Dodany: 20.09.2017 09:46|Autor: markfalkowski

Książki i okolice> Książki w ogóle

3 osoby polecają ten tekst.

James Joyce. Tak serio :)



Ostatnio przeczytałem z dużą przyjemnością nowe tłumaczenie "A Portrait of the Artist as a Young Man" w nowym tłumaczeniu Jerzego Jarniewicza (to Allana z 1931 raczej mocno już się zestarzało) i powiem Wam że znowu nabrałem chęci do zmierzenia się z Ullisesem, którego już ze dwa razy doczytałem tak do połowy gdzieś...

Poza niesamowitą warstwą językową jest jakiś ciekawy klimat u Joyce'a. Nie jest tak "duszno" jak u mojego ulubionego Kafki czy Schulza.

Czytujecie Joyce'a? Ktoś z Was wraca np. do Ulissesa i z przyjemnością wyłapuje kolejne smaczki? O "Finneganów tren" nie pytam, bo to raczej dla hardkorowców ;-)
Wyświetleń: 636
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: rollo tomasi 22.09.2017 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostatnio przeczytałem z... | markfalkowski
Nie jest tak, że do Joyce'a wracam. Myślę, że książki są zazwyczaj kultowe wśród pokolenia, które czytało pierwsze wydanie; w naszym przypadku pierwsze tłumaczenie. Stąd fascynacja Joycem u mojego ojca, który pisał o nim mgr i uważa "Ulissesa" za najlepszą powieść w historii.

"Ulisses" faktycznie niesamowicie rozwija pomysł pisania w różnych stylach - przy czym style te wyraźnie rozdziela rozdziałami - co kongenialnie oddał Maciej Słomczyński - ja niestety mam opory odnośnie treści - mimo pisania o dość swobodnych obyczajowo harcach Blooma i jego syna, wciąż pozostaję pod przykrym wrażeniem przeraźliwego, skostniałego stylistycznie pierwszego, bardzo męczącego rozdziału i raczej niezobowiązującej treści, której nigdy nie zarzuciłbym Dostojewskiemu. Można pisać o wszystkim: jak o redakcji, o burdelu o tym, że skończyło się mleko, o ojcu, o synu, o czekającej żonie, o cieknącym kranie; ale po co, skoro lepiej pisać o rzeczach najważniejszych?

Użytkownik: markfalkowski 24.09.2017 12:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jest tak, że do Joyce... | rollo tomasi
Wielkie dzięki za opinię :-) Pozwolę sobie jednak sprostować kilka rzeczy. Stefan Dedalus nie jest synem Blooma. To że w warstwie "mitologicznej" Bloom to pewne symboliczne odniesienie do Odyseusza, a Dedalus do Telemacha, nie zmienia faktu - że na kartach powieści nie są oni spokrewieni. Natomiast co do (wg Ciebie) "pisania o wszystkim u Joyce'a" versus "pisania o rzeczach najważniejszych np. u Dostojewskiego", to... też pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoją opinią ;-)

Zauważ że Joyce pod płaszczykiem niby zwyczajnych przeżyć z jednego dnia i jednej nocy (ot, pozornie zwykły dzień), pokazuje skomplikowany mechanizm funkcjonowania ludzkiej psychiki, włącznie z podświadomością, popędami, złożonymi przemyśleniami, grą skojarzeń, rozterkami, wewnętrznie postrzeganym, nielinearnym czasem, polifonicznym mieszaniem się wspomnień i aktualnej percepcji itd. Sposób w jaki wykorzystuje (w moim odczuciu) technikę strumienia świadomości, czy technikę symbolistów, czy nowy tym narracji - pozostawia daleko w tyle "sztucznego" (jednak) i przestylizowanego Prousta.

Przecież Ulisses to nie jest pisanie o cieknącym kranie i burdelu (chyba że Twoim zdaniem "Zamek" Kafki to tylko durna opowieść o geodecie, który dostał się do wsi i nie może znaleźć drogi do Zamku. Ależ "mało ważna ta fabuła w tym słynnym opus magnum Kafki" ;-) Joyce pisał i dopracowywał Ulissesa wiele, wele lat i mi osobiście podoba się to, że jeśli przewijają się tam genialne przemyślenia na temat np. Bergsona (poglądy Blooma), Arystotelesa (dywagacje Dedalusa), antysemityzmu, zazdrości, czy wręcz tragizm egzystencji w niektórych sytuacjach - to nie jest to żadne nachalne moralizowanie (jak niestety u Dostojewskiego), nie jest to "powieść z założoną tezą, która ma łaskawie pouczyć ciemnego czytelnika" - tylko wycinek realnych doświadczeń w całej swojej komplikacji, w pozornie codziennych sytuacjach BEZ oceny narratora (ocenić ma czytelnik).

Mi dwukrotnie brakowało czasu i cierpliwości, żeby skończyć Ulissesa. Skakałem też po powieści (np. do 15 epizodu) dochodząc w regularnym czytaniu do połowy - ale mimo to zmierzę się z nim ponownie. Np. wspomniany epizod XV, czyli przetworzony pobyt Odyseusza u Kirke, nazywany też Nocnym miastem. W genialnie, dramaturgicznie opracowanym fragmencie Joyce pokazuje poszukiwania tożsamości Blooma, ktory walczy z urojeniami, zbiorowymi wmówieniami, kościołem, polityką i obyczajowym tabu, aby dotrzeć do swego "ja". Majstersztyk którym zachwycał się Nabokow czy Beckett. Gdyby to było o "dupie maryni" raczej nie byłoby tylu opracowań tylko tego jednego (mega-skomplikowanego i trudnego) epizodu...

Oczywiście rozumiem doskonale, że czytelnicy mogą też preferować literaturę bardziej konwencjonalną i wówczas nie będą mieli ochoty "spróbować" Joyce'a, który jednak kompletnie zerwał z tradycyjną konwencją. Ja osobiście mam do niego jakiś sentyment mimo że nie jestem pokoleniem "pierwszego wydania" (mam 30 lat).

A co do Dostojewskiego i jego "sprawach najważniejszych" to wybacz moją stronniczość, ale mnie przy nim szlag trafia :-) Te jego "powieści z tezą", ostentacyjne moralizowanie... histeryczne, pełne wręcz paranoi, patetyczne dialogi, które np. w "Braciach Karamazow" są domeną każdej postaci. Przecież to sztuczne :-) Każda postać pełna histerii i potężnych namiętności, która sieje spustoszenie w umysłach. Wszystko "rozedrgane". Tak jakby każdy bohater u Dostojewskiego miał potężne problemy z psychiką i emocjami. To moim zdaniem nie jest w ogóle autentyczne. Zamiast tego melodramatu i moralizowania jak z ambony - wolę jednak kiedy taki pisarz (jak np. Kafka) pokaże mi pewien "mechanizm, autonomiczny kawałek świata i sytuacji" który jak "Zamek" będzie dawał do myślenia całym pokoleniom czytelników, ale nie będzie do niego prostego "klucza" (bo życie nie jest proste, jednoznaczne i nie ma obiektywnie spraw "najważniejszych", tak samo jak nie istnieje obiektywna "prawda". Dla każdego w danej sytaucji życiowej, momencie, kontekście, co innego jest ważne i prawdziwe).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: