Dodany: 06.09.2017 10:30|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

Fragment „Obietnicy następcy” Trudi Canavan


Obietnica następcyPrezentujemy fragment naszego przyszłotygodniowego patronatu – Obietnica następcy Trudi Canavan, trzeciego tomu trylogii fantasy Prawo Milenium. Książka dostępna będzie od 13 września.

W najnowszej części od konfrontacji buntowników z Raenem minęło pięć lat. W tym czasie Qall, chłopiec ocalony przez Rielle, bezpiecznie dorósł wśród Podróżników, a Tyen znalazł sobie nowy dom i ukrył się przed ludźmi, którzy okrzyknęli go zdrajcą i nazwali Szpiegiem.

Pięć lat chaosu, nad którym Baluka i Odnowiciele ledwie byli w stanie zapanować. Wszędzie toczą się wojny, niektóre światy zostały opanowane przez machiny wojenne, inne pozbawili mocy magowie pragnący nieśmiertelności.

W czasach, gdy wojna zagraża z trudem wypracowanemu przez Rielle i Tyena pokojowi, a Qall wkracza w dorosłość, lojalność zostanie poddana próbie. Złożone obietnice mogą wszystko zmienić. Zależy od nich życie Qalla.

Dahli ma bowiem możliwość przywrócenia władzy Raenowi i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel.

 

Fragment rozdziału pierwszego:


Dźwięk dało się bardziej odczuć, niż usłyszeć – niczym głęboki wstrząs przeszywający ciało od samych stóp i wibrujący w piersi. Wszyscy rzemieślnicy tworzący koła garncarskie jak jeden mąż podnieśli wzrok, a gdy wrażenie minęło, odwrócili się do Tyena.

Spoglądał na ich zaniepokojone twarze wyrażające coraz większe, niesprecyzowane przerażenie. Wszyscy zamarli, dlatego niewielki ruch w pobliżu głównych drzwi warsztatu od razu przykuł uwagę Tyena. Zobaczył szybko wyostrzający się i ciemniejący cień ludzkiej sylwetki. Była to kobieta o ponuro zaciśniętych ustach.

– Witaj, Ceramiku Furso – powiedział, a gdy pozostali zwrócili się ku będącej magiem kobiecie, na ich twarzach odmalował się szacunek; każdy dwoma palcami dotknął serca na powitanie przywódczyni. Tyen poszedł za ich przykładem.

– Witaj, Tyenie Wheelmaker – odezwała się kobieta, materializując się wśród nich. – Wielkie Targowisko zostało zaatakowane. Potrzebujemy pomocy. – Rozejrzała się. – Od was wszystkich.

Tyen skinął głową.

– A napastnicy?

– Zniknęli. – Wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze z płuc; spojrzenie miała mroczne i udręczone. – Zawaliła się połowa zadaszenia. Pogrzebała wielu ludzi.

Rzemieślnicy popatrzyli po sobie ze zgrozą. Tyen wytarł tłuste ręce w szmatę.

– Udamy się tam natychmiast.

Kiwnęła głową i zniknęła im z oczu.

– Przeniosę was – zaproponował Tyen.

Pozostali wstali od urządzeń, przy których pracowali, i dołączyli do niego na jedynym skrawku wolnej przestrzeni w pomieszczeniu, tuż przed głównym wejściem. Złapali się za ręce – kobiety i mężczyźni połączeni uściskiem dłoni.

– Gotowi?

Wokół rozległ się potwierdzający pomruk, a potem wszyscy nabrali powietrza. Tyen zaczerpnął magii z daleka, by pozostawić w mieście moc dla magów o mniejszym zasięgu. W Doum magii było pod dostatkiem, dlatego powstała luka wkrótce miała zapełnić się otaczającą ją mocą – Tyen nie chciałby pozbawiać innych magów możliwości udzielenia pomocy na miejscu katastrofy.

Kiedy odepchnął się od świata, warsztat stracił barwy, a wszelkie odgłosy ucichły. Wyczuł świeży wyłom w mocy pomiędzy światami, od strony Domu Rady – bez wątpienia właśnie stamtąd wyruszyła do nich Ceramik Fursa. Tyen miał świadomość, że jego pracownicy przetrwają w tej przestrzeni tylko tyle, na ile starczy im powietrza, dlatego przenikając przez sufit i pierwsze piętro, pośpiesznie przeniósł ich ku niebu o barwie przytłumionego błękitu.

Patrząc z góry na Albę – największe miasto w Doum, słynące z wyrobów ceramicznych – rozglądał się za znajomą łukowatą fasadą budynku Wielkiego Targowiska.

Kiedy ją odnalazł, zamarł ze zdumienia. Po słowach Fursy nie spodziewał się tak wielkich zniszczeń, chyba że od czasu jej wizyty wydarzyło się coś jeszcze. Z niezwykłego falistego dachu zbudowanego z połączonych warstw płaskich cegieł została zaledwie jedna czwarta.

Tyen ruszył wraz z ludźmi do celu.

Wielkie Targowisko mieściło się w naprawdę pięknym budynku. Wewnątrz na straganach dniem i nocą sprzedawano najlepsze towary w mieście. Dlaczego ktoś miałby to zniszczyć? – zastanawiał się Tyen. Zaatakowali mieszkańcy innego miasta czy może innego świata? Napaść na Wielkie Targowisko była atakiem na główne źródło dochodów Alby. A także na miejsce, które w ciągu ostatnich pięciu cykli stało się dla Tyena nowym domem – pokochał je bardziej niż własną ojczyznę. Poczuł narastający gniew.

Bez wątpienia Ceramicy, wybrani przez mistrzów warsztatów w Doum, wiedzieli więcej. Mógłby zajrzeć w ich umysły, lecz prawo – podobnie jak w wielu innych światach – nie dopuszczało czytania w myślach bez zezwolenia. Nauczył się odruchowo przestrzegać tej zasady, bo gdyby choć raz dał się przyłapać na jej złamaniu, przepadłaby akceptacja, której pragnął. Zyskał co prawda uznanie jako potężny mag i wynalazca pierwszych napędzanych magicznie kół garncarskich, lecz jako człowiek z zewnątrz wciąż wzbudzał pewne podejrzenia.

Miasto przemknęło pod nimi niczym rozmazana plama. W miarę jak zbliżali się do celu, zrujnowany gmach stawał się coraz większy i wyraźniejszy. Kiedy znaleźli się przy strzaskanych ścianach, pośród cieni dostrzegli wielki stos gruzu. Rumowisko połyskiwało kawałkami potłuczonej glazury. Z chaosu gdzieniegdzie wyłaniały się pozostałości straganów, lecz towary i ludzie zostali przysypani. Niektórzy dźwigali fragmenty gruzu. Pozostali leżeli na ziemi wśród ocalałych kramów, a ich ubrania były poplamione krwią; niektórzy się poruszali, inni nie.

Widok obudził w Tyenie nieprzyjemne wspomnienie zawalonej wieży oraz falę wyrzutów sumienia. Odepchnął je od siebie. Od tragedii w Strzelistym Zamku minęło wiele cykli – cykl oznaczał „rok” według miary magów i handlarzy podróżujących między światami, gdyż pojęcie roku w poszczególnych światach było inne – lecz Tyen wciąż wyraźnie pamiętał tamten dzień. Dlatego bardzo chciał się na coś przydać. Tym razem mogę jakoś pomóc – powiedział sobie. O ile mi pozwolą.

Obniżył się wraz z robotnikami w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca na lądowanie. Postanowił, że nie będzie to wnętrze budynku, na wypadek gdyby pozostała część dachu miała runąć. Fursa powiedziała, że prócz nas bliżej nie było innych magów, więc zapewne niewielu już tu dotarło. Lepiej wszystkich osłonię, bo mury mogą zawalić się na zewnątrz. Na placu przed gmachem było tłoczno od gapiów. Ze środka co chwilę wybiegali ci, którzy postanowili pomóc, rzucali gruz na nieustannie rosnący stos, a potem szybko wracali. W pobliżu nie było dostatecznie dużo przestrzeni na lądowanie, więc Tyen wybrał miejsce oddalone o dwadzieścia kroków i zaczekał, aż stojący tam ludzie zauważą ich i usuną się z drogi.

Nie trwało to długo. Na widok grupy przezroczystych postaci zebrani szybko rozsunęli się na boki. Wówczas Tyen zszedł ze swoimi ludźmi do świata. Wszyscy zaczerpnęli suchego, pylistego powietrza i zaczęli kaszleć. Niektórzy przyciskali ręce do twarzy pod wpływem nagłego powrotu fizycznych oznak emocji, nieistniejących między światami. Po kilku głębokich oddechach doszli do siebie po podróży, wyprostowali się, a dłońmi, którymi przed chwilą trzymali sąsiadów, by połączyć się z Tyenem, teraz poklepywali się i ściskali, by dodać sobie otuchy.

– Zobaczmy, co da się zrobić – powiedział Tyen i ruszył ku budynkowi.

Kiedy weszli do środka, spojrzał w górę na resztki dachu. Ocalała tylko jedna z pięciu centralnych kolumn. Zaczerpnął magii i unieruchomił powietrze nad swoimi robotnikami, tworząc osłonę – być może odrobinę przesadził, bo pod wpływem chłodu w powietrzu od razu zaczęła powstawać mgła.

– Nie ma takiej potrzeby, Tyenie Wheelmaker – odezwał się z prawej strony męski głos. – Podtrzymujemy dach.

Tyen odszukał wzrokiem mężczyznę. Był to znajomy starzec, przeciskający się teraz między robotnikami.

– Mistrzu glazurniku Rayfie. – Tyen uwolnił powietrze. – Jak możemy pomóc?

– Czy ktoś z was potrafi uzdrawiać? – spytał Rayf.

Robotnicy popatrzyli po sobie, lecz większość pokręciła głowami.

– Ja trochę się na tym znam – rzekł jeden z młodszych mężczyzn. – Nie na magii uzdrowicielskiej, ale na bandażach i zakładaniu szwów.

– Ja trochę się podszkoliłem w Faurio – powiedział Tyen. A potem rozpoznał mnie jakiś buntownik – dodał w duchu – i miałem do wyboru: zabić go albo uciec. – Opanowałem podstawy.

Rayf przeniósł wzrok na Tyena i uniósł brew.

– Potrafisz leczyć za pomocą magii?

Tyen pokręcił głową.

– To potrafią tylko wiecznie młodzi.

Spojrzenie starca wyostrzyło się na wieść o umiejętnościach Tyena. Bez wątpienia zastanawiał się, czy ten potężny cudzoziemiec się starzeje – albo raczej co dla Doum oznaczałoby, gdyby się nie starzał. Wzrok Rayfa powędrował za plecy rozmówcy i starzec zmarszczył brwi. Podszedł do Tyena i odezwał się ściszonym głosem.

– Zajrzyj w moje myśli – poprosił.

Tyen usłuchał go i dostrzegł niepokój oraz skupisko straganów za swoimi plecami. Za linią ludzi uprzątających rumowisko, między naczyniami ustawionymi na ocalałym kramie, widać było cień. W jego głębi połyskiwała para oczu skupionych na wielkim stosie gruzu.

Rayf popatrzył z powrotem na Tyena.

– Nie mogę przeczytać jego myśli. Kto to? – wyszeptał.

Tyen uwolnił zmysły w poszukiwaniu nieznajomego. Kiedy odnalazł jego umysł, zmarszczył brwi.

To potrwa wiele godzin – myślał nieznajomy. Im dłużej tu zostanę, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś mnie znajdzie. Dlaczego miałbym ryzykować, że trafię do więzienia, skoro nie ja zleciłem atak na to miejsce? Gdyby któryś z Ceramików rzeczywiście zginął, imperator nie targowałby się o mnie. Zostawiłby mnie na pastwę losu.

– Nazywa się Axavar – szepnął Tyen. – Pochodzi z Murai. Mag ze szkoły magii.

– Był wśród ludzi, którzy to zrobili?

Tyen pokiwał głową.

– Kazano mu dopilnować, by żaden z napastników nie zabił Ceramika. Gdyby któryś z naszych przywódców zginął, imperator podjąłby działania tylko wobec tych, którzy zlecili atak.

Rayf zmrużył oczy.

– A kto go zlecił?

– Podejrzewa kupców z Murai.

Starszy mężczyzna syknął.

– Na pewno chcieli nas ukarać za ustanowienie minimalnej ceny. Których kupców podejrzewa?

– Nie myśli o nikim konkretnym. To tylko pionek. Za młody, by mógł mieć jakąś władzę.

I zupełnie nieprzejęty tym, co tu zrobił wraz ze swoimi pobratymcami. Tyen pokręcił głową. Zabijanie ludzi za to, że nie chcą sprzedawać towarów poniżej pewnej ceny, bo muszą z czegoś żyć, było niewiarygodnie okrutne. Jeżeli Axavar miał rację, kupcy z Murai doszli do wniosku, że ich przetrwanie zależy od tego, czy zdołają sprzedać towary z Doum z rozsądnym zyskiem – choć Tyen podejrzewał, że „przetrwanie” wcale nie oznaczało konieczności zmagania się z głodem, lecz wiązało się z uszczupleniem ich potężnego majątku.

– Co mam zrobić? – spytał.

Rayf zawahał się, a na jego twarzy odmalowało się niezdecydowanie. W końcu ktoś go zawołał i starzec nieco się ożywił. Obaj się odwrócili i stwierdzili, że do budynku zbliża się kilkoro ludzi w czerwonych szatach – jedna z tych osób skierowała się ku Rayfowi, pozostałe rozproszyły się wśród rannych.

– Och, doskonale. Dotarli uzdrowiciele z Payr. – Starzec z powrotem zwrócił się do Tyena. – Idź za nim, jeśli wyjdzie. Dowiedz się, kto jeszcze odpowiada za napaść i czy stoi za tym imperator.

Tyen skinął głową. Wziął głęboki wdech i odepchnął się od świata. Zatrzymał się w miejscu, z którego ledwie był w stanie określić swoją pozycję w stosunku do pomieszczenia. Wyglądało to, jakby zniknął, chyba że ktoś dokładnie by się przyjrzał. Szerokim łukiem zaszedł Muraiczyka od tyłu.

Mężczyzna w ostatniej chwili odwrócił się i go zauważył. A potem błyskawicznie śmignął między światy i uciekł.

Tyen popędził za nim.

Zrujnowane targowisko zniknęło mu z oczu. Materia między światami została zmącona po obu stronach świeżo utworzonej przez Axavara ścieżki. Gdy Tyen zaczął go doganiać, mężczyzna przyśpieszył. Tyen mógłby go schwytać, lecz przystanął i pozwolił mu na zwiększenie odległości. Niech myśli, że uniknął pościgu, dzięki czemu uda się prosto w miejsce, do którego zamierzał dotrzeć.

Czyli zapewne do pozostałych magów, którzy brali udział w ataku. Wówczas Tyen ostrożnie się do nich zbliży, trzymając się poza zasięgiem ich wzroku. Pojedynczy muraiski mag raczej nie powinien stanowić dla Tyena zagrożenia, nie wiedział jednak, jak silni są w grupie. Poza tym musiał uważać, by nie uznali jego działań za kontratak Doum; niektórzy mogliby wrócić do Alby i zaatakować ponownie.

Minął punkt równowagi między światami, w którym niczego nie było widać, i z bieli powoli zaczęły się wyłaniać cienie. Poniżej rozciągało się miasto, które szybko stawało się coraz wyraźniejsze. Leżało u stóp klifu, z którego spływał ogromny wodospad, a tworząca się z drobinek wody mgła przesłaniała je. Miasto dzieliła rzeka, lecz obie jego części były połączone szeregiem eleganckich mostów.

Był to Glaemar, stolica najpotężniejszego kraju w świecie Murai, a zarazem siedziba imperatora władającego wszystkimi krajami z wyjątkiem kilku odległych państw, zbyt ubogich, by mogły być kuszącym celem podbojów. Tyen odwiedził ten świat mniej więcej w tym samym czasie, w którym osiedlił się w Doum, był bowiem ciekaw zamożnego i potężnego sąsiada, będącego głównym nabywcą towarów sprzedawanych przez garncarzy. W Glaemarze panował chłodniejszy klimat niż w Albie, kultura zaś była bardziej wyrafinowana – i mniej przyjazna. Bogactwo i władzę dziedziczono, ubodzy żyli w wiecznej niewoli. Zdolności magiczne dawały zaledwie skrawek wolności w obliczu nieugiętych wymagań związanych z pochodzeniem.

Ten świat za bardzo kojarzył się Tyenowi z własną ojczyzną, wielkim Imperium Lerackim, które podbiło i skolonizowało większość jego świata – choć w Belton, mieście wyposażonym w zaawansowaną kanalizację, śmierdziało znacznie mniej niż z zakrytych rowów w Glaemarze.

Axavar zanurkował ku swojemu światu, zwalniając dopiero w ostatniej chwili, by skorygować pozycję. Tyen podążał za nim w pewnej odległości, świadom, że mniejsze zdolności magiczne mężczyzny utrudniają mu zauważanie innych magów między światami. W końcu Axavar skierował się ku dużemu budynkowi z kwadratowym wewnętrznym dziedzińcem.

Tyen został na tyle wysoko nad miastem, by dla ludzi w dole stanowić jedynie punkcik. Mimo wszystko gdy zszedł do świata, stworzył wokół siebie kulę unieruchomionego powietrza, która miała zarówno pomóc mu utrzymać się w miejscu, jak i go osłonić. Zaczekał chwilę i wkrótce mógł zajrzeć w umysł Axavara.

Axavar wylądował w szkole magii. Ze wszystkich stron rozległ się odgłos kroków, gdy magowie odpowiedzieli na jego wezwanie. W jego myślach pojawiły się twarze mężczyzn i kobiet spoglądających z balkonów. Kolejne osoby przechodziły przez łukowate wejścia poniżej. Wszyscy wpatrywali się w niego, gdy udzielał mętnych wyjaśnień i przestróg.

Powiedział im, że zauważył go jakiś mag. Że być może za nim podążył. Że mógł w każdej chwili się tu znaleźć.

*

Źródło: Galeria Książki

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: