Dodany: 02.09.2017 16:55|Autor: dot59
Dzieciakiem być - niełatwa sprawa...
Przygarnięta na zlocie (dziękuję, Louri!) skromna książeczka, złożona prawie z samych dialogów, to zapis kilku miesięcy z życia pewnego amerykańskiego rodzeństwa w latach 50. ubiegłego stulecia.
Alfred liczy sobie około ośmiu lat, jego siostra, sądząc po sposobie wysławiania się i zainteresowaniach, gdzieś ze trzy-cztery lata więcej. Taka różnica wieku w naturalny sposób prowokuje pewne, nazwijmy to, antagonizmy, które wcale nie znikają, gdy w życiu małych Gatesów zachodzi poważna zmiana: ojciec wyjeżdża w interesach do Europy, matka postanawia trochę wypocząć, mieszkanie zostaje wynajęte, a oni wysłani na wakacje – a może i na dłużej? – do krewnych na prowincji. Wszystko jest nowe: zwyczaje babki i wuja, potrawy, pomieszczenia, sąsiedzi, koledzy; tylko oni dwoje stanowią wspólny element środowiska, które (może bezpowrotnie?) opuścili, i tego, w którym się znaleźli, co wcale nie znaczy, że liczą tylko na siebie i tworzą wspólny front przeciw prawdziwym i domniemanym zagrożeniom. Każde z nich próbuje aklimatyzacji na własną rękę z wyraźnym zamiarem pokazania temu drugiemu, kto tu sobie lepiej radzi. A skutki, cóż, bywają różne…
Ta mała proza, której autor łączy przenikliwość Alice Munro z subtelną ironią Marka Twaina, wcale nie jest przeznaczona dla czytelników w wieku Alfreda i Ginewry. Nie dlatego, by zawierała jakieś elementy niezrozumiałe czy niedozwolone, ale dlatego, że dopiero spojrzawszy na własne dzieciństwo z dystansu, będziemy w stanie ocenić artyzm, z jakim Schuyler odzwierciedla dziecięcy sposób myślenia i formułowania wypowiedzi.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.