Dodany: 27.09.2017 12:53|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dżentelmen w Moskwie
Towles Amor

9 osób poleca ten tekst.

Ważne, co masz w sobie



Recenzentka: Dorota Tukaj


Wiemy, jak to było: buntujący się lud, zorganizowani i zdeterminowani przywódcy, wystrzał z „Aurory” – i oto poleciały głowy; nie tylko zmuszonego już wcześniej do abdykacji cara, nie tylko jego Bogu ducha winnej rodziny, lecz także setek, ba, tysięcy spośród tych, których uznano za przyczynę zła wszelkiego. Nieważne, czy w istocie winni byli wyzyskiwania „mas pracujących”, czy traktowali ludzi zatrudnionych we własnej fabryce lub majątku z sercem i dobrze wynagradzali, czy też – będąc dziećmi – nie wiedzieli nawet, ile ojciec czy dziadek swojemu personelowi płaci. Kogo od razu nie rozstrzelano lub nie zarżnięto, mógł się salwować ucieczką za granicę (co też się nie zawsze udawało) albo robić dobrą minę do złej gry, próbując przetrwać: jeśli nie w swojej posiadłości, to w jakimś czasowym azylu, jeśli nie za ocalone przed grabieżą środki finansowe, to dzięki sprawności intelektu lub (dlaczegóż nie?) własnych rąk.

Tę ostatnią strategię wybrał pewien dobrze urodzony i dobrze wychowany młody człowiek, hrabia Aleksander Rostow (czy tylko mnie się nasunęło skojarzenie z rodem odgrywającym ważną rolę w wiekopomnej rosyjskiej epopei z czasów przedrewolucyjnych?), postanawiając zamieszkać w jednym z moskiewskich hoteli i w miarę możności nie rzucać się w oczy nikomu nieznajomemu. Ale, jak się okazuje, nowa władza potrafił zauważyć, kogo trzeba i oto hrabia zostaje wezwany przed jej oblicze. Gdyby nic nie miał na swoją obronę – tak jak nie miała zdecydowana większość rosyjskich arystokratów – pewnie powędrowałby na Sybir i tam zmarniał z głodu i pracy ponad siły albo padłby ofiarą brutalności więziennych strażników. Jednakże dzięki pewnemu wierszowi, opublikowanemu w czasach przedrewolucyjnych, a potencjalnie rozumianemu jako „wezwanie do działania”[1], w opinii proletariackich prokuratorów zasłużył na nieco łagodniejszą karę: pozostanie do końca życia w areszcie domowym (a raczej... hotelowym). Gdyby jednak myślał, że pozwolą mu zachować jego gustownie urządzony apartament, byłby w błędzie: natychmiast po powrocie z rozprawy otrzymuje nakaz przeprowadzki do dość obskurnego pokoiku na poddaszu, z pozwoleniem zabrania jedynie paru osobistych sprzętów; może nadal stołować się w hotelu i korzystać tam z usług fryzjera – pod warunkiem, że będzie miał za co. Pozbawienie człowieka wolności i większości mienia ruchomego nie jest równoznaczne z pozbawieniem go godności; dżentelmen, jakim jest Aleksander, winien tę godność zachować do ostatka, a co do wolności... cóż, może i ona kiedyś nadejdzie, tymczasem zaś, „podobnie jak Robinson Crusoe, którego morze wyrzuciło na Wyspę Rozpaczy, hrabia postanowił nie tracić ducha i poświęcić się sprawom praktycznym”[2]. Nie przypuszcza co prawda, że ta sytuacja potrwa aż tyle lat i kiedy dotrze do niego jej beznadziejność, przeżyje chwilę zwątpienia. Ale otacza go zbyt wielu dobrych ludzi, by mógł się poczuć samotny; i zbyt wiele on sam może zrobić dla innych, by uznać, że dalsze życie w tych warunkach nie ma sensu...

Trudno uwierzyć, iż ktoś inny niż Rosjanin (no, chyba żeby spędził w Rosji wiele lat i nasiąknął jej atmosferą tak, jak na przykład Mariusz Wilk, który jednak za beletrystykę się nie bierze) potrafi sprostać zadaniu pisania o tym kraju w taki sposób, by z tekstu na kilometr nie wiało sztucznością. Z „Dżentelmena w Moskwie” nie wieje, za to bez wątpienia emanuje z jego kart subtelna aura czegoś… może niezupełnie uchwytnego, ale w jakiś sposób znanego, z czym mieliśmy już kiedyś do czynienia, czytając Bułhakowa i Czechowa, Okudżawę i Pasternaka, Bunina i Tołstoja, oglądając „Cyrulika syberyjskiego” i „Spalonych słońcem”. To „coś” pobrzmiewa w myślach Aleksandra, w dialogach hotelowych gości i personelu, w perorach Miszki i w trajkotaniu małej Niny, przesyca klimat każdego opisanego w powieści pomieszczenia, czy będzie nim ciasny pokoik hrabiego, przytulny apartament Anny Urbanowej, gwarna sala Piazzy, kuchenne zaplecze Bojarskiej, czy też pewne niezwykłe miejsce, nad którym czuwa konserwator Abram, a które odegra w losach uwięzionego dżentelmena skromną, lecz istotną rolę. Jak zdołał uchwycić ten pierwiastek Amerykanin, z Rosją niemający nic wspólnego poza tym, że – jak mówi w wywiadzie na swojej stronie internetowej – kilkakrotnie odwiedził ten kraj i zachwycił się jego kulturą? Pewnie nawet on sam nie wie, ale naprawdę udało mu się to nadspodziewanie dobrze. Wszystkie postacie są tak autentyczne, tak plastycznie odmalowane, że od razu je widzimy: oto Aleksander w pikowanym szlafroku, z filiżanką kawy w dłoni i z „Próbami” Montaigne’a rozłożonymi na kolanach; oto nieustannie spacerujący i gestykulujący Misza z rozwichrzoną brodą, Nina w „jaskrawożółtej sukience przewiązanej w talii jasnozieloną wstążką”[3], Anna w kapeluszu z piórami, usiłująca okiełznać prowadzone na smyczy charty; oto Laufer w kelnerskiej marynarce, krągły Emil w fartuchu i kucharskiej czapie, Marina zerkająca zezującym okiem znad maszyny do szycia, i nawet nad podziw sprawny mimo swego kalectwa kot Kutuzow... Widzimy te wszystkie wnętrza, między którymi przemieszczają się bohaterowie, słyszymy gwar, szelest kartek, chrobotanie gołębich łapek o parapet, brzęk talerzy i bicie dziwnego zegara odziedziczonego przez Aleksandra po ojcu, czujemy zapach świeżo zaparzonej kawy, „słoneczny, złocisty i radosny”[4] smak miodu...

Za samą tę wielowymiarową namacalność należy się autorowi piękny ukłon od czytelnika, a przecież to tylko jedna z wielu zalet zgromadzonych na pięciuset z kawałkiem stronicach tekstu. Bo mamy tu jeszcze wyborny styl i język, doskonale współgrający z tematem i rzeczywiście przywodzący na myśl raczej utwory powstałe w opisywanych czasach niż współczesną amerykańską prozę z jej skłonnością do ryzykownych metafor, turpizmu i upraszczania wypowiedzi. Mamy krótki rys znamiennego wycinka historii Rosji, ukazany z pozorną lekkością i ironią, pod których powłoką czai się jednak taki sam tragizm, jak w „Moskiewskiej sadze” czy „Dzieciach Arbatu”; widać go w smutnej konstatacji hrabiego, „że bolszewicy, tak zdecydowanie dążący do ukształtowania przyszłości na własną modłę, nie spoczną, póki nie wyrwą z korzeniami, nie roztrzaskają, nie wymażą ostatnich pozostałości jego Rosji”[5], widać w tyleż czujnym, co złośliwym spojrzeniu Laufra – bez takich jak on dużo trudniej byłoby funkcjonować owej niszczycielskiej machinie systemu! – a przede wszystkim w losach Miszki oraz małej Niny i jej ukochanego komsomolca. Mamy wreszcie samego Aleksandra, człowieka dobrego, mądrego i niezłomnego, umiejącego twórczo wykorzystać nabytą wcześniej wiedzę w nie od razu wprawdzie podjętej, ale wykonywanej doskonale i z pasją pracy w nowym zawodzie, czerpiącego siłę potrzebną do przetrwania z tego, co ma do dyspozycji – z krzepiących wspomnień, dobrej, sprawdzonej literatury, ale także z rzeczy małych: mruczenia kota, uśmiechu dziecka, aromatu miodu na czarnym chlebie. Wspaniała postać, każdą swoją myślą i każdym gestem udowadniająca, że „o tym, iż ma się do czynienia z dżentelmenem, najlepiej świadczą jego postawa, jego słowa i jego maniery – nie zaś krój jego płaszcza”[6], a „prawdziwe bogactwo nosimy w sobie”[7].

Jedyna maleńka kropelka dziegciu w tej beczce literackiego miodu to to, że o ile tłumaczka doskonale poradziła sobie ze stylem autora, o tyle znajomość rosyjskiego nie jest chyba jej najmocniejszą stroną. Uniknęła wprawdzie nagminnie popełnianego błędu kopiowania angielskiej transkrypcji rosyjskich nazw własnych, ale nie wszędzie zdołała poprawnie odtworzyć transkrypcję polską lub brzmienie fonetyczne rosyjskiego słowa czy zwrotu, na skutek czego zamiast Sierowa pojawił się Serow[8], zamiast Oboleńskiego – Obołeński[9], zaś pisarze proletariaccy tworzą „nowają poeziję”[10] (tu może pomyłka jest dziełem autora; tak czy owak, jeśli już chcemy „новую поэзию” zapisać alfabetem łacińskim, to nie inaczej niż jako „nowuju poeziju”).

O tych drobnych potknięciach jednak szybko zapomnimy, a do hrabiego Rostowa jeszcze nieraz powrócimy myślą, zwłaszcza gdy – uwięzieni w jakichś niekorzystnych życiowych okolicznościach – zapragniemy pokrzepienia serc na miarę naszych czasów.


---
[1] Amor Towles, „Dżentelmen w Moskwie”, przeł. Anna Gralak, wyd. Znak Literanova, 2017, s. 11.
[2] Tamże, s. 39 .
[3] Tamże, s. 112.
[4] Tamże, s. 152 .
[5] Tamże, s. 173.
[6] Tamże, s. 49.
[7] Tamże, z okładki.
[8] Tamże, s. 18.
[9] Tamże, s. 20.
[10] Tamże, s. 104.





Autor: Amor Towles
Tytuł: Dżentelmen w Moskwie
Tłumacz: Anna Gralak
Wydawca: Znak Literanova 2017
Liczba stron: 524

Ocena recenzenta: 5,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2708
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Czajka 06.02.2021 08:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzentka: Dorota Tuk... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Już dawno nie miałam tyle radości z beletrystyki! Postawiłam szóstkę i najchętniej bym się przeprowadziła do pokoju obok.

Potknięcia drobne są, ale język piękny, natomiast przypomniała mi się historia z mojego pobytu na obozie w Iwanowie. Był tam sześcioletni może chłopczyk, bardzo słodki, wszystkie dziewczyny mu matkowały, a my z Polski mówiłyśmy do niego zdrobniale Miszka. I do dziś słyszę, jak z powagą objaśniał - Ja nie Miszka, ja Misza. Miszka eta małyj miedwied.

Ciekawa jestem, czy faktycznie - szukałam teraz w Internecie, ale nie znalazłam nic. W każdym razie Misza był tak przekonujący, że Miszka mi w Dżentelmenie przeszkadzał.
Ale książka rewelacyjna!
Użytkownik: janmamut 06.02.2021 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dawno nie miałam tyle... | Czajka
Miszka to rzeczywiście miś https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9F%D0%BB%D1%8E%D​1%88%D0%B5%D0%B2%D1%8B%D0%B9_%D0%BC%D0%B8%D1%88%D0​%BA%D0%B0 (ciekawe, czy wejdzie cyrylica), a dziecko mogło mieć złe doświadczenia. Pamiętam z jakiegoś Płomyczka czy czegoś w tym rodzaju, jak dziewczę o imieniu Gertruda rozpaczało, bo dzieci usłyszały, jak mama woła na nią Trudka i odtąd (oczywiście) nazywały ją Trutką.
Użytkownik: Czajka 06.02.2021 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Miszka to rzeczywiście mi... | janmamut
Cyrylica nie przeszła. Masza w wiadomej bajce do niedźwiedzia mówi Miszka. Właśnie tak myślałam, czy to przypadek Ani nie Andzi, czy faktycznie polski rosyjski. Pamiętam jak w liceum używany był jako ostrze brzytwy przez tonących w meandrach językowych - ja wieczorami oglądaju telewizju.

Chociaż nasz Michał biblionetkowy to Misiak, ale powszechnie się tak jednak nie zdrabnia. Ciekawe.
Użytkownik: janmamut 06.02.2021 13:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Cyrylica nie przeszła. Ma... | Czajka
To wskazywało na rosyjską wersję tego artykułu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C5%9B_(zabawka) (Chyba jakiś czas temu nie było już problemów z innymi alfabetami. To pewnie w ramach rozwoju BiblioNETki).

Miałem kiedyś dziwną sytuację z polskim rosyjskim. W ramach konferencji była wycieczka i obok mnie siedział Chińczyk. Gdy przewodnik zaczął używać jako rosyjskiego -- polskiego z rosyjskimi końcówkami, parsknąłem śmiechem, a później musiałem tłumaczyć Chińczykowi, że przewodnik wcale nie opowiedział dowcipu.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.02.2021 14:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Cyrylica nie przeszła. Ma... | Czajka
Miszka to miś (także niedźwiadek), jak w piosence "Miś z laleczką", czyli "Мишка с куклой бойко топают":

www.youtube.com/watch?v=MPJPYHhCw7k

Misza to zdrobnienie od Michaiła, czyli Michała :)

Chociaż Grigorij zdrabnia się do Grisza i Griszka (tak mówiliśmy na pewnego Grześka w przedszkolu).
Użytkownik: janmamut 06.02.2021 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Miszka to miś (także nied... | LouriOpiekun BiblioNETki
Po pewnym serialu wiadomo, że Grigorij to Grześ. Ale że również na odwrót? :-)

Aż przypomniała się Bacińska:
"Pierwszy rower na Gwiazdkę, pierwsze oko podbite,
Bo chciał każdy być Jankiem, a nikt nie chciał Szarikiem."
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.02.2021 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Cyrylica nie przeszła. Ma... | Czajka
Ale Michałów, do których mówi się Misiu, to znam ze trzech.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: