Dodany: 16.10.2017 13:29|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Ocalony kawałek świata



Recenzentka: Dorota Tukaj


Gdy mamy do czynienia z narratorem dzielącym z autorem jakiś określony zbiór cech, mimo woli zaczynamy go z tymże autorem utożsamiać; w przypadku Wioletty Grzegorzewskiej, autorki „Stancji”, taki proces myślowy jest praktycznie nieunikniony. Wiolka Rogala, bohaterka tej powieści (a wcześniej – chwalonych i nagradzanych „Guguł”), tak samo jak Grzegorzewska urodziła się i wychowała w wiosce położonej pomiędzy Myszkowem a Częstochową (jej nazwa co prawda jest inna, ale przecież znamy taki zabieg z literatury: ten Kaliniec Dąbrowskiej, ten Kleryków Żeromskiego!...), zaś teraz, na początku lat 90., gdy to ostatnie miasto jest jeszcze siedzibą władz małego, lecz ambitnego województwa, tak samo rozpoczyna studia polonistyczne na tamtejszym uniwersytecie. Jej wyjazd z domu jest, jak to często bywa, ucieczką: przed życiem wiejskiej kobiety „w świecie całkowicie zdominowanym przez mężczyzn”[1], przed prowincjonalną monotonią, do wyrwania z której potrzeba już czegoś więcej niż lektur. I tu – być może – rozpoczynają się pewne rozbieżności, bo jak wiele studenckich doświadczeń Wiolki ma swoje źródło w doświadczeniach pani Wioletty, czytelnik pewnie się nie dowie, jeśli nie natrafi na łamach jakiegoś czasopisma czy serwisu internetowego na rozmowę z pisarką, w której odsłania ona rąbek tej tajemnicy. Ale gdybyśmy się wzięli za lekturę, nie znając żadnych faktów z życia autorki, skupilibyśmy się na czym innym niż dociekanie różnic i podobieństw; spróbujmy więc zapomnieć o tym, co wiemy z not biograficznych i wywiadów, a skupmy się na losach bohaterki.

Świeżo upieczona studentka przybywa do Częstochowy w przeddzień rozpoczęcia roku akademickiego i od razu spotyka ją rozczarowanie: nie przyznano jej miejsca w akademiku, bo mieszka za blisko siedziby uczelni. Za blisko – to pojęcie względne; samochodem da się pokonać tę odległość w jakieś trzy kwadranse, nawet szybciej, jeśli nie ma korków, ale dla kogoś, kto musi korzystać z transportu publicznego, czas podróży może się wydłużyć do kilku godzin – zależnie od tego, jak często kursuje autobus PKS między wioską a miastem powiatowym, będącym miejscem przesiadki na pociąg. Na wynajęcie pokoju w mieście Wiolki nie stać, zaś powrót do Hektarów oznaczałby kapitulację, ponowne zamknięcie drogi do nowego życia, na którą dopiero co zdołała wkroczyć (i na której ma nadzieję znów spotkać tajemniczego pana Kamila, zajmującego poczesne miejsce w jej dziewczęcych marzeniach). W ostatniej chwili wydobywa z zakamarków pamięci numer telefonu do znajomej z sąsiedniej wioski, prowadzącej gdzieś na peryferiach hotel robotniczy. I oto tymczasowym domem dziewczyny zostaje „pokoik, cela raczej, z plamami grzybni na ścianach, drewnianym stołem okrytym ceratą, krzesłem, zapadłym tapczanem, aloesem na parapecie, radiomagnetofonem Eltra Hania, dwudrzwiową gierkowską szafą, poszatkowaną naciekami rdzy umywalką, nad którą króluje podsuszona paprotka”[2], a sąsiadami „Ruskie, co po rynkach handlują”[3]. Niełatwo się w takich warunkach uczyć – zdarza się, że udręczona nocnymi hałasami studentka przysypia na wykładach – ale przecież można, nawet w gorszych, czego świadectwa bez trudu znajdziemy i w literaturze (na przykład we wspomnieniach słynnego literaturoznawcy, Stanisława Pigonia), i w pamięci tej części polskiego społeczeństwa, która miała przyjemność studiować w drugiej połowie XX wieku (cóż to były za stancje! Pokoik na zapleczu garażu, facjatka oficyny za knajpą o nie najlepszej renomie, pokój wielki, lecz przechodni, przez który kilka razy dziennie wędrowała reszta lokatorów...). Można się też wiele dowiedzieć o życiu i o ludziach; historii, których wysłuchuje Wiolka z ust stróża Waldka, rosyjskich bliźniaków i byłego właściciela „klubu nocnego przy autostradzie”[4], nie wymyśliłby niejeden literat obdarzony bujną fantazją... A to dopiero początek jej odysei; zanim zacznie wieczorami pracować, by uzbierać na wynajęcie kawalerki, trafi jeszcze do domu zakonnego sióstr bezhabitowych i do mieszkania ciotki dawnego kolegi z Hektarów, na każdym etapie swoich wędrówek zyskując nowe, czasem dość zaskakujące, doświadczenia...

„Stancji”, wraz z „Gugułami” składających się na współczesny Bildungsroman w wersji środkowoeuropejskiej, nie da się raczej zaliczyć do literatury, która zainicjuje w czytelniku jakąś ważną przemianę, wyłoni przed nim horyzonty nieznanych a ważnych zjawisk czy też skłoni go do zadania sobie fundamentalnych pytań. Ale, jak praktycznie każda proza oparta na motywach autobiograficznych, charakteryzująca się przy tym wystarczającą plastycznością, kryją one w sobie ogromny potencjał odtwórczy; ten, kto choć pobieżnie zna czas i miejsce akcji, bez trudu wywoła z pamięci peryferyjne pejzaże – te „przybite do płotu reklamy Fiata Punto”[5], te „piętrowe baraki pokryte blachą falistą”[6], te metalowe stoliki i wyklejone lustrzanymi trójkątami ściany dworcowego bufetu – i smak bułki z mielonym, i zapach „stęchłych kufajek, wełnianych swetrów i lotionów, którymi kobiety spryskują sobie włosy”[7], ten zaś, kto z owymi realiami nigdy się nie zetknął, równie wyraziście odtworzy je w swojej wyobraźni. Relacje Wiolki z bieżących wydarzeń mieszają się z retrospekcjami i sennymi czy półsennymi wizjami; póki czytelnik do tego nie przywyknie, może gubić się w czasie, ale przecież do rejestrowania i przetwarzania tych obrazów niepotrzebna nam wiedza, czy narratorka jest aktualnie na pierwszym, czy trzecim roku studiów i czy jej dziadek Władek jeszcze żyje, czy nie. Takie utrwalanie przeszłości – bez znaczenia, jednostkowej czy zbiorowej, ważne, że żywej, realistycznej, odbieranej wszystkimi zmysłami – jest i będzie potrzebne, bo świat zmienia się zbyt szybko, by kolejne pokolenia mogły go oglądać w tej samej wersji, co wcześniejsze. A jeśli ktoś umie ten swój kawałek świata zakląć w słowa zarazem proste i sugestywne, tak jak potrafi to Grzegorzewska, ocala go od zapomnienia. I dla siebie, i dla nas.


---
[1] Wioletta Grzegorzewska, „Stancje”, wyd. WAB, 2017, s. 133.
[2] Tamże, s. s. 12.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 60.
[5] Tamże, s.77.
[6] Tamże, s. 11.
[7] Tamże, s. 9.





Autor: Wioletta Grzegorzewska
Tytuł: Stancje
Wydawca: WAB, 2017
Liczba stron: 192

Ocena recenzenta: 4,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 663
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: