Dodany: 13.08.2017 18:01|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

6 osób poleca ten tekst.

Czepliwy czytelnik odwiedza kryminalny Toruń


Dawno już cz. cz. nie miał okazji porządnie się czegoś poczepiać; ot, jakieś pojedyncze literówki, jeden czy dwa kiksy translatorskie, jednym słowem, panie dzieju, posucha. Aż tu nagle za sprawą pewnego kryminału, którego akcja rozgrywa się w mieście znanym całemu Biblionetkowemu aktywowi - jako że pewnego lata gościło ono parę tuzinów uczestników dorocznego zlotu - notesik z językowymi i stylistycznymi kuriozami wydatnie spęczniał.

Kilka spośród wynotowanych kwiatuszków trafiło do recenzji, ale większość z nich w postaci okrojonej, inaczej bowiem objętość recenzji urosłaby do niemożliwości. A przecież żal nie podzielić się takimi smakowitościami z resztą czepliwych czytelników, nieprawdaż?

Oto więc i one.

„Mocne dłonie, szczupłe, ale twarde jak stal ramiona i gruba szyja tworzyły mieszankę brutala i dobrego ojca”[18];

"Z daleka mogłaby wyglądać, jak ozdoba świąteczna. Ale jeśli spojrzeć z bliska, to rubin pokrywającej ciało krwi komponował się ze srebrem metalu tak, że z bliska mogłaby być wzięta za figurkę przypominającą kształtem człowieka"[38];

„Pełno było ludzi z celofanowymi torbami na kółkach…”[45];

„Pierwszy raz w życiu poczuł, że trzyma na rękach życie, skonkretyzowane w tym małym, drobnym istnieniu. Małe rączki i nogi, mała głowa i ogólna bezbronność wypisane były na nim wielkimi literami”[56] (tu chodzi o noworodka, znalezionego przez jednego z policjantów - przyp. cz.cz.)

„Jego szyja, naprężona jak cięciwa tatarskiego łuku, gotowa była rzucić się do gardła każdemu, kto mu się sprzeciwi”[71];

„Duża sala, metalowe stoliki i krzesełka, odmalowane na jagodowy kolor słupy i szeroka lodówka pełna galaretek, jajek z majonezem, kompotów i bułek z pastą jajeczną były wehikułem przenoszącym klientów do czasów wody z saturatorów popijanej przy lekturze Sztuki kochania Michaliny Wisłockiej. Czaru lokalowi dodawały zaprawione w bitwach na kotlety szwajcarskie bufetowe (…)”[105];

„Gdy otworzył usta, Brodzki zauważył, że jego wargi układają się w mały okrąg i komendant, wkładając porcję do buzi, wysuwa język, na który nakłada jedzenie”[109];

„za oknem nawracał właśnie mężczyzna w wąsach”[111];

„obok grubszej dziewczyny, z którą przylegały do siebie policzkami”[119];

„Jego ciało, zawieszone pomiędzy chłodnym brukiem a niebem, powoli zaczęło się zapadać w miękkiej, przepitej pierzynie”[163];

„Obudził się, gdy poczuł, że ma wilgotne usta i czyjś dotyk na twarzy. To pies lizał go po mordzie”[171];

„Za oknem ziarna deszczu kapały o parapet jak nieszczelny kran o cynową wannę”[172];

„… wymamrotał w ten charakterystyczny sposób, kiedy od długiego leżenia na jednym boku twarz sztywnieje, a ślina cieknie z kącika usta”[172];

„Komendant spojrzał na detektywa, który patrzył w przestrzeń, a jego ręka, opuszczająca
telefon, była jakby nie jego ręką”[178];

„Pośród starych komputerów z dużymi monitorami wyrastały pelargonie, ale pokryte tak grubą warstwą kurzu, że z daleka sprawiały wrażenie grafitowych rzeźb”[184];

„…wbijając ręce tak głęboko w kieszenie kurtki, że przeczyło to prawom włókiennictwa”[185];

„Od dołu do góry, jak stróż nocny, odziany był w mundur Służby Więziennej. (…) W oczy naczelnikowi też ciężko było patrzeć, bo tak były rozstrzelone, że między jednym a drugim zmieściłaby się średniej wielkości dłoń”[197];

„W jednej ze szczytowych ścian znajdowało się zakratowane okno, umieszczone na takiej wysokości, że oczami baraków byłyby tylko te, należące do jakiegoś koszykarza. I to najwyższego w lidze”[204] ("oczy baraków" to określenie metaforyczne, odnoszące się do więźniów wyglądających przez okna - przyp. cz.cz.);

„Małe uszy przypominały kształtem róże z lukru, jakie umieszcza się na tortach weselnych, a nos podobny był w swych liniach do źle zespawanej kotwicy. Mężczyzna nie miał brwi, więc czubek głowy przelewał się w stronę szerokiego czoła, a to – do głęboko zapadniętych oczodołów, skrywających nieobecny wzrok mordercy. (…) Głowa zlewała się z krótką szyją, a ta z obłymi potężnymi ramionami, dwa razy grubszymi od tych Brodzkiego”[204-205];

„nazbyt chojnie obdarzony przez naturę”[210];

„Musiał przyznać w myślach, że zrobił na nim wrażenie pościg Tomasza Żółtki. Miał siłę i szybkość, której nie spodziewałby się po takiej mizernej tężyzny okularniku”[216];

„Gdy komendant wyjął urządzenie z marynarki, zorientował się, że w tej samej kieszeni trzymał materiałową chusteczkę, której nie oszczędzał przez ostatnie dni.
- Kurwa mać – przeklął i zaczął wycierać wciąż dzwoniący telefon o obrus.
- Mmm – zamruczał Brodzki na widok flegmy”[222];

„Facet miał wielkie, oliwkowe spodenki z kieszeniami, klapki Kubota i białą wymiętą koszulkę. Na głowie przyklepane, pofalowane, siwe włosy i duży pieprzyk na prawym policzku. Taki, z którego wyrastają włosy”[227];

„z mieszkania bił zapach podobny domkom na działkach”[239];

„I odpalił papierosa, wypuszczając z ulgą dym, który uniósł się, jak nad krematoryjnym piecem”[248];

„Nad stadionem unosiły się kłęby dymu. Smoliste czapy zaplatały się nad miastem w śmiercionośnym uściski. Płonące ciała tańczyły ekstatyczny taniec znany pradawnym plemionom. Najbardziej wił się wśród nich młody chłopak (…). Żywe pochodnie niczym ćmy zerwały się z niej do lotu. Ich sylwetki zajęte ogniem tańczyły dantejski taniec śmierci”[312-313];

„Z drogi widać było rozlewisko, z którego wystawały drewniane znaczniki, wystające z wody”[340];

„Na wzgórze wtaczała się nysa, do której ktoś siłą wpakował człowieka. Był to ojciec Leona, Franciszek Brodzki”[341] (Franciszek był tym wpakowanym, co wynika z kontekstu - przyp. cz.cz.);

„Nysa (…) odbiła się, tracąc z kół dwa srebrne denka.(…)
Jeden student w bejsbolówce (…) rozbił głowę o automat z biletami tak, że posypały się z niego monety. Inny pasażer tak niefortunnie siedział z małymi szachami podróżnymi, że wbił się kroczem w oparcie siedziska, a pionki rozsypały się, pozostawiając zagadkę matów w siedmiu ruchach na zawsze nierozwiązaną. Starsza pani z włosami na cukier spadła z siedzenia, gubiąc sztuczną szczękę i okulary. Miała jednak tak obszerne siedzisko, że spadając niemal jednocześnie odbiła się nim od podłogi”[346] (to opis wypadku, spowodowanego przez przestępcę uciekającego skradzioną nysą - przyp. cz.cz.);

„Farba na wewnętrznej stronie drzwi nie odchodziła równo. Jej beż dzielił się na cieńsze i grubsze warstwy, te ususzone i te giętkie.
»Jedne odpadną przy kolejnym trzaśnięciu drzwiami, inne gibać się będą na nich jeszcze długo, jak młode liście na lipie«– rozmyślał człowiek w środku.
Ciche szurnięcie blaszki zakrywającej wizjer nie uszło jego uwadze. Choć osoba po drugiej stronie drzwi natrudziła się, by podejrzeć mężczyznę bezgłośnie, wyrobiony metal dał się jednak usłyszeć. Ludzkie oko mrugnęło kilka razy w otworze, po czym dziurę znów zasłonięto.
Siedzący na pryczy mężczyzna w pasiaku patrzył jednak na wrota z niesłabnącym uśmiechem od dłuższego czasu. I był niemal pewien, że ten, kto je malował, nie zadał sobie trudu uprzedniego ich wyszlifowania.
»A przecież powinno się zedrzeć ją warstwa po warstwie – myślał – jak cebulę. Oddzielić delikatnie, kawałek po kawałku, małymi partiami. Kto wie, może zajęłoby to i parę godzin, ale to przecież piękne drzwi, więc żal byłoby taką robotę spartaczyć. Powinno się do nich podejść z pieczołowitością i precyzją«.
I zaśmiał się serdecznie, a śmiech jego poniósł się głośnym echem po pokoju otoczonym grubą cegłą.
Żart był przewrotny: mężczyzna zastanawiający się nad fakturą drzwi z metalowym judaszem pośrodku. Nad fakturą drzwi zamykających celę, która to cela mieściła się w Areszcie Śledczym w Toruniu, a w której to celi siedział on"[404-405];

„Brakowało mu czaru wspólnej podróży pasażera bez imienia i nazwiska oraz siedzącego za kierownicą woźnicy, który dedykował swoje życie pomocy takim, jak ten pierwszy. Komunii zachodzącej o każdej porze dnia i nocy pomiędzy strudzonym pasażerem a zawsze czekającym w pogotowiu szoferem, transportującym delikwenta w każdą niepogodę i każde miejsce na mapie”[409];

„Ciało było ledwie draśnięte, niczym żółtko po rozbiciu jajka. Kula przeszła na wylot szyi Tomasza Żółtki, omijając ważne organy. Właściwie było to tylko draśnięcie pociskiem małego kalibru”[415];

„Deszcz padał pionowo, a groch jego kropli wyciosywał z napotkanych powierzchni wodne iskry”[432];

„ciało (…) obracało się na wietrze wokół własnej osi, jak baletnica z pozytywki, a przekrzywione na nosie okulary ukazywały nieruchome oblicze i szeroko otwarte, ale martwe oczy”[433]

Żródło: Powtórka (Woźniak Marcel)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 813
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kuba Grom 27.09.2017 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno już cz. cz. nie mia... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Z daleka mogłaby wyglądać, jak ozdoba świąteczna. Ale jeśli spojrzeć z bliska, to rubin pokrywającej ciało krwi komponował się ze srebrem metalu tak, że z bliska mogłaby być wzięta za figurkę przypominającą kształtem człowieka" - Wat?

Szyja gotowa rzucić się go gardła to majstersztyk.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: