Dodany: 11.08.2017 13:28|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Książka: Dakota
Piedziewicz Michał

1 osoba poleca ten tekst.

Czas płynie przez Gdynię



Recenzentka: Dorota Tukaj


„Dakota”? I nie powieść przygodowa w westernowym stylu ani reportaż z krainy, którą kiedyś zamieszkiwało plemię Siedzącego Byka? Zerkamy na notę wydawcy: „Lata osiemdziesiąte XX wieku. (…) to czas koncertów w gdyńskim Domu Kultury (…)”[1]; co, u licha, ma Dakota do Gdyni? To samo – można by rzec nieco przewrotnie – co dżoker i domino. A raczej „Dżoker” i „Domino”, bo takie właśnie tytuły noszą dwie wcześniejsze części „trylogii gdyńskiej” Michała Piedziewicza, opowiadającej o pewnej rodzinie, której dzieje splatają się z historią nadmorskiego miasta i historią Polski w ciągu blisko stu lat (a gdyby liczyć wspominane retrospektywnie dzieciństwo i młodość najstarszych bohaterów, to i więcej niż stu).

W „Dżokerze”, gdzie czas akcji obejmuje ostatnie dziesięć lat przed wojną, Gdynia jest miastem młodziutkim, właśnie przeżywającym okres intensywnego rozwoju. Bohaterowie – Łucja, Adam, Krzysztof i Konstanty zwany Kotem – również dopiero niedawno zaczęli dorosłe życie; jeszcze wszystko przed nimi… choć nie podejrzewają, że owo „wszystko” okaże się zgoła inne niż sobie wymarzyli. W „Dominie” w tej samej mniej więcej objętości musi się pomieścić nieco ponad trzydzieści lat, od pierwszych dni wojny po rok 1970, kiedy na świat przychodzi pierwsza wnuczka Łucji, Joanna. To właśnie ona i jej młodszy brat Marek są centralnymi postaciami „Dakoty”, biorącej swój tytuł od „ksywki” nadanej Aśce przez kolegów z zespołu rockowego; muzyczna kariera dziewczyny skończy się co prawda tak szybko, jak się zaczęła, ale za chwilę nastanie nowa epoka, gdy będą się liczyć zupełnie inne wartości niż te przyświecające Łucji w latach trzydziestych i Anusi w latach sześćdziesiątych… A czas biegnie coraz szybciej: mijają dwie ostatnie dekady dwudziestego wieku, odchodzą ci, którzy pamiętali budowę gdyńskiego portu, starzeją się ci, za których lat dziecięcych powstawała „Solidarność”… I już Kuba, prawnuk Łucji, jest plus minus w tym wieku, w jakim ona zaczynała pracę na gdyńskiej poczcie, i już poznaje dziewczynę, z którą, być może, spędzi najbliższe lata, a kto wie, czy nie całe życie…

Historie opisane w powieści nie zaskakują niezwykłymi zwrotami akcji (no, może poza jednym; wprowadzi on solidny zamęt w życie uczuciowe Kuby i ogromnie zestresuje jego wuja, ale tylko do czasu…), nie przytłaczają ogromnym brzemieniem emocji ani nie bawią groteskowym nagromadzeniem nieprawdopodobieństw. Tak samo zresztą jak te, które znamy z opowiadań dziadków, rodziców, znajomych, jak te, które mamy we własnej pamięci. W codziennym życiu, portretowanym przez pisarza na kartach gdyńskiej trylogii, nie ma znów aż tak wielu spektakularnych dramatów (oczywiście się zdarzają – bo jak inaczej nazwać to, co wcześniej spotkało Łucję? – lecz przecież nie muszą się powielać w kolejnych pokoleniach jednej rodziny), nie ma szaleńczych namiętności, wznoszących człowieka na niebotyczne szczyty i zrzucających go na samo dno. Ludzie poznają się i rozstają, rodzą się i umierają, wielkie radości szybko bledną pod naciskiem prozaicznych spraw, rany zadane przez wielkie smutki powoli się goją, choć czasem pozostawiają blizny. A wokół dzieje się historia. Oczyma Aśki i Marka oglądamy ostatnie lata PRL-u i narodziny nowej, demokratycznej Polski, przypatrujemy się zmianom mentalności i obyczajowości jej obywateli oraz zmianom zachodzącym w wyglądzie, albo, jak się dziś z angielska mówi, image’u samej Gdyni (które czytelnik pochodzący z innych okolic kraju z łatwością ekstrapoluje na swoje rodzinne miasto). Sporo tu – czy to między wierszami, czy to bezpośrednio, zwłaszcza w przemyśleniach Marka – gorzkich refleksji na temat naszej obecnej rzeczywistości, nieuniknionej zapewne, lecz jednak rodzącej pytanie: czy tego właśnie chcieliśmy? Tego, żeby nas przekonano, iż „życie to wyścig, a świat tor wyścigowy, liczą się tylko zwycięzcy, reszta jest milczeniem, niech odejdzie w zapomnienie, zwyciężaj albo zgiń”[2]? Tego, żeby jedni mogli „rodzinę utrzymać: z pogaduszek o winie, z finezyjnego strzyżenia psów, z pisania tekstów, które wygłasza lektor w popularnych programach telewizyjnych (…), a wreszcie z szamańskiego coachingu pod nieustającym patronatem Paola Coelha”[3], a inni byli skazani na „groszowe pensje, a do tego śmieciówki, brak jakiegokolwiek zabezpieczenia socjalnego (…), wieczny brak perspektyw”[4]? Tu zdania rodzeństwa się różnią, choć ostatecznie obojgu udało się jakoś w tej rzeczywistości okrzepnąć i choć żadne z nich za minionym ustrojem nie tęskni (za ustrojem – nie, tylko za własną młodością, niby po peerelowsku zgrzebną, ale przecież barwną, skrzącą się szalonymi pomysłami, buzującą nastoletnimi emocjami).

Dla rówieśnika Aśki i Marka lub kogoś nieco starszego jest to świetna podróż sentymentalna, okazja do przypomnienia sobie muzyki słuchanej na szkolnych imprezach, randek w kawiarniach tonących w papierosowym dymie, gorących dyskusji o planach na przyszłość. Dla każdego – wyprawa w przeszłość na tyle jeszcze niedawną, że można ją stosunkowo wiernie odtworzyć, lecz już na tyle odległą, że jej detale znikają ze zbiorowej pamięci. Najlepiej byłoby poznać całość w porządku chronologicznym, zaczynając od „Dżokera” i poprzez „Domino” przechodząc do „Dakoty”, lecz nie mając pod ręką poprzednich części „Gdyni. Miasto cudów”, równie dobrze można ostatni tom czytać jako samodzielną powieść. Niektórych czytelników może trochę zirytować specyficzna maniera narracyjna, wskutek której refleksje bohaterów zlewają się z komentarzami narratora zewnętrznego, moim zdaniem nie jest to jednak mankament, który mógłby przyćmić wartość skonstruowanej przez autora panoramy społeczno-obyczajowej, zręcznie wpisanej w dzieje jednego z ważnych polskich miast.


---
[1] Michał Piedziewicz, „Dakota”, wyd. MG, 2017; tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 182.
[3] Tamże, s. 241.
[4] Tamże, s. 224.





Autor: Michał Piedziewicz
Tytuł: Dakota
Wydawca: Wydawnictwo MG, 2017
Liczba stron: 336

Ocena recenzenta: 4/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1017
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Anna125 11.08.2017 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzentka: Dorota Tuk... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Dot, dziękuję:), bo to o mojej Gdyni i w dodatku powieść (trylogia). Koniecznie muszę zdobyć i przeczytać, ciekawe, czy będzie zgodna z moimi wspomnieniami.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: