Dodany: 08.07.2017 19:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Trzydzieści lat po zwycięstwie


Ta historia to klamra spinająca kanoniczne opowieści „Gwiezdnych Wojen” z wydarzeniami z przyszłości Galaktyki – niestety, w sposób niezupełnie zgodny z tym, co wcześniej o tej przyszłości napisano. Bo w poprzednich książkowych kontynuacjach legendy (będących dziełem różnych autorów, lecz spójnie podejmujących wcześniejsze wątki) Han i Leia mieli troje dzieci: Jacena, Jainę i Anakina; jeden z chłopców także został w młodości przeciągnięty na Ciemną Stronę i jako Lord Sithów przyjął nowe imię, i to jest jedyne podobieństwo między starą a nową wersją losów Hana, Lei oraz ich potomstwa.

Tutaj młody adept Ciemnej Strony, znany jako Kylo Ren, a wcześniej noszący imię Ben, jest jedynym ich dzieckiem. Jego konwersja sprawiła, że Leia straciła także pozostałe dwie najbliższe osoby: Hana, który, nie mogąc patrzeć na jej cierpienie, powrócił do przedmałżeńskiego trybu życia, rzucając się w wir ryzykownych podróży i przemytniczych interesów, oraz Luke’a, którego zdrada obiecującego ucznia, a zarazem siostrzeńca wprawiła w takie zwątpienie, że postanowił – jak wcześniej Obi-Wan po zdradzie Anakina – na zawsze odsunąć się od świata. Leia jednak nie zamknęła się w bólu: dowodzi siłami Ruchu Oporu, obecnie już przeciw nie dawno pokonanemu Imperium, tylko kolejnej tyrańskiej władzy, zwanej Najwyższym Porządkiem. I cały czas szuka zaginionego brata, wierząc, że tylko z jego pomocą uda się ową zbrodniczą organizację pokonać. Wysyła swego najlepszego pilota na planetę Jakku, gdzie ukrywa się pewien stary człowiek, dysponujący mapą umożliwiającą odnalezienie Luke’a. Ale tę samą informację zdobywa Najwyższy Porządek. Kiedy na Jakku lądują oddziały szturmowców, dowodzone przez Kylo Rena, Lor San Tekka nie ma już mapy. I nie ma jej pojmany przez siepaczy Porządku pilot Poe Dameron. Podczas rzezi mieszkańców wioski w jednym z żołnierzy, zwanym FN-2187 (jak widać, obecna władza przejęła po Imperium również zwyczaj odczłowieczania swojego „mięsa armatniego”), budzi się sumienie. Młody szturmowiec ratuje więźnia i ucieka z nim z powrotem na Jakku, by zabrać pozostawionego tam droida, w którego pamięci zapisał cenny dokument. Robot tymczasem z własnej woli znalazł się w posiadaniu Rey, nastoletniej zbieraczki złomu. By go dostarczyć do bazy Ruchu Oporu, trzeba mieć czym opuścić planetę, lecz pojazd, którym Poe i Finn przybyli na Jakku, uległ zniszczeniu. Rey, wybrawszy ze złomowiska pozornie niezdatny do użytku frachtowiec, uruchamia go, nie mając pojęcia, że niebawem pozna kogoś, kto latał tym statkiem przez całe dekady, i że wspólnie odegrają wielką rolę w najważniejszym zadaniu, jakie Ruch Oporu podejmie jeszcze przed próbą odnalezienia Luke’a…

Napisanie powieści na podstawie scenariusza filmu może wydawać się łatwe: wystarczy opisać sceny, które się w filmie znalazły. Trzeba to jednak zrobić tak, by czytelnik, który filmu nie widział, mógł sobie wyobrazić i scenerię, i postacie, a co ważniejsze, by także ci, co już mieli okazję obejrzeć wersję kinową, nie nudzili się przy lekturze. Podobnie jak w przypadku „Nowej nadziei”, Fosterowi lepiej udała się pierwsza część tego zadania. Do idealnego wykonania drugiej czegoś zabrakło – chyba tego, co potrafili zrobić James Luceno i Michael Reaves, twórcy najlepszych tomików z serii „Gwiezdnych Wojen”, czyli głębszego scharakteryzowania postaci, naświetlenia ich uczuć i motywacji. Być może skomplikowane zasady marketingowe gwiezdnowojennego przemysłu przewidują dopisanie do tej opowieści jednego lub więcej prequeli, dlatego autor nie mógł sobie pozwolić na rozbudowanie tekstu w oparciu o wcześniejsze koleje losu Rey, Poego czy rodziny Solo, ale zupełnie spokojnie mógł trochę wzbogacić na przykład sceny spotkania Lei i Hana albo Hana i Kylo o refleksje wewnętrzne bohaterów. W filmie mocy emocjonalnej dodaje tym sekwencjom gra aktorów – sam wyraz twarzy Forda przekazuje uczucia, których opisanie zajęłoby ładnych parę akapitów, Fisher też nie pozostaje za nim w tyle – tu natomiast zostały streszczone tak lapidarnie, że bez przywołania w pamięci filmowych obrazów wywołują ledwie cień możliwego wzruszenia.

Generalnie więc czyta się „Przebudzenie Mocy” jak standardową przygodówkę, napisaną zgrabnie i dość barwnie (jedynym, co mnie kosmicznie irytuje zarówno w tej, jak i w innych książkach z serii „Gwiezdnych Wojen”, jest używanie fonetycznej transkrypcji oznakowań robotów: BB-8 jako „Beebee-Ate”[1], C3-PO jako „See-Threepio”[2] i tak dalej). Do polskiego przekładu można mieć parę drobnych zastrzeżeń z tytułu niedostatku przecinków, użycia niewłaściwej formy zaimka na początku zdania („Mi ciebie też”[3]) oraz niezmiernie dziś popularnego, licho wie czemu, nadużywania konstrukcji z „co” („uznała Finna za równie odrażającego, co on ją”[4]; „była mu równie cenna co jego własne życie czy statek”[5]), na szczęście jednak te mankamenty nie są aż tak liczne, by mogły bardzo przeszkadzać w czytaniu. Okładka na przyjemność samej lektury wprawdzie nie wpływa, ale warto zauważyć, że jest pięknie zaprojektowana, z niezmiernie nastrojową kompozycją graficzną, w którą wkomponowane zostały twarze filmowych bohaterów.


---
[1] Alan Dean Foster, „Przebudzenie Mocy”, przeł. Anna Hikiert, wyd. Uroboros, 2016, s. 22.
[2] Tamże, s. 239.
[3] Tamże, s. 70.
[4] Tamże, s. 90.
[5] Tamże, s. 164.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 571
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: