi(a)!

Nie czytałem "Ludzi na drzewach", ale i nie zamierzam, bo wodolejstwa, które pisane jest PO TO TYLKO aby się wzruszać, nie cierpię, a to właśnie dostałem w "Małym życiu". W On (Papużanka Zośka) jest dobra diagnoza takich książek: idealna lektura szkolna, napisane zgodnie z kanonem (wstęp, kulminacja itd.), a do tego idealnie przegrany bohater do wzruszania - jak z dobrze imprintowanego kursu pisarskiego. Być może stąd te pozytywne określenia w recenzji:

"Język, bohaterowie, fabuła – w „Ludziach na drzewach” doprowadzone są do rzemieślniczej perfekcji, wyuczone, wystudiowane, a przez to mało porywające."

I być może można tu zacytować Maleńczuka:

"Kształcony artycha produkuje taśmę
Publika zdycha lecz klaszcze"

Celnie tu Chomiku zwróciłaś uwagę na to, że weryfikacja "arcydzielności" książek Yanagihary nastąpić może po co najmniej kilkudziesięciu latach - a mnie potwornie wkurza okrzykiwanie arcydziełami nowości czytelniczych, tak jak i drukowanie słowa "bestseller" na pierwszym wydaniu książki - której przecież jeszcze ani jeden egzemplarz się nie sprzedał, więc nie można tego ocenić! Ale tak niestety wygląda współczesny marketing...


"co jest w tej erudycji, że Ciebie zirytowała?"
Może chodzi nie ściśle o erudycję, a o rezonerstwo?

"układ dla Polaków na razie niezrozumiały"
Skąd więc ten paradoks, że Yanagihara została nowym Whartonem - w tym sensie, że podobnie jak ten autor, tak i ona odniosła na świecie raczej mierny sukces, za to osobliwie ciepłe przyjęcie i duży szum wystąpiły akurat w Polsce? Jest tak, jak pisze Bloom: "„Małe życie” Hanyi Yanagihary zrobiło W POLSCE oszałamiającą karierę".
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Brawo dla recenzenta, kto... | LouriOpiekun BiblioNETki
Już się bałem, że w negatywnej opinii o Yanagiharze pozostaję jednym z nielicznych. Dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze dostrzega miałkość tej prozy.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.10.2017 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Już się bałem, że w negat... | Bloom
Och, zapewniam Cię, że całkiem spore grono "niezaczarowanych" by się znalazło - choć niekoniecznie będą chcieli się wychylać ze swoją niepopularną, wręcz niepoprawną politycznie opinią! Yanagiharze jedno można przyznać - potrafi pojechać po emocjach i takich tematach, że jeżeli skrytykujesz książkę np. za ową miałkość i swoistą dętość ("Małe życie" dęte jest poprzez wyciskanie do granic cierpliwości czytelnika opisami cierpień, nieszczęść, prześladowań i traum), to z automatu wystawiasz sobie przecież świadectwo braku empatii, zrozumienia i zdolności do głębszych uczuć.
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 09:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, zapewniam Cię, że ca... | LouriOpiekun BiblioNETki
Słusznie - dlatego ja emocjonalnie odpadłem przy "Małym życiu", po którymś cięciu pojawiło się pytanie - po co? W "Ludziach na drzewach" więcej jest sensownej treści, ale powieść nadal odstręcza (oprócz tego, że przewidywalna, to "domyślona" w każdym szczególe, co boli jeszcze bardziej, niż chlastanie się żyletkami i brzytwami przez Jude'a).
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Słusznie - dlatego ja emo... | Bloom
Moim zdaniem krytyków Yanagihary jest bardzo dużo. W bbnetce też, więc chłopaki absolutnie nie jesteście osamotnieni :). Dałabym Wam pod rozwagę jeszcze jedną myśl - jeśli książka budzi kontrowersje, to może coś w niej jest? Naturalnie niekoniecznie ;P
Louri podobnie jest z Rand.
Bloom ludzie nie są racjonalni - to tak à propos "cięcia". To słabość i siła rodzaju ludzkiego, naturalnie moim zdaniem. A jeżeli nie wierzycie to już dwa ekonomiczne Noble zostały przyznane ekonomii behawioralnej :).
Użytkownik: Marylek 18.10.2017 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem krytyków Yan... | Anna125
Raz, że ludzie nie są racjonalni. A dwa, epizody cięcia były reakcjami wynikającymi z depresji bądź jakichś psychoz; te tym bardziej nie są racjonalne.

Użytkownik: misiak297 18.10.2017 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Słusznie - dlatego ja emo... | Bloom
Wiele można "Małemu życiu" zarzucić, ale akurat odpowiedź na pytanie "po co" te cięcia padła.
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 19:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiele można "Małemu życiu... | misiak297
Ok, odpowiedź padła, nie zamierzam się o to sprzeczać. W ogóle nie ma dla mnie znaczenia to, że odpowiedź padła oraz że bohater ciął się z racjonalnych/nieracjonalnych powodów. Nie chciałbym rozmywać dyskusji - nadal, równie pocięty, co bohater, nie dostrzegam drugiej strony tej książki, dna ideowego, które obiecano mi wielkimi rekomendacjami okładkowymi. Nadal nie czuję obiecywanej arcydzielności, wielkości, przełomu.
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ok, odpowiedź padła, nie ... | Bloom
Ha, to może o pewien "ideał" chodzi. I tutaj się różnimy. Dla mnie to opowieść pokazująca współczesny świat, o którym wiem, że istnieje i nie jest wyjątkiem, a raczej wręcz przeciwnie. Ból jest częścią naszego świata od dawna lecz dekoracje i problemy są trochę te same lecz też inne. Boli tym bardziej, ponieważ nadzieje na lepszy świat zostały rozbudzone (moim zdaniem)

Nie warto się przymuszać do czytania książek, które do nas nie mówią, nudzą. Z obiecankami okładkowym masz rację, podążanie za nimi to niestety zguba dla czytelnika. Czym się kierować? J.Sobolewska kilka razy powtarzała: "...własnym gustem, wyborem...". Mam z tym kryterium kłopot, ponieważ za dużo książek obecnie się wydaje, a noty na okładkach i czasami recenzje są marketingowe. Rozeznać się trudno - bbnetka pomaga :), można przeczytać recenzje, dopytać się, a nawet pożyczyć książkę :).
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, to może o pewien "ide... | Anna125
Powtórzę raz jeszcze (w jednym z komentarzy już o tym wspomniałem) - nie należę do konserwatystów, więc w tym sensie proza Yanagihary mnie nie boli. A o interpretację można się spierać długo, do kompromisu raczej to nie doprowadzi ;)

Właśnie, ten nieszczęsny marketing okładkowy - człowiek zawsze uwierzy, nabierze się i kupi książkę. Podniecony otwiera, czyta - i nic. Smutne, przykre. Miałbym pewnie dużo więcej cierpliwości do Yanagihary, może nawet obniżyłbym oczekiwania i powiedział sobie "ok, mam przed sobą taką i taką książkę, o tym i o tym, wezmę, spróbuję, przeczytam". Ale działy marketingu skutecznie mi ją przekreśliły już na wstępie ;)
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Powtórzę raz jeszcze (w j... | Bloom
No właśnie, na marketing okładkowy wpływu nie mamy :( niestety. Odpowiedzialność za słowo staniała.
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Brawo dla recenzenta, kto... | LouriOpiekun BiblioNETki
Oj, Lurie, czułam że w sprawie odezwania się odnośnie "Małego życia" zawsze można na Ciebie liczyć;P. Nawet w związku z tym zastanawiałam się, czy coś napisać. I tu chiałabym, abyś na chwilę się zatrzymał, ponieważ słowa są ważne, nie tylko opisują lecz kreują rzeczywistość. Ja mam odwagę, nie każdy ją może mieć.

Jednak ad rem. Co roku we wrześniu jak wczoraj usłyszałam (słuchając J.Sobolewskiej), że Polska zalewana jest mnóstwem arcydzieł amerykańskich. Co roku jest ich wiele i nie wiem, dlaczego akurat Yanagihara Ciebie drażni, tak mocno. Jeśli coś uwiera to są dwie możliwości albo prowokacja, świecznik, albo głębokie przekonania i wizja świata. Zalewają nas książki i na milionach okładek napisane jest - świetna, nowatorska, arcydzieło, jedyna w swoim rodzaju i tysiące innych PROwych, marketingowych określeń, których celem jest zwiększenie sprzedaży na stosunkowo płytkim i niedofinansowany polskim rynku księgarskim.

Co do lektur szkolnych to przydałby im się poważny lifting, od znajomych nauczycieli z podstawówki i liceum (bo gimnazjum to już przeszłość) słyszę, że nawet Conrad jest nudny i z ich argumentacją trudno się nie zgodzić. Ta Papużanka wyśmiewana przez Ciebie byłaby bliższa życia współczesnych niż Conrad (aczkolwiek akurat ja za nią nie przepadam). Maleńczuka mi nie cytuj, gdyż tak jak kiedyś już odpowiem Ci, on rozumie to inaczej i zapytam, a cóż Maleńczuk mówiąc to miał na myśli:)
Jaką tam karierę zrobiło "Małe życie", spójrz na nakłady książek - ktore się dobrze sprzedały. Stawiałabym na Kinga, różne poradniki, Kalicińską. Nie mam dostępu do nakładów, spróbuję to pośledzić. Whartona nie porównuj, chociaż to pewnie uprawnione lecz podobnie jak de Mello, czy Coelho. Zamiast złościć się i tępić moje myśli kierują się zawsze w stronę - dlaczego tak jest, jakie struny poruszają te książki, czyli o co chodzi.
Użytkownik: Bloom 18.10.2017 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Lurie, czułam że w sp... | Anna125
Nie chodzi wyłącznie o nakłady, ale również o niemal bałwochwalcze komentarzy mnóstwa blogerów i poważnych krytyków (od M. Nogasia począwszy). Poza tym, nie oszukujmy się - po wejściu do Empiku czy jakiejkolwiek innej księgarni, sieciowej, niesieciowej, widzę "Małe życie". Teraz, kiedy minęły dwa lata od polskiej premiery. W ciągu ostatnich dwóch lat byłem w mnóstwie księgarni, pytałem o różne książki - "Małe życia" nie brakowało nigdy. A szczerze wątpię, żeby księgarnia towarowała się w coś, czego nie może sprzedać. King jest w księgarniach od zawsze (on przynajmniej nie pretenduje do arcydzielności), poradniki to też stały element ekspozycji, Kalicińska jest, owszem, ale wepchnięta w półkę. Coelho widzę raz na ruski rok. Więc chyba jednak "Małe życie" zrobiło - i nadal robi, szczególnie po premierze "Ludzi na drzewach" - niemałą karierę.

Nie drażni wyłącznie Yanagihara, ale akurat na nią padło - jest swego rodzaju fenomenem, dlaczego więc nie przyjrzeć mu się uważniej?

"nawet Conrad jest nudny" - fakt, do coraz mniej rozgarniętych licealistów Conrad nie przemówi. Podobnie jak 90% literatury polskiej i światowej - tej miałkiej i tej wysokiej. Czy zatem warto ustalić nowy kanon, włączając do niego Yanagiharę? Szczerze wątpię. Może warto skupić się nie na wiecznych zmianach kanonu, które i tak nie przynoszą żadnych skutków, a pomyśleć nad zmianą podejścia do czytania i książek? Może warto pokazać, że nawet Conrad może być wartościowy dla młodych ludzi? Ale wątpię, czy to do nich dotrze - zawaleni milionami papierów nauczyciele, którzy mają "raptem" odfajkować podstawę i pójść do domu, raczej nie skupiają się na literaturze i jej czytaniu.
Użytkownik: Anna125 18.10.2017 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chodzi wyłącznie o na... | Bloom
Bloom, daj spokój kto przeczyta pięćset stron Yanagihary. Nie wierzę! Jeśli ciągle jeszcze jest w księgarniach to stawiałabym na stare nakłady i "podgrzewanie". "Ludzie na drzewach" to odcinanie kuponów od "Małego życia" i próba zarobienia na tym. Czekałabym na kolejną powieść i wtedy zobaczymy. Zważ, że "Ludzie na drzewach" było debiutem.
Z tymi "mniej rozgarniętymi licealistami" dyskutowałabym. Nie patrzmy własną miarą lecz obecnym czasem. Książki mogą być trudne z uwagi na słownictwo, nieznany kontekst (mam na myśli nie wprowadzony, niektórych spraw nie sposób zrozumieć bez szerszej perspektywy tamtych czasów, aktualnością problemów). Naturalnie wszystko można wyjaśnić, pogłębić lecz na to potrzeba czasu, którego w szkole na lekcjach polskiego ciągle jeszcze brakuje.
Znam kilku świetnych polonistów, uczą w podstawówkach, gimnazjach, liceach i cierpią, ponieważ lektury nie są kompatybilne do współczesnych problemów, z którymi zmagają się uczniowie. Nie wiem jak to rozwiązać (to znaczy miałabym pewnie kilka pomysłów i oni też mają lecz potrzebny konsensus). Oni próbują dokonywać różnych cudów z przekładaniem z polskiego na polski. Jednocześnie, tak jak wspomniałeś mają trochę papierowej roboty lecz czuja odpowiedzialność za przygotowanie do egzaminów i przerobienia programu. Naturalnie, problem pewnie jest bardziej skomplikowany, a moje rozmowy z kilkoma nauczycielami nie są reprezentatywne.
Użytkownik: Bloom 19.10.2017 07:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Bloom, daj spokój kto prz... | Anna125
"czasu, którego w szkole na lekcjach polskiego ciągle jeszcze brakuje" - i nie liczyłbym, niestety, na jakąkolwiek zmianę w tej materii, co przykre.

Sądzisz, że "Ludzie na drzewach" to odcinanie kuponów od "Małego życia"? Mam nadzieję, że tak, że Yanagihara to przelotna moda, która błyskawicznie przeminie, a za czas jakiś obecni chwalący przetrą oczy ze zdumienia i zapytają - co ja takiego w tej powieści widziałam/widziałem? Oczywiście, nie próbuję zasugerować, że to będziesz Ty :) Dyskusja w dużej mierze dotyczy chyba przede wszystkim osobistego gustu, a drugorzędną sprawą staje się realna wartość tej książki. Dlatego trudno będzie nam dojść do sensownego kompromisu ;)

Szanuję wszystkich nauczycieli ambitnych, którym zależy jeszcze na czymś więcej, niż tylko odklepanie swojej roboty i pójście do domu. Ale ci ambitniejsi są kroplą w morzu nijakości - a największym problemem jest chyba właśnie ta nijakość, zabijająca radość z każdej lektury, czy to Yanagihara, czy Conrad.
Użytkownik: Anna125 19.10.2017 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "czasu, którego w szkole ... | Bloom
Tak, ja raczej nie przetrę oczu ze zdumienia :). A może będzie na odwrót i krytykujący odnajdą w niej wartość :).
Użytkownik: Bloom 19.10.2017 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, ja raczej nie przetr... | Anna125
To prawda - ale warto było podyskutować :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 20.10.2017 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Lurie, czułam że w sp... | Anna125
Odpowiedź jest złożona podwójnie - po pierwsze dlatego, że nie można wprost odpowiedzieć na to pytanie, a po drugie dlatego, że chcę w jednym poście odwołać się do wypowiedzi (nie tylko Twoich) z różnych gałęzi dyskusji. Mam nadzieję, że nie wyjdzie bardzo chaotycznie.

Wyżej napisałaś "Przyjaciele niekiedy wiedzą o mnie więcej niż rodzina, te związki mogą być głębsze, bowiem są z wyboru. Moim zdaniem świat zmienia się w tym kierunku. Młodzi są sami, razem wynajmują mieszkania, znam takie życie." - i ja też oczekiwałem opowieści o życiu w NY, a dostałem... no, coś innego, o czym już kłótnia była. Może więc to kwestia rozczarowania (czyli TRZECIA możliwość), poczucie bycia oszukanym, gdy odpakowujemy prezent wyglądający na książkę, a tam tylko ramka na zdjęcie - chociażby nawet przepiękna, złocona ramka ;) Czyż jeśli książka mi nie przypadła do gustu, to ma oznaczać, że to ze mną coś nie w porządku?? Książka jest propozycją skierowaną do mnie, jakim jestem. Może mnie zmienić, może odrzucić, może także rozczarować - na różnych płaszczyznach, ale płaszczyzną nieuczciwości jest składanie fałszywych obietnic - i tak widzę Yanagiharę.

Kwestia owego rozczarowania może być dalej idąca, może się wiązać z współczesnym marketingiem (stąd warto iść za Monika.W w nieufności do nowości i skupieniu np. na "prewersalkach") - kiedy książki z miejsca okrzykuje się arcydziełami (podlewając sosem wspomnianych przez Blooma "bałwochwalczych komentarzy") - strasznie się zdewaluowało to pojęcie. Nie czytam wiele nowości, lecz chociażby ostatnio skończony Bóg rzeczy małych (Roy Arundhati) mnie rozczarował - i prawdopodobnie jest to ponownie kwestia oczekiwań. Co więcej - książka ta ma podobną wadę, co "Małe życie" - wygląda, jakby jednym z "chwytów" (możemy go nazwać szarlatańskim) jest próba uwiedzenia czytelnika jakimś koszmarnym splotem ludzkich dramatów. U Roy jest to śmierć dziewczynki + molestowanie chłopca + bieda + romans z pariasem + wyrachowane okrucieństwo, tak fizyczne jak psychiczne. U Yanagihary to sieroctwo, znęcanie psychiczne i fizyczne, autoagresja. Mi to przypomina monumentalne sploty tragedii obecne np. w Król Edyp (Sofokles (Sophocles)) a później w Niedole cnoty (Sade Donatien Alphonse François de).

Natomiast niewątpliwie frapujące jest to, czego poszukujemy w lekturze i co sprawia, że podnosimy jej ocenę - poza wartościami obiektywnymi? Nieodżałowana dla BNetki Rigel90 wielokrotnie przywołuje to, że "uwielbia Charlesa Mansona, ale nigdy nie nazwałaby go swoim idolem. Lubi o nim czytać (bez emocji), badać teksty poświęcone mu, szukać nawiązań w książkach, filmach etc". Ja lubię czytać o amerykańskich rodzinach, w których oficjalnie rządzi "american dream", a pod spodem są dramaty - opus magnum w tym temacie to dla mnie akurat historia opowiedziana w filmie "American Beauty", a książka to chociażby Korekty (Franzen Jonathan). Natomiast niektórym osobliwie odpowiada Yanagihara, do wypęku nasycająca swoją twórczość ludzkimi dramatami spod znaku prześladowań, chorych skłonności i nadużyć wszelkiego rodzaju. Bywają autorzy, którzy mają taką swoją "specjalizację" - np. Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy) lubuje się w tworzeniu obrazu klaustrofobicznych małych społeczności/rodzin, w których panuje zawiść, ciemnota i prymitywizm - czasem kulturalny, czasem umysłowy. Co nas ku takim a nie innym lekturom kieruje? Bettelheim w Cudowne i pożyteczne: O znaczeniach i wartościach baśni (Bettelheim Bruno) klaruje, iż dzieci lubią mieć powtarzane wybrane opowieści, gdyż pomagają im one zrozumieć, przetrawić, rozwikłać jakąś wewnętrzną rozterkę, czasem głęboko ukrytą, czasem wręcz przeciwną do jawnie widocznego tematu, zaś gdy dylemat zostanie rozwiązany, dziecko odpuszcza żądania repetycji. Może dorośli mają podobnie, tylko zamiast czytać w koło tę samą książkę, drążą książki podobne, jednego autora, obracające się wokół jednego tematu, którego zawiłości starają się zgłębić i rozwikłać? A może tu jest też odpowiedź na Twój zarzut mojego "przyczepienia się" do "Małego życia" akurat (abstrahując od faktu, że ta dyskusja jest pod recenzją książki tej samej autorki) - że miałem obiecany temat, który mnie nurtuje, a dostałem coś zupełnie nieposzukiwanego?

Dużo jest mowy o Conradzie i kanonie lektur - ja bym z kolei tutaj raczej widział Frankenstein (Shelley Mary Wollstonecraft), którego bym nie przeczytał bez przymuszenia się CSA, a którego uznaję po lekturze za dzieło bardzo aktualne, przebogate w interpretacje, a także zwyczajnie interesujące! Shelley mogłaby go przerobić na coś na kształt "Małego życia", gdyby tragiczne przypadki sztucznego człowieka rozciągnęła w opisie jego cierpień na dodatkowe 400 stron ;)

Aha - ależ ja nie wyśmiewam Papużanki! To, co napisałem, to odniesienie do fragmentów "Onego" - moim zdaniem bardzo celnych. A to, czy te słowa powiedział Maleńczuk czy kto inny - nie ma znaczenia, liczą się słowa, zaś samego muzyka przywołuję, bo cytuję - nie chcę być posądzony o plagiat tych słów ;)


"jeśli książka budzi kontrowersje, to może coś w niej jest"
Ależ oczywiście, podobnie jak "coś" może być w książce, jeśli nie budzi kontrowersji; oraz że jeżeli książka jest pisana właśnie PO TO, aby budzić kontrowersje, to prawdopodobnie "coś" w niej może być jedynie przypadkiem ;) Nie do końca wiem, do czego pijesz z Rand, ale na pewno wielką literaturą to jej powieści nie są. Ale i tak "Atlasowi..." szóstkę postawiłem! Z pewnością jednak nie jestem "randystą" - zbyt wiele można zarzucić tak samej twórczyni obiektywizmu, jak i jej filozofii.

"Ludzie na drzewach" to odcinanie kuponów od "Małego życia" - zgadzam się!
A wypowiedź zbirone niżej jest także w ton z tym, co napisałem w pierwszym moim poście w tym temacie.


PS: nie przekręcaj proszę mojego nicka, to dla mnie przykre :/ (tak tak, wiem, problemy pierwszego świata)
Użytkownik: Anna125 20.10.2017 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiedź jest złożona po... | LouriOpiekun BiblioNETki
Lourie!
Przekręcanie - znowu mi się przydarzyło. Błąd. Przepraszam. W naszej dyskusji to słowo może czerpać z innych znaczeń i dlatego proszę Cię o pominięcie wszystkich oprócz - "głupio mi". Błędy się ludziom zdarzają, chociaż chcielibyśmy być -przynajmniej ja - perfekcyjni w sprawach, na których nam zależy.
Pytanie, które postawiłam jest trudne i nie było zaczepką, sama często je sobie stawiam. To nawyk w moim zawodzie. Odpowiedź czasami znajduję, a czasami nie sposób do niej dotrzeć. W zasadzie nie wiem, o co się spieramy - dla mnie na pewno nie o odbiór książki.
Fajnie, że napisałeś o „American dream” i rozczarowaniu, lepiej rozumiem, co miałeś na myśli. Wydaje mi się, że to o co ja się „dobijam” to uznanie racji drugiej strony tj. że ze mną też jest „wszystko w porządku”, jeśli podoba mi się ta książka. Odwracasz ten argument w swojej wypowiedzi. Wydaje mi się też, że jestem szalenie czuła na ocenne sformułowania, kiedy są personalne i moim zdaniem za słabo uzasadnione. Gdy odnoszą się do człowieka i jego intencji, pisarzy, innej osoby to „szarżuję jak byk”. Staje się to sprawą honoru. Kiedy odnoszą się do mnie to może w najmniejszym stopniu, ponieważ pozostaje to kwestią wyboru: mogę zmilczeć, nie odzywać się i wycofać się z kontaktu, a z tym nie mam kłopotu. O ile w literaturze dopuszczam oceny, brutalizację języka to w kontakcie pomiędzy ludźmi razi mnie to ogromnie (wszelka przesada i hiperbole). Emocji mam dość co dnia i zwiększanie ich natężenia przez słowa, czy obraz wydaje mi się niepotrzebne. Przyjmuję, że Yanagihara Ciebie rozczarowała i dałeś temu wyraz. Hough!

Dodam dwa appendixy.
Appendix 1 Książki i filmy
„Bóg rzeczy małych” - nie podobał mi się.
„Król Edyp” - bardzo podobał, alegoria, głęboka.
„Niedole cnoty” - okropne i jednocześnie film „Salo, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego zrobił na mnie niebywałe wrażenie (przed wielu laty).
Bettelheim jest specyficzny i kanoniczny (tak pewnie można byłoby rzec już dzisiaj), moim zdaniem idzie czasami za daleko (lecz kim jestem - mały żuczek), wolę współczesne analityczne opracowania.
Frankensteina bym dzieciom nie serwowała, chyba że uwspółcześnioną opowieść. Moim zdaniem lepszy Lem, czy opowieść o nieszkodliwej robotyzacji naszych czynności (przed tym stoimy). a jeśli film to naturalnie „Blade runner”.

Appendix 2 Lourie
Ponieważ przekręcałam przed rokiem i teraz jeden raz mi się zdarzyło (to złośliwość ;P). przekopałam średnio głęboko Internet, aby zapamiętać raz na zawsze.
Lourie - pochodzenie nazwiska Szkocja, północna Anglia i Irlandia. Spotykane odmiany - Laurie i Lowry (Łał - „Pod wulkanem”, podobało mi się, byłam pod wrażeniem, chociaż spotykałam się z wieloma krytycznymi ocenami).
Znane osoby z tym nazwiskiem:
*rosyjski kompozytor - Arthur Lourié
*amerykański futbolista - Don Lourie
*francuski reżyser (urodzony na Ukrainie) - Eugene Lourié, podobno wspaniałe efekty specjalne
*kobieta, pierwsza żona Borysa Pasternaka - Eugenia Władimirowna Łuria, jego muzą nigdy nie została (tego żałował, jak przeczytałam), pierwowzorem Lary z Doktora Żiwago była Olga Iwińskka
*senator (demokrata) z Południowej Karoliny - Joel Lourie
*gubernator stanu Illinois (1824-1910) - John Lourie Beveridge
*Londyńczyk, księgowy, doradca i przywódca, ciekawa postać, bardzo zaangażowany - Serge Lourie
* pisarz - Peter Lourie, urodzony w Michigan
Znalazłam jeszcze Lourie-Love Field to boisko w Princetown dla graczy soccera (drużyny męskie i kobiece), nie udało mi się dotrzeć do informacji dlaczego je tak nazywają.

Lourie, pozdrowienia :). Dopóki nie przeczytam „Ludzi na drzewach” to zamilknę w temacie Yanagighary.
Użytkownik: jolekp 20.10.2017 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Lourie! Przekręcanie - ... | Anna125
Oj, lepiej nie zapamiętuj metodą tych skojarzeń, bo Louri się całkiem załamie :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 20.10.2017 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, lepiej nie zapamiętuj... | jolekp
Haha, szczególnie, że jestem LOURI bez E na końcu ;D

Najłatwiejsza metoda to wklejać url konta, wówczas podąża on za ewentualnymi kombinacjami użytkownika z wyświetlaną nazwą.
Użytkownik: Anna125 20.10.2017 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Haha, szczególnie, że jes... | LouriOpiekun BiblioNETki
No i widzisz, napracowałam się ciężko, a owoce - śliwki robaczywki.
W takim razie pomóż i wytłumacz to "url konta i wklejanie", ponieważ nie rozumiem :), a na dzisiaj mam już dość poszukiwań i "rozkminiania".

A tak w ogóle to skąd wziąłeś nick LOURI? No teraz dobrze napisałam :DDD. Uff, sama sobie biję brawo.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.10.2017 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No i widzisz, napracowała... | Anna125
Co do urla, to dokładnie tak samo jak wklejanie do posta linka do książki czy cóś - klikasz prawym klawiszem myszy na nicku -> wyświetla się menu podręczne, gdzie powinna być opcja mniej więcej "Kopiuj adres odnośnika" (ja tak mam w FF) - klikasz to i url jest już w schowku. Ustawiasz kursor tam, gdzie chcesz mieć odnośnik i albo naciskasz kombinację klawiszy ctrl+v albo znów prawy klawisz myszy i "wklej". Pojawia się link do konta użytkownika w postaci adresu https, na końcu masz zawsze odwołanie do user.aspx oraz call do id użytkownika. Parser potrafi to rozwikłać po zatwierdzeniu posta. Popróbuj, także z książkami - to proste :)

Co do nicka Louri - internety nie powiedzą Ci nic, co jest istotnie związane z nim w moim przypadku. Szczerze to sam nie wiem, skąd go wziąłem - prawdopodobnie z jakiegoś opowiadania SF lub coś około, czytanego mniej więcej w połowie podstawówki. Niestety - nie pamiętam żadnych szczegółów. Może ustalę nagrodę dla kogoś, kto mi potrafi wskazać? ;)
Użytkownik: Anna125 21.10.2017 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do urla, to dokładnie ... | LouriOpiekun BiblioNETki
:) Dziękuję, masz rację proste i fajne. W domu nie używam myszy, a i w pracy chyba rzadko korzystam z prawych funkcji. Teraz przyjrzę się im. Pomocne skróty.
LouriOpiekun BiblioNETki

Hm, jeśli natrafię na imię, zapytam Ciebie. Może uda się odnaleźć.
Użytkownik: Anna125 20.10.2017 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, lepiej nie zapamiętuj... | jolekp
:DDD.
Użytkownik: Anna125 20.10.2017 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, lepiej nie zapamiętuj... | jolekp
Jeszcze był ptak, piękny, południowoafrykański - grey go-away-bird (Corythaixoides concolor). Mówi się o nim szary Lourie, uwielbia otwarte przestrzenie i wodę. Gra zespołowo i jest niezwykły. Często krzyczy "kweh" lub "go way".

Użytkownik: Szeba 23.10.2017 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiedź jest złożona po... | LouriOpiekun BiblioNETki


Właśnie widziałam w weekend reklamę "Ludzi na drzewach" w telewizji, a to - uświadczenie reklamy telewizyjnej książki - nie zdarzyło mi się od lat!

Że ci przypomina "Bóg rzecy małych" "Małe życie", to jestem zdziwiona. Ta druga książka mi się podobała, bardzo dobrze "się czytająca" rzecz, kiedy Roy to odpychający toporek i nie cierpię tej książki. Rodzaj ckliwości też według mnie odmienny w każdej.
Użytkownik: Bloom 23.10.2017 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie widziałam w w... | Szeba
Serio, Yanagihara jest już nawet w telewizji? ;) Widać W.A.B. nie żałuje pieniążków na promocję...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 23.10.2017 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie widziałam w w... | Szeba
Treściowo i stylowo są oczywiście różne - tak jak napisałem, podobne są poprzez zbudowanie historii/fabuły na spiętrzeniu wszelkich możliwych tragedii zogniskowanych na bohaterze (u Roy - zbiorowym).
Użytkownik: zbirone 19.10.2017 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzent: Konrad Urbań... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
"działy promocji okrzyknęły ich powieści arcydziełami"

Nad Wisłą skutecznie, bo rzekomo "najlepsza amerykańska powieść" rozeszła się tam w mniejszym nakładzie niż w Polsce mimo, że mają blisko 10 razy więcej ludności. Gdy kończyłem czytać "Małe życie" pomstowałem w duchu na imbecylizm amerykańskich czytelników, teraz winien jestem zwracać im honor - to tylko Polacy rzucili się na czytadło, gdy masowa promocja rzekła, że to literatura.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: