Dodany: 11.09.2017 22:11|Autor: ilia
Minimalizm japoński – nie taki straszny, jak sądzimy
Od jakiegoś czasu szalenie dla mnie interesującym zagadnieniem jest minimalizm, który wprowadzam u siebie w coraz szerszym zakresie. Po lekturze kolejnych pozycji mówiących o minimalistycznym życiu pozbywam się kolejnych rzeczy, w tym nawet ukochanych książek. W ciągu ostatnich czterech miesięcy zmniejszyłam domową bibliotekę o ok. 800 tomów i mam zamiar dalej ją zmniejszać.
Minimalizm japoński kojarzy się ze skrajnością – prawie puste mieszkanie i bardzo mało rzeczy, ale jeśli komuś to nie odpowiada, nikt go do tego nie zmusza, gdyż nie ma jednej definicji minimalisty. Autor "Pożegnania z nadmiarem. Minimalizmu japońskiego" mówi, że według niego "Minimalista to ktoś, kto wie, co jest mu (albo jej) naprawdę niezbędne, kto rezygnuje z niektórych rzeczy na korzyść tych, które uważa za rzeczywiście ważne. Nie ma sztywnych reguł. Nie jest tak, że można dostać dyskwalifikację za posiadanie telewizora albo więcej niż stu różnych rzeczy"[1].
On sam jest takim skrajnym przypadkiem. Od mieszkania zagraconego tyloma rzeczami, że trudno było się tam poruszać, nie mówiąc o sprzątaniu, doszedł do prawie pustej przestrzeni. Przyznaję, że zdjęcia zamieszczone na początku książki trochę mnie przeraziły. My, ludzie Zachodu, nie jesteśmy na ogół przyzwyczajeni do takiej ascezy jak ludzie Wschodu. Fumio Sasaki w swojej sypialni nie ma nic, dosłownie nic. Na noc wyciąga ze schowka materac i pościel, które rano chowa. W salonie na środku stoi tylko pudełko służące do ceremonialnego przyrządzania herbaty. Ulżyło mi, gdy zobaczyłam zdjęcia minimalistycznej rodziny, która ma i kanapę, i stół, i krzesła, a nawet telewizor.
Widać dużą różnicę między Europejczykiem lub Amerykaninem a Japończykiem w sposobie traktowania zagadnienia minimalizmu jako sposobu na życie. Japończycy (oczywiście nie wszyscy) idą w skrajność, w pustkę prawie całkowitą, w takie minimalizowanie, które dla osób wychowanych w kulturze zachodniej jest prawie nie do przyjęcia. Fumio Sasaki mieszka obecnie w 20-metrowym mieszkaniu, ale uważa, że jest ono za duże i marzy o jeszcze mniejszym, dajmy na to 12-metrowym, czyli takim, jakie ma znana popularyzatorka minimalizmu Dominique Loreau.
Mimo tych ciągot do ascezy, autor nie jest jakimś nawiedzonym guru czy innym oszołomem. To zwykły facet, którego przytłoczyły rzeczy, jakie zgromadził w nadmiarze, a nie wiedząc, co z tym wszystkim zrobić, nie robił nic, pogrążając się w marazmie, nieporządku i brudzie. Aż trafił na minimalizm.
Fumio Sasaki pisze: "Dlaczego mamy tyle rzeczy, których nie potrzebujemy? Czemu one służą? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest całkiem prosta: za wszelką cenę chcemy pokazać otaczającym nas ludziom swoją wartość. Za pomocą rzeczy chcemy im powiedzieć, ile jesteśmy warci"[2] i pyta nas: "Co by było, gdyby wszystko, co macie, zostało skradzione? A gdybyście musieli się w przyszłym tygodniu przeprowadzić? Co zabralibyście ze sobą? Pewnie jest wiele rzeczy, które trzymamy w domu bez ważnego powodu. Wyobraźcie sobie, że zaczynacie od zera, a szybko się okaże, które z nich są naprawdę nieodzowne"[3].
Wraz z pozbywaniem się przedmiotów zmieniało się także jego życie i sposób postrzegania rzeczywistości. Proces ten przedstawia w książce, omawia także przyczyny nadmiernego gromadzenia oraz zamieszcza kilkadziesiąt obszernych porad pomocnych w rozprawieniu się z nadmiarem.
Dlaczego "Pożegnanie z nadmiarem" poruszyło mnie tak bardzo? Przecież jest dużo pozycji o tej tematyce i sporo już przeczytałam. Jednak tamte proponują całkiem inny model minimalizmu – ograniczenie swojego majątku, uporządkowanie, powyrzucanie typowych śmieci. Fumio Sasaki idzie dalej – pokazuje na własnym przykładzie, że człowiekowi do życia jest potrzebna bardzo mała liczba rzeczy. Aż się nie chce wierzyć, iż wystarczy tak niewiele. A wtedy człowiek jest wolny, mobilny i nic go nie ogranicza.
Kiedyś myślałam o wyemigrowaniu do innego kraju, ale na przeszkodzie stanęły mi między innymi rzeczy, a konkretnie ściana książek. Jak to! Mam opuścić moje ukochane, z taką pieczołowitością zbierane, kupowane i w dużej części jeszcze nieprzeczytane tomy?! Po co tak gromadzimy? Dla dzieci? Dzieci przeważnie mają inne gusta i niekoniecznie podoba im się to, co nam. Przecież na tamten świat niczego nie zabierzemy.
Ta książka zmusiła mnie do bardziej wnikliwego przyjrzenia się temu, co mnie otacza i... dalszego, jeszcze intensywniejszego minimalizowania. Zaszokowało mnie, a nawet pozazdrościłam autorowi tego, że pakowanie przed przeprowadzką (już po zmniejszeniu swojego dobytku) zajęło mu pół godziny!, podczas gdy mnie, kiedy niedawno się przeprowadzałam, cały boży dzień. Nie wliczam w ten czas pakowania książek, które przewoziłam wcześniej.
Minimalizm japoński jest na swój sposób bardzo pociągający. Nie chodzi w nim, tak jak w minimalizmie na modłę Zachodu, o to, by zmniejszyć liczbę przedmiotów, ale by dogłębnie zastanowić się nad wszystkim, co nas otacza w wymiarze materialnym i niematerialnym: czy naprawdę jest nam to potrzebne, po co, czy bez tego można żyć. Co jest ważniejsze – rzeczy czy my? Bardzo inspirująca książka.
Pan Sasaki konkluduje: "Dzisiejsze społeczeństwo kładzie nadmierny nacisk na dobra materialne. Zbyt wiele osób ma znacznie więcej, niż im potrzeba. Celem minimalisty nie jest redukcja, ale eliminacja tego, co rozprasza, żeby skupić się na tym, co naprawdę ważne. Minimalizm to tylko początek. To narzędzie. Kiedy już skończycie minimalizować, nadejdzie czas, by odkryć, co się naprawdę w życiu liczy. (...) Nadejdzie czas, by napisać własną, wyjątkową historię"[4].
---
[1] Fumio Sasaki, "Pożegnanie z nadmiarem. Minimalizm japoński", przeł. Grzegorz Kulesza, wyd. Burda Książki, 2017, s. 42.
[2] Tamże, s. 63.
[3] Tamże, s. 115.
[4] Tamże, s. 145.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.