Dodany: 04.10.2017 14:43|Autor: Aivalar

Książka: List z przeszłości
Wilson Mairi

1 osoba poleca ten tekst.

Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu


W życiu Lexy nastał trudny czas: nie tylko rozstała się z narzeczonym, ale musi też uporać się ze śmiercią matki i dawno niewidzianej niani, stanowiących jej jedyną rodzinę. A ponieważ okazuje się spadkobierczynią obu kobiet, mimo żałoby musi dopełnić przykrych formalności. Wkrótce odkrywa, że być może nie została sama na świecie, zaś w mieszkaniu niani, Ursuli, odnajduje stare listy i kartki z pamiętnika, które odkrywają nieznaną jej dotąd przeszłość. Poszukiwania odpowiedzi na piętrzące się pytania zaprowadzą ją aż do Afryki.

Prawdę powiedziawszy, nawet nie wiem, od czego zacząć. Niestety na usta – czy raczej na klawiaturę – ciśnie się w szczególności jedno słowo: rozczarowanie. Wiele sobie obiecywałam po tej książce. Rozbudowana promocja zapowiadała wciągającą sagę rodzinną pełną tajemnic i napięcia w oczekiwaniu na to, co zostanie odkryte. Co dostałam? Raczej przeciętną powieść obyczajową, owszem, jak na debiut niezłą, ale niemającą do zaoferowania niczego wyjątkowego. Chociaż nie, jest w niej coś nietypowego. To główna bohaterka, która wyzwalała we mnie autentyczną żądzę mordu.

Początek jest bardzo chaotyczny, miałam spory problem, żeby rozróżnić postacie drugoplanowe, tak niejasno zostało powiedziane, kim właściwie są i jaką rolę pełnią w tej historii. Mimo to nie mogłam się doczekać, aż rozpocznie się właściwa akcja i razem z Lexy będę odkrywała jej rodzinne sekrety. Styl okazał się przystępny, raczej łatwy w odbiorze, na szczęście z czasem zniknęło również to zamieszanie, więc coraz lepiej odnajdywałam się w fabule. Niestety jednocześnie odkryłam, że... tej fabuły nic tak naprawdę nie wyróżnia. Owszem, widać jak na dłoni, że autorka miała konkretny pomysł i starała się go jak najlepiej zrealizować; połączenie teraźniejszości z przeszłością też wypadło bardzo dobrze i płynnie. Mimo że tekst nie jest podzielony na rozdziały, doskonale wiedziałam, kiedy kończy się narracja właściwa, a zaczyna jedna z retrospekcji. Spodobał mi się również motyw trzech przyjaciółek: Ursuli, Helen i Evie. Choć nie zabrakło tu męskiego towarzystwa, wątek relacji między kobietami zdecydowanie zdominował akcję.

I to wszystko. Tak, przeszłość Ursuli i pozostałych bohaterek okazała się nieprzyjemna, tak, poszczególne elementy układanki są odkrywane w dobrym, niespiesznym tempie, który pozwala na podtrzymanie uwagi czytelnika. Jednak żadna nowo odkryta tajemnica mnie nie zaskoczyła. Właściwie byłam zawiedziona statycznością akcji, chociaż autorka ewidentnie starała się ją ubarwić. W efekcie całość wydała mi się niepotrzebnie rozciągnięta, a niektóre sceny zostały chyba wciśnięte na siłę. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Największy sekret został ujawniony w punkcie kulminacyjnym fabuły i choć przyznaję, że nie domyśliłam się, iż coś takiego się stanie, nie czułam z tego powodu większych emocji. Naprawdę nie wiem, w czym tkwi problem, ale to, co powinno wywoływać pewne określone uczucia, wypadło ostatecznie blado i nieprzekonująco. Nawiasem mówiąc: samo zakończenie jest absurdalne. Przez chwilę się nawet zastanawiałam, czy mam kompletny egzemplarz, czy też zabrakło kilku ostatnich stron, bo taki finał mnie nie usatysfakcjonował.

Muszę też poświęcić chwilkę głównej bohaterce, o której już zresztą wspomniałam. Dawno żadna postać literacka nie drażniła mnie z taką intensywnością. Gdybym tylko mogła, weszłabym do książki i dałabym jej w twarz, zresztą Helen też przydałoby się potrząsnąć. Moja irytacja sięgała zenitu szczególnie pod koniec, tak że, wierzcie lub nie, zdarzało mi się soczyście zakląć, inaczej nie dałabym rady czytać dalej. Lexy okazała się istotą tak wścibską, niewrażliwą, infantylną i na dodatek narzucającą się, że strasznie mnie zdziwiło, iż żaden inny bohater nie wpadł na to, by zdzielić ją jakąś cegłówką. Bywało zresztą, że zachowania niektórych postaci budziły mojej wątpliwości; wydawały mi się po prostu nielogiczne. Sytuację ratują czarne charaktery, no i to, że autorka miała konkretną koncepcję osobowości każdego z bohaterów. Szkoda, że postać, która z punktu widzenia świata przedstawionego miała być najważniejsza, okazała się tak trudna do zniesienia.

Absolutnie nie zgadzam się z głosami twierdzącymi, iż „List z przeszłości” ma w sobie coś z thrillera. To po prostu powieść obyczajowa zbudowana na zasadzie sagi rodzinnej. W jej kompozycji brak czegokolwiek oryginalnego, bo odkrywanie przeszłości dzięki listom czy opowieść bohatera drugoplanowego są zabiegami starymi jak świat. Nie czytało mi się źle, nie byłam umęczona lekturą, no i historia rozgrywająca się przed kilkudziesięcioma laty okazała się w gruncie ciekawa. Bardzo mnie ucieszyło, że część akcji rozgrywa się w afrykańskim Malawi, bo to dodaje powieści kolorytu – niestety niewystarczająco. Bez tak wkurzającej Lexy zapewne wszystko jawiłoby mi się w cieplejszych barwach. Powtórzę: jak na debiut całkiem nieźle, ale nic poza tym.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 336
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: