Dodany: 28.07.2017 12:29|Autor: Bloom

Książka: Ścieżki północy
Flanagan Richard

1 osoba poleca ten tekst.

Ścieżki krwi i błota


Czego w tej książce nie ma – na 473 stronach Richard Flanagan dotyka prawdopodobnie wszystkich przeklętych i mniej przeklętych tematów z "Ogólnej Historii Ludzkości". "Ścieżki północy" określiłbym bardzo krótko i dosadnie: niespełna 500 stron krwi, trupów, umierania, zdrad, flaków, okrucieństwa, miłości i błota...

Kilka konkretów. Do tej pory udało mi się przeczytać "Pragnienie" i "Księgę ryb Williama Goulda". Na półce czeka świeża "Śmierć przewodnika rzecznego", czyli niedawno (dwa-trzy tygodnie temu) wydany w Polsce debiut Flanagana z roku 1994. Może – ale będzie to wymagało dużego nakładu dobrej woli, ponieważ jak na razie odpadłem po kilku stronach (okoliczności nie dopisały?) – w najbliższym czasie łyknę też "Klaśnięcie jednej dłoni". Na tle już przeczytanych powieści można próbować oceniać, czy Flanagan rzeczywiście jest aż takim geniuszem, jakim chcą go widzieć krytycy.

Na tle pozostałych (przeczytanych przeze mnie) książek autora "Ścieżki północy" wypadają najlepiej. "Księga ryb Williama Goulda" jest, jak na mój gust, zwyczajnie przegadana (tak, ma 408 stron, mniej od "Ścieżek północy", a można by z niej, z czystym sumieniem, wyciąć co najmniej 50 kartek); miejscami wizje narratora stają się już tak absurdalne, że zaczynają śmieszyć. "Pragnienie" to z kolei taka powieść, która sama nie wie, czym bardziej chciałaby być – czy czułą, quasi-biograficzną opowiastką o Dickensie i jego "złamanym życiu", czy traktatem o inności, próbie oswojenia obcego i niemożności pozbycia się cząstki innego z samego siebie.

"Ścieżki północy" mają z kolei wszystko to, czego brakuje "Pragnieniu" czy "Księdze ryb". Bohatera nie tylko z krwi i kości, lecz także – jak zgrabnie ujął to Krzysztof Varga w recenzji biografii Stanisława Lema [1] – z duszą i sercem. Efekciarstwo, które sprawia, że sceny zostają w pamięci (śmierci jednego z bohaterów nie sposób wymazać z głowy), że chciałoby się napisać scenariusz i wypuścić w świat film, jeśli nie wybitny, to na pewno poruszający. I spektrum problemów tak szerokich, że pośpieszna lektura – a taką wbrew pozorom narzuca styl Flanagana – budzi wyrzuty sumienia.

Od początku. Fabuła to zbeletryzowana biografia fikcyjnej postaci, żołnierza, dowódcy – zarówno na froncie, jak i w niewoli, Dorriga Evansa. Czytelnik przejdzie z nim wiele – krótkie, poprzecierane wspomnienie dzieciństwa (jakby nigdy go nie było); budowę Kolei Birmańskiej, zwanej także Koleją Śmierci (jej budowa pochłonęła około 16 tysięcy jeńców i 100 tysięcy cywilów); intensywny romans z młodą żoną swojego wuja; przelotne miłostki; nieudane małżeństwo, zawarte bez miłości; odrobinę sławy. Flanagan to jednak pisarz tak ambitny, że na tym nie poprzestaje. Nie tylko mamy szansę obserwować Dorriga z perspektywy innych, którzy, co zabrzmi górnolotnie, umierają dookoła niego – miejscami wchodzimy także w żołnierskie buciory japońskich żołnierzy.

Kto czytał, ten wie – Richard Flanagan nie należy do pisarzy podnoszących na duchu, budujących. Towarzyszący jego frazie rytm to powolne, rozbite na setki stron zapadanie się w coraz głębszą otchłań. To też twórca zdradziecki; pierwsze akapity olśniewają, a dalej jest już tylko Człowiek, przede wszystkim oddany w najgorszych tego słowa barwach. Nie inaczej jest w "Ścieżkach północy". Począwszy od pierwszej sceny, czyli wypalania Dorrigowi przez matkę dziury w nabrzmiałym od krwi paznokciu, po sam koniec – historia Dorriga Evansa i pozostałych naznaczona jest głębokim okrucieństwem. O tyle dojmującym, o ile Flanagan nie pozostawia żadnej furtki, nie ma żadnej ucieczki przed złem; życie to jedna wielka bitwa o zachowanie godności, zasad, wartości. Bitwa, rzecz jasna, przegrana już od samego początku. Owo okrucieństwo naznacza właściwie każdą sferę życia. Miłość (zawsze wybiera się niewłaściwą osobę, aby już do końca niemiłosiernie się z nią męczyć, a właściwa przepada w pomroce dziejów), poświęcenie (choćbyś nie wiadomo jak wysoko tę nogę ucinał i z jakim trudem wkładał rękę w rozerwane mięśnie, to i tak nic nie wskórasz – potencjalnym czytelnikom powieści radzę poszukać tej sceny w książce i od niej zacząć lekturę), sławę (służącą właściwie do niczego). W zasadzie: całe życie. Przeżyłeś? Świetnie, a teraz zastanów się, po co? Po nic? Doskonały wniosek. U Flanagana nie ma wygranych – są tylko przegrani.

Pytanie o sens przetrwania (nie porwałbym się na nazwanie życia bohaterów Flanagana życiem) ulega dodatkowemu zatarciu, bo autor wyciąga Dorriga i dużą część podległego mu oddziału z obozu jenieckiego. Ale wychodzą też z niego ci, których Evans i reszta woleliby jednak nie oglądać, czyli japońscy strażnicy, oprawcy. Okazuje się, że są takimi samymi ludźmi, jak cała reszta: cierpią, walczą o przetrwanie, dokładnie tak samo umierają. Flanagan nawet tutaj nie próbuje nic ułatwiać – bo przecież zawsze można powiedzieć, że Japończycy wyłącznie wykonywali rozkazy...

Nawet piękno podszyte jest w "Ścieżkach północy" okrucieństwem. Widać to nie tylko we frazach – wiele z nich faktycznie niesie w sobie ładunek przejmującego liryzmu (ale nie taniego i ckliwego). Ale piękno znika, gdy wkraczamy wraz z Evansem do obozu. Tam każda fraza staje się sucha, dobitna. U Flanagana umieranie to umieranie, czyli topienie się w kale, krew sikająca z kikuta. Nic więcej. Zero wzniosłości, płaczu, żałoby. Ot, trup, część obiegu naturalnego, jak każda inna.

Przy wszystkich zaletach nie da się jednak ukryć, że powieść jest efekciarska także w złym tego słowa znaczeniu. Plastyczność niektórych scen czy usilne poszukiwanie zwrotów fabularnych miejscami są aż zbyt oczywiste. Fakt, ostatnie pięć stron czyta się nieprawdopodobnie, ale myślący czytelnik wpadnie na to rozwiązanie fabularne dużo wcześniej, a mniej zwracający uwagę na detale po prostu machnie obojętnie ręką. Kto wie, może jest to jakiś sposób na otrzymanie Bookera – nasycenie efekciarstwem, sąsiadującym z liryzmem i nieoczywistą symboliką.

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

[1] K. Varga, recenzja książki W. Orlińskiego "Lem. Życie nie z tej ziemi". "Newsweek Polska" 2017, nr 30, s. 94-97.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 808
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: