Na stryszku pośród pereł
Będzie raczej krótko, lapidarnie wręcz, bo trzeba żyć. Żyć swoim zwykłym życiem, zachwycać się zacinającym suwakiem dżinsów i skrzypiącymi, mimo nieustannego oliwienia, drzwiami.
„Piękna rupieciarnia” to króciutki zbiór wspomnień, zapisów rozmów pisarza z czytelnikami i esejów. Jeden z nich, „Dandys w drelichu” Hrabal poświęcił przyjacielowi, Vladimirowi Boudnikowi, czeskiemu malarzowi i grafikowi. Warto było przeczytać ten esej, co więcej – nie żałowałoby się z pewnością i tysiąca stron, bo mało kto potrafił żyć tak jak Boudnik. Zatrzymywał się nad śmieciami, odpadami, resztkami i w aktywnych grafikach składał je tak, że wszystkim trzęsły się ręce z radości, gdy dostali którąś z nich na własność. Brał metalowe wióry, opiłki i siłą wyobraźni zamieniał je w złoto i diamenty. Żył intensywnie, a nikt, kto tak potrafi, nie dożywa raczej sześćdziesiątki.
Hrabala zajmowała codzienność, spacery po mieście, obserwowanie wszystkiego. Piwo, karczma – to był czeski Parnas, siedziba tamtejszych muz. Pisarz sam przyznawał, że bez ludzi nie stworzyłby niczego, bo każdy oddał mu jakąś historię, kilka zdań, a one wbijały się jak gwóźdź w pamięć. Czekał nad kartką, by znaleźć te gwoździe i po prostu spisywał słowa, jakie dyktował wewnętrzny głos. Dlatego zdania są takie mówione, z zatrzęsieniem przecinków, pozornie zabałaganione.
Czech przewartościował wszystko. Niepotrzebne nikomu rupiecie, zakurzone i gnijące na ciemnym strychu, ukochał miłością zwyczajnego człowieka. Piękno jest tam, gdzie tego chcemy. Życie to nie czekanie na wielki wybuch, tylko czerpanie radości i siły ze źródła. Natchnienie do bycia wypływa z niego tak długo, na jak długo wystarczy chęci zobaczenia, że rupiecie dają mnóstwo radości. Bo to samo życie.
[recenzję umieściłam na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.