Zimowe królestwo
Któż z nas jako nastolatek nie marzył, by wymieniać się listami z osobą mieszkającą w innym kraju i nieznającą nas osobiście? Taką właśnie korespondencję prowadzili szesnastolatkowie Katherine Lind i Robin Fennel. Dziewczyna została nawet zaproszona na wakacje do rodziny chłopaka. Po sześciu latach, akurat w trakcie drugiej wojny światowej, ponownie przyjechała do Anglii, tym razem bez zaproszenia, apatyczna i zagubiona. Minęło kilkanaście miesięcy, nim postanowiła przypomnieć Fennelom o sobie. W pewną styczniową sobotę dostała list od Robina. Ten właśnie dzień, przerywający monotonię jej życia, oraz pamiętne wakacje zostały szczegółowo opisane przez Philipa Larkina w pięknej powieści pt. „Zimowe królestwo”.
Katherine z lata i Katherine z zimy to jakby dwie różne osoby. Ta młodsza umiała zachwycać się, kochać, marzyć, smucić. Uczucia starszej są blade, przytłumione, jakby zamrożone. Dziewczyna jest tak zrezygnowana, jak tylko zrezygnowany może być człowiek. Przez niemal dwa lata pobytu w Anglii nie nawiązuje żadnych znajomości, nie przygarnia nawet kota, do którego można by się odezwać w celu rozproszenia samotności. Co ją tak zmieniło? Pierwszy powód to niewątpliwie zawód miłosny. Drugiego możemy się tylko domyślać. Autor tak konstruuje fabułę, że w żadnym miejscu nie wyjawia narodowości bohaterki ani okoliczności jej wyjazdu z kraju. Czy jest Żydówką, jak można wnosić z niektórych fragmentów? Jeśli tak, to skąd? Z Niemiec?
Ujęły mnie liryczne opisy i osobliwy klimat panujący w tej książce. Larkin po mistrzowsku operuje niedomówieniami i przejmująco ukazuje samotność Katherine, która poprzez wyjazd do Anglii być może ocaliła życie, ale straciła coś innego – znajomych, poczucie więzi z innymi ludźmi i ważną cząstkę siebie. Dużo w tej powieści miejsca na domysły, dużo smutku i dużo zimy.
Zimowe królestwo (
Larkin Philip)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.