Dodany: 11.09.2017 17:52|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

Jeszcze jedną nogą w malazańskim świecie


No, tak. Wicher śmierci (Erikson Steven), siódma część wspaniałej wojenno-magicznej epickiej opowieści, już za mną. Już wiem, w jaki sposób splotły się losy Malazańczyków z losami Letheryjczyków i Tiste Edur (nie wspominam o paru innych nacjach, również zaangażowanych w konflikty zbrojne i rozgrywki bogów), wiem, co się stało z obłąkanym cesarzem Rhuladem. Co nie znaczy, że wiem wszystko, bo przecież nie wszystkie wątki zostały rozwiązane, nie wszystkie losy dopowiedziane - a pojawiły się jeszcze nowe niteczki, które, jak znam Eriksona (a myślę, że go już trochę po tych siedmiu tomach rozpracowałam), równie dobrze mogą tylko wzbogacić fakturę malazańskiego gobelinu, powiewając luźno tu i ówdzie, jak też stać się osnową kolejnego kawałka solidnej i barwnej tkaniny. Ależ mnie korci, żeby zerknąć w streszczenia trzech następnych tomów albo pogmerać w opisach postaci w Malazan Wikii, żeby się tego czy owego dowiedzieć! Ale nie, nie będę chodziła na skróty, pozostanę wierna zamiarowi sukcesywnego czytania MKP tylko podczas urlopu, żeby móc się w pełni zanurzyć w tę mroczną i jednocześnie pociągającą rzeczywistość; co prawda takie zanurzenie i tak jest możliwe dopiero po zrobieniu sobie powtórki z dotychczasowych wydarzeń (na tę okoliczność po każdym tomie przygotowuję sobie jego krótkie streszczenie, a kompilacja tych krótkich streszczeń zajęła mi do tej pory jakieś 50 stron...), ale kiedy, jak nie na urlopie, można sobie swobodnie pozwolić na przypominanie dziejów kilkudziesięciu, ba, gdyby liczyć mniej ważne, to i kilkuset postaci w kilkunastu krainach!...

Jak zwykle, mam te same zastrzeżenia.

Bo kiedy już mi się zdaje, że zaczynam ogarniać zasady funkcjonowania grot, prawidła ascendencji, koleje losu poszczególnych ludów i relacje między bogami, zawsze jak diabeł z pudełka wyskakuje coś, co to moje rozumowanie podważa. A to ktoś zamanipuluje płytkami, kośćmi, sznurkami, pradawny bóg wie czym jeszcze, i okaże się, że jedno coś się połączy albo rozdzieli z czymś drugim, ale innym, niż wedle mojego rozeznania powinno. A to osoba, która się zdawała człowiekiem z krwi i kości, ujawnia się jako bóg, i to z gatunku prawie-wszystko-mogących, jednak to, czy w danym momencie może prawie wszystko, czy prawie nic, zależy od... no właśnie, od czego? A to człowiek, czy też inny humanoid, bez wątpienia nieżyjący (i egzystujący albo w postaci ducha bez ciała, albo ducha zamkniętego w ciele mocno dotkniętym zwyczajowym rozpadem, niepotrzebującym pokarmu, nieoddychającym, ale poza tym zdolnym do poruszania się i nade wszystko do walki), ni stąd, ni zowąd ożywa. Jednych istot nie da się uśmiercić w żaden sposób, inne giną bezpowrotnie przy pierwszym spotkaniu z dowolną bronią, jeszcze inne mogą "przeskoczyć" w cudze ciała albo nawet w same szkielety, a znów inne zostają wybrane Ascendentami, czyli... postaciami bardziej magicznymi, niż ich współplemieńcy, bardziej materialnymi, niż duchy, niby nieżyjącymi, ale wciąż jeszcze dającymi się zabić... chyba, że zostaną bogami. I nie ma reguły, że na przykład ludzie to, a Tiste Andii tamto. Wymarłe rasy włażą w teraźniejszość, a teraźniejsi bohaterowie zaglądają w przeszłość przez groty, rozpadliny czy inne portale. Uff.

Bo ręka, noga, mózg (i żeby tylko!) na ścianie to tutaj chleb powszedni, krew się leje strumieniami, giną pojedyncze postacie, całe rodziny, całe plemiona, całe armie, całe populacje, a my tę nieprawdopodobną jatkę wciąż widzimy jak na dłoni. I nie ma nadziei, żeby położono kres temu koszmarnemu zjawisku. Bo, jak się generalnie zdaje, ludzie to paskudne kreatury, a bogowie - jeszcze gorsze.

Bo - jak już kiedyś pisałam - autor chyba się umówił z drugim znanym specjalistą od monumentalnych hekatomb i indywidualnych masakr, że nie dadzą się czytelnikowi przywiązać do żadnego bohatera. Jak się tylko pojawi ktoś naprawdę sympatyczny, to zaraz sztylet w plecy albo wybuch magii, albo jeszcze inne śmiertelne obrażenia, i co mi z tego, że podobno jego duch się pojawi w tej albo tamtej scenie! A w tym tomie - wie pan, panie Erikson, czego panu za skarby świata nie wybaczę? No, dlaczego akurat on, pytam? (chociaż przyznam, że nie w tym miejscu się popłakałam, tylko przy kimś, z kim jeszcze nie zdążyłam się zżyć...).

I jak zwykle, po kilkudniowym namyśle, po przeczytaniu niektórych scen po parę razy, po zrobieniu notatek, widzę te same atuty.

Bo tak naprawdę w tych scenach rodem z sennych koszmarów nie odbija się nic innego, jak tylko królestwo człowieka.
Skąd my to znamy: imperium, żywa kukła na tronie (tutaj tknięta magiczną chorobą umysłową, ale przecież i bez użycia magii zdarzają się rządy szaleńców!), a wokół niej doradcy sączący jej w uszy jad oszczerstw i kłamstw, i cała siatka skorumpowanych dostojników ciągnących zyski z realizacji obłąkanych koncepcji, i jeszcze potężniejsza pajęczyna donosicieli i oprawców, trzymających społeczeństwo w szachu!... Och, te kanalie, Yathvanar, Invictad, Kanar, Anict, Orbyn, w mojej pacyfistycznej duszy budzące wyjątkowo krwiożercze uczucia!
Skąd my to znamy: żołnierze, w większości prości ludzie, ale czasem i inteligenci, jedni wcieleni przymusem, inni zaciągnięci z własnej inicjatywy, z braku lepszego pomysłu na życie albo chęci przygody, a wszyscy dawno wyzbyci nadziei, że to się kiedyś skończy, i wyzbyci pragnienia, żeby się skończyło, bo przecież i tak nic innego robić nie potrafią - tylko strzelać, dźgać, ciąć, podpalać, a w przerwach pić, kląć i świntuszyć - a gdyby nawet potrafili, to wspomnienia tych krwawych strzępów, tych zwęglonych szczątków i tak by im odbierały sen, więc lepiej już nie sypiać, iść przed siebie, gdzie kierunek wyznaczą i słuchać rozkazów - tak jak na naszej Ziemi, "gdy każą, idę, gdy nie każą, leżę"... Czy to Rzym podbijający Brytanię, Niemcy zalewający Europę, Amerykanie w Zatoce Perskiej czy Letheryjczycy w Awl'danie, a Malazańczycy w Letherze - wszystko jeden diabeł... A te żołnierskie dialogi - istny magiczny "Paragraf 22"!

Bo czy ludzie, czy nie-ludzie, wszyscy bohaterowie mają życie duchowe; czują, myślą, formułują wnioski, czy to dotyczące ich osobistych przeżyć, czy świata, w którym przyszło im funkcjonować. Przyjaźń Trulla i Onracka wzrusza tak samo, jak przyjaźń Froda i Sama, choć to zupełnie inny wymiar, zupełnie inna relacja. Alkoholizm sierżant Hellian przeraża tak samo, jak alkoholizm Joanny Chyłki (choć może u prostej żołnierki, niemal z definicji skazanej na poniewierkę, a w dłuższej perspektywie na śmierć, jest jakoś bardziej wytłumaczalny?). Postawa życiowa Tehola nosi ślady oczywistej inspiracji postaciami greckich stoików, a jego dialogi z Buggiem to momentami czysta groteska, kpina z całego świata, w którym muszą egzystować.
Bo niesamowicie mi odpowiada styl, jakim jest ta opowieść spisana – taki kształtny, taki obrazowy – i jej konstrukcja, z tym przerzucaniem uwagi z postaci pierwszoplanowych na zupełnie marginalne, z masą pobocznych scenek, czasem (najpewniej, bo jednak nigdy nic nie wiadomo) tylko tworzących specyficzny klimat, a czasem będących zapowiedzią czegoś, co dopiero nastąpi.

Bo po każdej części – choć to niby tylko zwykła fantastyka, a nie jakaś wiekopomna literatura – przez kilka dni nie umiem się w sobie zebrać, spokojnie przejść do innej lektury, wciąż tkwiąc jedną nogą w malazańskim świecie; po raz kolejny powracam do niektórych scen, wypisuję cytaty i mam piekielną ochotę złapać się za następny tom (choć przecież wiem, że nie będąc na urlopie, musiałabym go czytać na raty, nie dość tego, pewnie nie dałabym rady czytać w tym czasie nic innego, a co na to moja półka pożyczkowa?)…

I kolejna piątka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 352
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: