Mimochodem – głównie dlatego, że dwujęzyczny, a przy tym pięknie wydany – weszłam w posiadanie zbiorku poezji autorki, o której nigdy przedtem nie słyszałam:
Mleko i miód (
Kaur Rupi)
.
W Biblionetce także nie cieszy się ona szczególną popularnością, bo choć nota wydawcy głosi, że to „międzynarodowy bestseller”, to zaledwie kilkanaście osób oceniło ten jej pierwszy i jedyny jak na razie tomik, a nikt się do niego słownie nie ustosunkował. Z ciekawości zajrzałam na konkurencyjny portal i oniemiałam: 2354 opinie czytelników? Co prawda na górze tej samej strony podane są nieco niższe liczby: 705 ocen i 115 opinii, ale nawet tyle wygląda imponująco. Przyznaję uczciwie: nie liczyłam, przejrzałam kilkadziesiąt pierwszych opinii-recenzji, z których już zaraz na początku dowiedziałam się, że mam do czynienia z książką, „która podbija Instagram i facebookowe strony z sentencjami”*. Aha. To już wiem, dlaczego nic nie wiedziałam – w tych miejscach nie bywam. Co prawda inna recenzentka donosi, że „»Mleko i miód« zawładnęło internet. Wyskakuje dosłownie wszędzie”*, ale mnie nie wyskoczyło, póki mi w księgarni nie wpadło w ręce (a właściwie nie wetknął mi go mój drogi małżonek).
I chyba dobrze zrobiłam, że za studiowanie opinii zabrałam się już po lekturze; gdybym to zrobiła wcześniej, doświadczyłabym ogromnego dysonansu poznawczego. Bo prawie wszystkie mieszczą się w jednej z dwóch kategorii: maksymalnie entuzjastycznej (czasem nawet jeszcze przed przeczytaniem; jedna z czytelniczek wyznaje: „Nie umiem powiedzieć co przykuło do niej moją uwagę, ale wprost wariowałam na jej punkcie, choć jeszcze nie znałam jej treści”*) albo maksymalnie niechętnej.
Na przemian:
„Autorka ma niezwykły talent, który wykorzystała w stu procentach”*;
„Niestety brnąc dalej w książkę, przestała ona czymkolwiek zaskakiwać, a co gorsza, momentami bywała zanadto patetyczna i przesadzona”*;
„Najpiękniejszy manifest kobiecości ubrany w kilku słowach!”*;
„…zalatuje feminizmem”*;
„Żadna poezja, z którą wcześniej miałam do czynienia, nie wywołała we mnie tylu emocji”*;
„Spodziewałam się czegoś lepszego. Treść bardzo prosta, banalna”*;
„Jedna z najlepszych książek wydanych w tym roku”*;
„Prosta, bardzo nieskomplikowana fraza w najczęściej grafomańskim stylu pisze o »kobiecych« problemach”*;
„… to arcydzieło przelane na kartkę”*;
„Dramat, dno, pretensja, żale licealistki, którą opuścił jakiś Szymon czy inny Mateusz. Infantylizm i upupianie”*;
„…to jest dzieło totalne”*;
„Ta książka spłyca wszechświat”*;
„Niesamowite doświadczenie. Powracam każdego dnia”*;
„Trochę żałuję, że uległam medialnemu bum”*;
„Biblia każdej kobiety. Must have”*;
„Porażający bełkot”*…
Białe. Czarne. Białe. Czarne.
A ja nie lubię tak kategorycznie oceniać swoich lektur; nawet książek zaszczyconych szóstką nie nazywam arcydziełami, bo zdaję sobie sprawę, że na wysokość oceny prócz jakości literackiej może wpłynąć także mój mniej lub bardziej zmienny stan emocjonalny i osobiste doświadczenia, a nawet tych ocenionych na jedynkę (którą zresztą daję wybitnie rzadko, na ogół w wypadkach, gdy autor demonstruje brak znajomości podstawowych zasad ortografii i gramatyki, brak kultury dyskusji, względnie sprawia wrażenie, jakby sobie z czytelnika kpił) staram się nie opatrywać określeniami tyleż ogólnikowymi, co obelżywymi. Wypunktowanie błędów albo stwierdzenie, co mnie się osobiście w książce nie podoba, powie wszak innemu czytelnikowi dużo więcej, niż „grafomania”, „bełkot”, „dno”.
No więc co mi się w „Mleku i miodzie” podoba, a co nie?
Plusy:
- strona graficzna. Dawno nie widziałam tak estetycznie wydanego tomu poezji. Nawet prościutkie rysuneczki autorki, choć trudno je nazwać ambitną sztuką, ładnie harmonizują z tekstami;
- tematyka. To prawda, relacje męsko-damskie są motywem bodaj najczęściej wykorzystywanym przez poetów płci obojga (choć chyba częściej przez kobiety) od jakichś paru tysięcy lat, czy to jednak znaczy, że temat wyeksploatowano do cna i nie należy już dziś pisać wierszy o oczarowaniu, pożądaniu, wzajemnym krzywdzeniu się, rozstaniu? Podejrzewam, że na palcach można policzyć czytelniczki, którym ani jeden z utworów Kaur nie przypomniał czegoś z ich własnej przeszłości lub teraźniejszości. Feminizm? Jeśli pojmowany jako niezgoda kobiety na wmuszanie jej od dzieciństwa postawy istoty cichej i pokornego serca, biernej, nieasertywnej, na uprzedmiotowienie i pozbawienie własnego zdania – to jak najbardziej.
- umiejętność lapidarnego podsumowania prawd psychologicznych + nasycenie emocjami. Niektóre wiersze to pełnowymiarowe dramaty, skondensowane w paru linijkach.
Minusy:
- nie we wszystkich formach autorka radzi sobie równie dobrze. Klasyczny wiersz biały, sześcio-, dziesięcio- czy kilkunastowersowy wydaje się tą, która jest dla niej stworzona. Za to proza poetycka w jej wykonaniu to zwykła proza, tylko podzielona na kilka strofopodobnych akapitów i pozbawiona poprawnej interpunkcji. A najkrótsze… no, właśnie, czy wiersze złożone z dwóch-trzech wersów po dwa-trzy słowa to jeszcze wiersze? No, niby tak, bo przecież haiku… ale mimo wszystko te przypominają raczej luźne zapiski, przemyślenia, czasem zbyt proste i zwyczajne, zbyt lapidarne, żeby utworzyć jakiś obraz;
- część utworów, zwłaszcza tych najkrótszych wierszy-nie-wierszy, wygląda jak pocięte fragmenty jednej większej części; połączone, wzmacniałyby się nawzajem, zaś uznane za samodzielne całości sprawiają wrażenie déjà vu:
„jestem muzeum pełnym dzieł sztuki
ale zamknąłeś oczy”[183],
„byłam muzyką
ale kazałeś obciąć sobie uszy”[213];
„ludzie odchodzą
ale to
jak odeszli
zostaje na zawsze”[235],
„to jak
odchodzą
mówi ci
wszystko”[269];
- nie jestem zwolenniczką zbytniej dosłowności, jeśli chodzi o kwestie cielesne. Może jednak poezja obeszłaby się bez wzmianek o menstruacji, depilacji i technicznych detalach pożycia damsko-męskiego? Nie ma tego co prawda aż tak dużo, ale i tyle nadto.
Część recenzentów zarzuca poetce zbytnią dosłowność i prostotę, brak wyszukanej metaforyki. Tylko czy to rzeczywiście wada? Mnie osobiście trudno się z tym zgodzić, bo gdzież jakaś wieloznaczność, żonglowanie słowem i wyrafinowane przenośnie w takim na przykład fragmencie:
„Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie, tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha (…)” –
a przecież jego autora od prawie dwustu lat cała Polska zna i ceni. Romantycy wcale nierzadko grali na emocjach czytelnika słowami jednoznacznymi i prostymi (jak na owe czasy), dlaczego więc nie miałoby być wolno tego czynić poetom współczesnym?
Reasumując, spośród utworów Kaur mniej więcej połowa – mimo tej swojej prostoty – zrobiła na mnie duże wrażenie; kilkanaście uważam za zbyt krótkie i/lub niedopracowane, drugie tyle nie spodobało mi się zupełnie. To nieźle, bo są poeci, z których dużo bogatszej twórczości jestem w stanie wybrać ledwo jeden czy dwa wiersze, zadowalające mnie estetycznie i emocjonalnie, a są i tacy, których stylu/języka ewidentnie nie znoszę. Nie uważam tej młodej poetki za jakieś wielkie objawienie, ale sądzę, że ma w sobie spory potencjał i będzie w stanie się rozwinąć, jeśli tylko nie ograniczy się do eksploatowania tych samych motywów.
* wszystkie cytaty oznaczone gwiazdką z: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4158201/mleko-i-miod (pisownia i interpunkcja zachowana wg oryginału)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.