Książka jest zupełną odwrotnością recenzji na okładce
Historia zapowiada się świetnie. Szwedzka pisarka rozczarowana sytuacją we własnym kraju ucieka, by znaleźć szczęście w malowniczej francuskiej wiosce nad brzegiem morza.
I owszem... autorka uparcie twierdzi że znalazła swój raj w Finistere, ale tak trudno jej było nawet ująć w słowa swoją miłość do tego obcego miejsca, by przekazać ją czytelnikowi, że uzyskała efekt wręcz odwrotny. Tak naprawdę czytelnik krąży wokół ogrodu autorki i jej nieustannym problemów związanych z jego utrzymaniem, jej negatywnych wspomnień ze Szwecji, trudów, z jakimi boryka się w nowym kraju oraz wokół poznanych kilku osób, które i tak w gruncie rzeczy nie są dla pisarki nikim ważnym. O Finistere nie można dowiedzieć się nic więcej oprócz tego, że jest przybrzeżną wioską, gdzie wyławiane są najlepsze ostrygi.
Autorka zamiast podzielić się z czytelnikiem swoją radością z budowy nowego życia w pięknym miejscu, obok życzliwych ludzi, przelewa na papier głównie negatywne odczucia i przemyślenia.
Przed napisaniem tej recenzji poważnie zastanowiłam się, czy nie wydaję pochopnych wniosków. Przewertowałam kartki i co ciekawe najczęściej wyłapywałam zdania przepełnione smutkiem, żalem i wściekłością.
Jestem bardzo rozczarowana tą książką, miała być lekka, wysmakowana, pełna ciepła a wywołała same negatywne odczucia. Następnym razem poważnie się zastanowię zanim sięgnę po inną pozycję tej autorki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.