Dodany: 21.07.2017 14:42|Autor:

z okładki


Jego babka była przemytniczką, a potem kapitalistką trzęsącą połową miasta. Ojciec - wziętym prawnikiem, uważanym za jednego z najlepszych w Wielkopolsce, piłsudczykiem, członkiem BBWR. Stryj - oficerem zawodowym, kawalerem Krzyża Virtuti Militari, a po wojnie "zdrajcą ojczyzny" i "imperialistycznym szpiegiem". Gdyby nie było wojny Jan Ptaszyn Wróblewski zostałby zapewne dziedzicem fortuny rodzinnej i żył jak milioner. Mógł też zostać mecenasem z doskonałą praktyką u ojca. Równie dobrze mogło go wcale nie być, gdyby samochód ojca w ostatniej chwili nie uciekł sprzed jadącego do "Danzig" pociągu, a kilka lat potem brama kamienicy nie wytrzymała jako jedyna część budynku uderzenia bomby rzuconej ze sztukasa. Wreszcie pocisk z działa pancernego miał prawo eksplodować w pokoju warszawskiego mieszkania, a nie przebijać wszystkich kondygnacji i rozerwać się w piwnicy. Według praw danych mu przez władzę ludową, powinien zostać kierowcą kombajnu lub traktora, po ukończeniu wydziału mechanizacji rolnictwa - jedynego, na który pozwolono mu iść. W domu było jednak radio, a w nim audycje rozgłośni Monachium i kipiący z głośników jazz. Ptaszyn został więc artystą. Wbrew woli rodziny. Jakim mógł być muzykiem? Prawdopodobnie średnim, gdyż nie planował swego życia z wielkim rozmachem. Ale pewnej jesiennej nocy wsiadł do pociągu relacji Warszawa-Poznań i przegadał całą drogę z jedynym pasażerem w przedziale, którym był równie młody Krzysztof Komeda Trzciński. Tak powstał zalążek legendarnego sekstetu Komedy, a polski jazz stał się dziś tym, czym jest. Jak potoczyłyby się dalsze losy Ptaszyna, gdyby nie szalony zjazd z Gubałówki zakończony serią kaskaderskich upadków i kontuzją palca? Dzięki temu podszedł bez prób, z marszu do przesłuchań kandydatów na członków międzynarodowej orkiestry jadącej do USA i wygrał konkurs. Jak potoczyłoby się jego życie rodzinne, gdyby nie łaził po Zagrzebiu w siatce na głowie? Potoczyło się jednak tak, jak się potoczyło. Dziś Ptaszyn nazywany przez licznych generałem polskiego jazzu jest niekwestionowanym autorytetem w swej dziedzinie, swoistym drogowskazem dla młodych adeptów jazzu, łowcą talentów i niezrównanym gawędziarzem. A wszystko zaczęło się sto lat temu, gdy pewna ambitna szwaczka postanowiła zrobić interes nie mając kopiejki przy duszy.

[Wydawnictwo "Książka i Wiedza", 2006]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 100
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: