Na każdego czeka jego własny koniec świata
"Ślady" są jedną z najdziwniejszych książek, jakie przeczytałam w życiu (a trochę ich było). Po skończeniu pierwszego rozdziału nie wiedziałam i nie rozumiałam nic. Po skończeniu ostatniego… to się jeszcze okaże.
Powieść Jakuba Małeckiego składa się z pozornie niepowiązanych ze sobą opowiadań, historii ludzi, którzy żyli w różnym czasie i w różnych miejscach. Co ich łączy? Właśnie tytułowe ślady, prawie niewidoczne, subtelne, które autor zostawia dla czytelnika w każdym rozdziale. Choć na pierwszy rzut oka między poszczególnymi bohaterami nie ma żadnych lub prawie żadnych relacji, okazuje się (jak to zwykle u Małeckiego bywa), że jednak wszyscy są ze sobą w jakiś sposób związani, a ich losy, historie przeplatają się lub, co bardziej oddaje prawdziwy obraz, przecinają w danym momencie, zaś ich kontynuacja jest często bardzo nieoczywista.
W trakcie lektury czytelnik jest jak unoszony na wietrze pył, który opada na chwilę, zaczepia się o jedną osobę, poznaje ją w danym momencie, w konkretnym wycinku jej życia, a po chwili leci dalej, chwytając nowy wątek. Treść, pomimo całego ładunku metafizyczności, jest bardzo autentyczna dzięki uczuciom przeżywanym przez kolejne postaci, które autor jak zwykle wyłuskał z mistrzowską precyzją. Zależnie od bohatera zmieniają się emocje oraz forma ich wyrazu, dzięki czemu powstaje mozaika różnych osobowości. Od czytelnika zależy, czy potraktuje powieść jako zbiór osobnych opowiadań, czy jako jedną, różnorodną całość.
"Ślady" to poruszająca, wielowątkowa opowieść o przemijaniu. O tym, że na każdego z nas czeka nasz własny koniec świata. Choć wszyscy się go spodziewamy, najczęściej przychodzi nieoczekiwanie. Jedyne pocieszenie stanowi to, że śmierć nie jest ostateczna, taka „do końca”, dopóki żyjemy we wspomnieniach, myślach i rozmowach innych ludzi.
[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.