Dodany: 26.08.2017 13:47|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

O tym, że Mevlut boi się psów


Kiedyś podczas prywatki miałem okazję rozmawiać z pewnym Turkiem. Chociaż "rozmawiać" to chyba mało precyzyjne określenie, bo o ile jego angielski był na przyzwoitym poziomie, o tyle mojemu brakowało nieco obycia, treningu i umiejętności odnalezienia w pamięci niezbędnych aktualnie słów. No ale dogadywaliśmy się, bo spożyty alkohol już nie takie bariery społeczne przełamywał. I tak jakoś temat zszedł akurat na Pamuka, bo wtenczas byłem pod sporym wrażeniem jego "Nazywam się Czerwień". Cmokając z uznaniem i stosując uniwersalny gest kciuka w górę, próbowałem przekazać mojemu rozmówcy, że Pamuk to klawy koleś i fajnie mu wyszła powieść, na co mój gość zrobił skwaszoną minę i mówi coś w rodzaju: pisarz z niego dobry, ale miałem okazję z nim porozmawiać i okazał się mało sympatycznym arogantem. Pomijając już kwestię, na ile opinia tego akurat Turka przekładała się na rzeczywistość, to początkowo byłem niemile zaskoczony, że Pamuk mógłby być bucem. Ale potem naszła mnie refleksja, że przecież nie na byciu miłym polega misja pisarza i nie za bycie sympatycznym go cenimy, bo większość z nas pozna go wyłącznie z jego dzieł. Pewnie: trochę niefajnie, że Pamuk jest burakiem, ale to w zasadzie nie mój problem, bo do łóżka nie zamierzam go zapraszać. Jakiś czas potem zaliczyłem nieudane podejście do lektury "Śniegu". Nie. Ono nie było nieudane – to była katastrofa, bo "Śnieg" dołączył do niechlubnego grona powieści, których nie dokończyłem. Na długi czas Pamuk był dla mnie martwy literacko i wypadł z kręgu moich zainteresowań, a teraz uznałem, że pora dać mu kolejną szansę, bo przecież kiedyś spędziliśmy wspólnie kilka miłych wieczorów zabarwionych czerwienią. Okazja trafiła się dogodna, bo nie tak dawno temu ukazała się jego nowa powieść, więc sprawdźmy, co ten rzekomy gbur ma tym razem do przekazania czytelnikom.

"Dziwna myśl w mej głowie" imponuje podtytułem (albo czymś w tym rodzaju), który brzmi: "Opowieść o życiu, przygodach, marzeniach i przyjaciołach sprzedawcy buzy Mevluta Karatasa oraz obraz stambulskiego życia w latach 1969-2012, przedstawiony z punktu widzenia wielu osób". To mówi wiele o tym, czego się możemy jako czytelnicy po lekturze spodziewać, ale nie wyczerpuje tematu. Więc dodam tutaj parę uwag od siebie. Buza to lekko sfermentowany napój na bazie prosa. Gęsty, często kwaskowaty i nie jest jednoznacznie ustalone czy zawiera(ł) on alkohol. Ponoć tak, co prawda o niskim stężeniu, ale wygodniej było uważać, że buza jest napojem bezalkoholowym. Ojciec Mevluta sprzedawał buzę i Mevlut, który jako kilkunastolatek przyjeżdża ze wsi do Stambułu przejmuje po nim kosze do handlu obnośnego. W międzyczasie przyjdzie mu się zadurzyć w nauczycielce, uzależnić od filmów porno (wyświetlanych w kinie, nie to co dzisiejszy komfort), nałogowo masturbować i zapuścić wąsa. Spędzi też trochę czasu w wojsku, gdzie dominuje maniera policzkowania podwładnych. Czyli w ogólności dosyć stereotypowe życie młodzieńca z obowiązkowymi punktami kontrolnymi, bo komu nie zdarzyło się platonicznie zabujać w nauczycielce, albo masturbować, być może nawet nałogowo (trudno ocenić jakie są normy). W zasadzie to w tej wyliczance brakuje jednego, żelaznego motywu, bez którego żywot żadnego młodzieńca nie może się obejść – należy się bezgranicznie i romantycznie zakochać. I Mevlut się zakochuje, a jakże!

Najpierw pisze do niej listy, w których zachwyca się jej oczętami, wzdycha do niej, wyznaje miłość i na tym maltretowaniu niewinnych kartek zlecą mu trzy lata (bo wspomnianą służbę wojskową należy odbębnić). A potem ją porywa z rodzinnego domu. Taka moda: jeśli mężczyźnie zależy na jakiejś kobiecie, to najwyraźniej w dobrym tonie jest, by pofatygował się ją porwać. Albo kupić. Mevlut pieniędzy nie ma, więc pozostaje mu uprowadzenie, a jego przebieg się nieco komplikuje (w pewnym zaskakującym sensie). Rozwijanie wątku sobie w tym miejscu odpuszczę, bo i tak już przeciągam.

"Mówią, że najtrudniejsze w aranżowanych małżeństwach jest to, że kobieta wychodzi za kogoś, kogo zupełnie nie zna, a do tego jest zmuszona go kochać... Ale tak naprawdę ślub z kimś, kogo się wcale nie zna, musi być prostszy, bo – uwierzcie – kochanie mężczyzn robi się tym trudniejsze, im lepiej się ich poznaje"[1].

Naszła mnie taka myśl w mojej głowie (niekoniecznie dziwna), że na dobrą sprawę w tej powieści niewiele się dzieje, ale hej!, kto się spodziewał spektakularnego i pełnego przewrotów życia od sprzedawcy buzy? To opowieść z gatunku proza życia, lament codzienności, choć pewna egzotyka kulturowa i możliwość jej poznania będzie dla polskiego czytelnika wartością dodaną. Również zwiedzanie Stambułu i obserwacja jego rozwoju na gruncie politycznym, społecznym i kulturowym skutecznie potrafi przykuć uwagę. Ale burzliwych wydarzeń w tej powieści jest niewiele i prawie wszystkie związane są z kolejnymi ucieczkami oraz porwaniami kobiet, a potem długo, długo nic. Zresztą tureckie kobiety wyrastają na ciche bohaterki dzieła Pamuka, a trzeba przyznać, że łatwego życia nie miały, co dobitnie uzmysławia nam Vediha ze swoim bardzo wymownym rozdziałem "czy to w porządku, że…".

Bo choć Pamuk snucie powieści powierzył w głównej mierze narratorowi (z rodzaju tych wszystkowiedzących), to epizodycznie pojawiają się w niej rozdziały odzwierciedlające perspektywę kolejnych bohaterów – tych bardziej i mniej istotnych, jednak co ciekawe, sam Mevlut nie dostaje prawa głosu ani na moment. Wiadomo, że zabieg stylistyczny tego rodzaju to nie jest szczyt oryginalności, ale jako przerywnik świetnie zdaje egzamin i nieco rozpędza z wolna kumulujące się znużenie czytelnika. A zmęczenie lekturą może się pojawić, bo powieści stron nie brakuje, jednak nie wszystkie udało się zadowalająco zapełnić treścią. Chwilami rutyna życia Mevluta zaczyna niebezpiecznie przebijać się na tok historii, co nigdy nie jest dobre w nadmiarze, jednak w przeciwieństwie do "Śniegu", nie miałem ani przez moment myśli o porzuceniu czytania. Więc jest progres, choć zaczynam mieć uzasadnione obawy, że "Nazywam się Czerwień" był jednorazowym, złotym strzałem Pamuka. W żadnym razie autora nie skreślam, jednak po "Dziwna myśl w mej głowie", a przede wszystkim po nobliście oczekiwałem chyba nieco, NIECO więcej.

---

[1] Orhan Pamuk, "Dziwna myśl w mej głowie", tłum. Piotr Kawulok, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, str. 284.

[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 714
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: