Dodany: 06.09.2017 18:28|Autor: Aivalar

W świetle księżyca


Wolne Miasto Rades ponownie opanowuje chaos. Okrutna bestia co miesiąc, podczas pełni księżyca, zabija każdego, kto wejdzie jej w drogę. Media huczą, kolejne rodziny pogrążają się w żałobie. Tymczasem ktoś z równą premedytacją morduje paranormalnych. David, przywódca zmiennokształtnych, musi stanąć na wysokości zadania i wytropić obu morderców. Nie będzie działać sam, choć nie przypuszczał, że pomoc nadejdzie z tak niespodziewanej strony.

Na kontynuację „Przeklętej” wyczekiwałam z utęsknieniem, tym bardziej, że pierwszy tom zakończył się takim cliffhangerem, że jeszcze długo nie mogłam się otrząsnąć. Książkę pochłonęłam wówczas błyskawicznie, dlatego za lekturę „Przebudzonej” zabrałam się z ogromnym entuzjazmem. Często, sięgając po drugi tom serii, która przypadła mi do gustu, mam w sobie pewne obawy. Tutaj szybko się one rozwiały, bo ponownie wciągnęły mnie wydarzenia w Radesie.

Mam wrażenie, że akcja w „Przebudzonej” nieco zwolniła i była mniej dynamiczna, niż w „Przeklętej”. Oczywiście są sceny, które wywracają wszystko do góry nogami i czytelnik w napięciu czeka na to, co się stanie, jednak tym razem miałam okazję się zatrzymać i zastanowić nie tyle nad tym, czy stanie się coś złego, ile nad uczuciami poszczególnych bohaterów. Iga Wiśniewska ponownie wykorzystała narrację pierwszoosobową, która jednak regularnie przeskakuje od jednej postaci do drugiej. Ten zabieg nie jest ani trochę męczący, głównie dlatego, że trudno mi sobie wyobrazić bardziej różniących się od siebie bohaterów. Każda z ich perspektyw jest wyjątkowa, a ponieważ tempo zwolniło, mogłam ich jeszcze lepiej poznać.

Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to zdarzyło, ale każda z postaci pierwszoplanowych zaskarbiła sobie moją sympatię. Miriam, David, Iwan, Vivian i Ben – uwielbiam wszystkich za indywidualny styl bycia i niepowtarzalność. Razem tworzą mieszankę wybuchową. Ponadto zastanawiałam się, jak autorka pokieruje Miriam, która, nie ukrywajmy, miała za sobą niezłe przeżycia. Z ulgą odkryłam, że przemiana tej bohaterki została ukazana bardzo naturalnie; widać, że przeszłość odcisnęła na niej spore piętno, jednak nie przestała być tą samą osobą, którą poznałam w „Przeklętej”.

Jeśli chodzi o stronę techniczną, nie mam większych zarzutów. Styl Igi Wiśniewskiej, lekki i przystępny jak zawsze, po raz kolejny dał o sobie znać. Dialogi są niesamowicie płynne i błyskotliwe, co jakiś czas przebija się także przyjemny humor, dzięki któremu czytanie staje się jeszcze łatwiejsze. Miejscami żałowałam, że pewne wydarzenia nie są opisane bardziej szczegółowo, choć nie da się ukryć, że pole do wyobraźni pozostawiono spore, co zresztą stanowi sporą zaletę. Moje największe zastrzeżenie to... długość tej powieści! Poważnie, miałam wrażenie, że strony dosłownie przelatują mi przez palce i zanim się obejrzałam, dotarłam do finału. Za krótko!

Nie wspomniałam jeszcze o samej fabule, bo, muszę przyznać, jestem zaskoczona i jednocześnie – bardzo usatysfakcjonowana. Po raz kolejny autorka zainspirowała się mitologią grecką, a ponieważ uwielbiam taką tematykę, nie mogłam czuć się bardziej dopieszczona. Iga Wiśniewska fajnie wykorzystuje motywy znane z mitów i dostosowuje je do swoich pomysłów, dzięki czemu powstaje coś wciągającego i interesującego. Napięcie rośnie bardzo stopniowo, razem z innymi mieszkańcami Wolnego Miasta Rades możemy odczuć wzbierającą panikę, by dopiero na końcu przekonać się, kto jest za nią odpowiedzialny. No i to, co wyszło na jaw na temat Miriam... Przyznaję, że opadła mi szczęka. Miałam co prawda pewne podejrzenia, ale akurat na coś takiego bym nie wpadła.

Nie zabrakło także wątku miłosnego, którego zalążki mogliśmy już zaobserwować w „Przeklętej”. Tutaj sprawa znacząco się rozwija, absolutnie nie odciągając uwagi od głównej akcji. Nie da się jednak ukryć, że między dwójką bohaterów sporo jest chemii i wzajemnego przyciągania, któremu trudno nie ulec. I chociaż fabuła mogłaby spokojnie się obyć bez jakiegokolwiek romansu – wystarczyłyby przeboje Iwana z jego narzeczoną – to jednak wydaje mi się, że dzięki temu jest pełniejsza i bogatsza.

„Przebudzona” dorównała poziomem swojej poprzedniczce i tym samym znowu zabrała mi kilka godzin z życia, czego absolutnie nie żałuję. Zakończenie pozostawiło mnie z kolejnymi pytaniami, więc mam ogromną nadzieję, że tom trzeci na nie odpowie. Cykl Igi Wiśniewskiej to fajne, młodzieżowe fantasy, które przyciąga od pierwszych stron i pozostawia z uczuciem dziwnie przyjemnego niedosytu. Czekam na więcej.

[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 297
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: