Dodany: 27.07.2017 10:34|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Jak człowiek-orkiestra poruszył cały świat


Recenzentka: Dorota Tukaj

W świecie filmu stosunkowo często zdarza się, że aktor z długim stażem, napatrzywszy się na reżyserskie triki, sam bierze się za reżyserowanie, nie rezygnując z osobistego pojawiania się na ekranie. Zdarza się też, że reżyser powierzy sobie jakąś epizodyczną rólkę, nawet jeśli dotąd nie próbował aktorstwa – wszak o tym, jak się grać powinno, musi wiedzieć wszystko i często stacza o to boje z aktorami, mającymi inne koncepcje swoich ról. Od scenarzysty wymaga się zupełnie innych kompetencji, i o ile połączenie jego umiejętności z reżyserskimi nie jest jeszcze takie rzadkie, o tyle wręcz wyjątkowo trafia się człowiek, który by prócz pisania umiał i dyrygować aktorami, i sam w tym przez siebie rozpisanym i wyreżyserowanym obrazie zagrać (dodajmy: zagrać tak, żeby go zapamiętano). A do tego profesjonalnie grać na klarnecie jazzowym, koncertując systematycznie przez kilkadziesiąt lat. I żadnej z tych aktywności nie zaprzestawać w wieku powszechnie uznawanym za sędziwy (w początkach lipca jego zespół New Orleans Jazz Band wystąpił w londyńskim Royal Albert Hall, zaś najnowszy reżyserowany przezeń film wejdzie na ekrany za parę miesięcy, zaraz po jego 82 urodzinach!). Takim wyjątkowym człowiekiem-orkiestrą jest Woody Allen. Można jego filmów nie lubić, nie rozumieć, ale nie sposób nie zdawać sobie sprawy z jego wkładu w dorobek amerykańskiego i światowego kina.

Toteż choć napisano o nim już wiele książek (tylko u nas ukazało się wcześniej pięć biografii i/lub filmografii, album i zbiór wywiadów), amerykański pisarz i biograf David Evanier postanowił uczcić osiemdziesiątą rocznicę przyjścia na świat Allana Stewarta Konigsberga, znanego światu jako Woody Allen, sążnistym podsumowaniem jego życia i twórczości. Zwłaszcza twórczości, bo choć autor sumiennie przytacza informacje o domu rodzinnym, szkolnych znajomościach i wszystkich związkach artysty, choć nie pomija milczeniem słynnego skandalu towarzyszącego rozstaniu z Mią Farrow i poślubieniu kolejnej, młodszej o ponad trzydzieści lat żony, poświęcając temu epizodowi cały rozdział i sporo miejsca w dwóch następnych, to jednak nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że opowiada o wielkim człowieku kina i że to kino naprawdę się w tej opowieści liczy. Nawet jeśli mamy świadomość, że wykreowani i odtwarzani przez tego twórcę męscy bohaterowie są w jakimś stopniu jego, jeśli nie alter ego, to przynajmniej odbiciem w krzywym zwierciadle – bo „wszędzie widzimy totalnego panikarza, oglądamy postać, która nie cierpiała szkoły i nie znosi robali, wsi, słońca, świerszczy, kokainy, pretensjonalnych intelektualistów, newage’owych panaceów, śmierci, Los Angeles, marihuany, urządzeń mechanicznych, rock’n’rolla, hipisów, prawicowych fanatyków, nazistów i przeziębienia”[1], bo postać ta nosi w sobie i na sobie swoją żydowskość na podobieństwo niezupełnie dobranego kostiumu, „natrząsa się z Żydów i ma do nich ambiwalentny stosunek, ale […] silnie utożsamia się z grupą, z której się naśmiewa”[2] – ważniejsze jest to, że ten drobny człowieczek w niemodnych okularach (ten sam fason nosi, zdaje się, odkąd założył je po raz pierwszy), który nawet, gdy się uśmiecha, wygląda na smutnego neurotyka, „narzucił nam swój talent, wizję, miłość do Manhattanu i do kobiet, umiejętność tworzenia postaci, które wydają się tak realne, że mamy wrażenie, jakbyśmy znali je całe życie, nieodparty humor, akceptację porażek jako drogi do wspaniałości, […] lęki, nerwice, błyskotliwość, magię, filmy, które nadal poruszają nas i inspirują, niezależnie od tego, ile razy je oglądamy, nieskończoną pomysłowość – ten wszechstronny pisarz, ten filmowiec poruszył cały świat”[3].

Pewnego subiektywizmu nie uniknie jednak żaden biograf, choćby to miało być tylko obszerniejsze omówienie utworów, które na nim samym zrobiły większe wrażenie. W przypadku Evaniera ta tendencja zamanifestowała się bardzo skrótowym potraktowaniem filmów nakręconych przez Allena od połowy lat 90. Porównajmy: „Annie Hall” i „Manhattanowi” poświęcił autor po prawie dwadzieścia stron, „Zeligowi” osiem, podczas gdy „Vicky, Cristinie, Barcelonie”, „O północy w Paryżu” czy „Blue Jasmine” od jednego do kilku zdań. Dla zdeklarowanego fana to nie problem, bo ten zdążył zobaczyć już wszystkie i do tego zapoznać się z recenzjami, ale może się przecież zdarzyć i taka sytuacja, że ktoś, komu się spodobał jeden czy dwa filmy Allena, będzie chciał szukać w takim kompleksowym opracowaniu tropów wskazujących, dlaczego jedne z pozostałych obrazów okazały się tak kasowe i obsypane pochwałami, a inne nie. Nie będzie mu łatwo. Nie będzie łatwo zresztą nikomu, bo tekst jest niezmiernie gęsty, z pojedynczymi ledwie odstępami między akapitami, i – wyjąwszy czołówki poszczególnych rozdziałów – pozbawiony ilustracji. Ta graficzna monotonia sprawia, że oczy się męczą już po kilkudziesięciu stronach, a że ogółem jest ich ponad pięćset, nie da się książki pochłonąć jednym tchem, niezależnie od tego, jak bardzo nas jej treść interesuje (w przypadku powieści byłoby to oczywiście możliwe, ale literaturę faktu, w tym i biografię, czyta się jednak inaczej – tu się nie da objąć wzrokiem całego akapitu i „zobaczyć” go w formie filmowej sceny, trzeba czytać zdanie po zdaniu, zapamiętywać nazwiska, tytuły, daty, albo przynajmniej jakoś je lokalizować przestrzennie, tak, by w razie potrzeby było wiadomo, do którego rozdziału trzeba się cofnąć po przypomnienie). Z drugiej strony może to i lepiej, bo łatwiej wyłapać ewentualne potknięcia, takie na przykład, jak dwukrotne przytoczenie tego samego cytatu, za każdym razem w innym brzmieniu: „Woody Allen sprawił, że ludzie zaczęli mniej przejmować się własnym wyglądem – napisała Pauline Kael. – Zmienili podejście do stosowania przemocy, a także wyzbyli się lęków związanych z seksualnością i ogólnie wszystkim, co napawało ich niepokojem. Allen stał się nowym bohaterem Ameryki”[4]; „Pauline Kael […] napisała […]: »Dzięki Woody’emu Allenowi ludzie ci zaczęli swobodniej podchodzić do kwestii swojego wyglądu, do poglądów na stosowanie przemocy, do lęków związanych z seksualnością i do wszystkiego, co wzbudzało w nich niepokój. Stał się nowym bohaterem narodowym«”[5].

Nie znając innych dostępnych biografii Allena, nie potrafię powiedzieć, czy i w jakim stopniu ta jest od pozostałych lepsza, na pewno jednak ma nad nimi przewagę w tym, że jest najnowsza (oryginał wydano w roku 2015), obejmuje zatem największy przedział życia sportretowanego artysty i zawiera teksty źródłowe, których w wydanych przed 5, 10, 15 laty pozycjach być nie mogło. Nawet pasjonat twórczości Allena, czytający wszystko, co na jego temat napisano, powinien tu znaleźć coś, na co dotąd nie natrafił – może na przykład prawie dwudziestostronicowy wywiad z wieloletnim przyjacielem reżysera, Dickiem Cavettem, może zapiski z krótkiej rozmowy autora z Woodym w przeddzień zakończenia pracy nad książką? Warto zajrzeć!

[1] David Evanier, „Woody Allen: Biografia”, przeł.Jacek Żuławnik, wyd.Świat Książki, Warszawa 2017, s. 23.
[2] Tamże, s. 267.
[3] Tamże, s. 500.
[4] Tamże, s. 15.
[5] Tamże, s. 21.

Autor: David Evanier
Tytuł: Woody Allen: Biografia
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo: Świat Książki 2016
Liczba stron: 526

Ocena recenzentki: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 538
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: