Dodany: 27.05.2010 14:30|Autor: Kuba Grom

Niełaskawe


Kiedy pisarz Marek Krajewski, autor serii poczytnych kryminałów rozgrywających się w międzywojennym Wrocławiu, pomimo swych zapewnień, że "Festung Breslau" będzie ostatnią częścią cyklu, co mi zresztą bardzo pasowało, dopisał jeszcze jedną, przypominającą nowelę książkę "Dżuma w Breslau" - a wszystko wskazywało na to, że na tym jeszcze jednak nie koniec - zacząłem się zastanawiać, co też takiego może następnym razem napisać.

Oczywiście będzie to sprawa ciężka, zawikłana, zaczynająca się od bardzo szczegółowo opisanego bardzo brutalnego morderstwa, w historię wplączą się jakieś teksty starożytne, do rozwiązania docierać będzie detektyw niewahający się użyć przemocy i kontaktów ze światem przestępczym, a motyw okaże się bardzo dziwaczny, pokrętny i bardzo zasmucający - to akurat, dla czytelnika pięciu takich właśnie powieści, było całkiem oczywiste. Pytanie jednak, co też tym razem będzie "...w mieście Breslau"?

Może miała na to jakiś wpływ któraś z czytanych wcześniej książek, ale wymyśliłem sobie tytuł "Golem w mieście Breslau", uznając, że do pana Krajewskiego coś takiego będzie bardzo pasowało. A zatem w mieście Breslau zostają znalezione zwłoki okrutnie zamordowanego człowieka, w sprawę mają być wplątani jacyś Żydzi, a motywem sprawcy wydaje się chęć stworzenia Golema - człowiekopodobnej istoty ze starej żydowskiej legendy, która ulepiona z gliny, miała być ożywiana słowem w boskim języku hebrajskim oznaczającym życie. A po co to zabić człowieka? To oczywiste, aby spuścić z niego krew. Plotki o spuszczaniu krwi z chrześcijańskich dzieci,i dodawaniu jej do macy były wówczas bardzo powszechne, a podejrzenie, że chce się jej użyć w celu stworzenia glinianego człowieka byłyby przyjęte ze zrozumieniem. Oczywiście Mock zacząłby podejrzewać, że sprawcą jest ktoś inny, ale żeby sprawdzić wszystkie tropy, musiałby się zagłębić w świat ulubionych przez Krajewskiego tajnych, okultystycznych - a w tym przypadku kabalistycznych - stowarzyszeń.

Byłaby tu możliwość literackiego nawiązania do opowiadania Borgesa "Busola i igła", zaś bohaterowie mogliby cytować długie fragmenty z powieści niemieckiego pisarza Gustava Meyrinka "Golem", którą tak bardzo lubił Hitler, zaś jako motto można by wykorzystać jakiś fragment "Orestei", w którym mówi się o ofiarnym ciosie i deszczu krwi.

No ale zaraz, czy w mieście Breslau byli Żydzi? Po 1933 na pewno nie, ale i chyba wcześniej nie mieli tak łatwo, zaś wymyślony przeze mnie prawdziwy, zawikłany i pokrętny motyw zabójcy, chcącego wywołać antyżydowskie zamieszki, wymagał, aby było ich dużo, a akcja działa się niedługo przed wojną. No to może nie Wrocław. Może niech będzie to coś na wschodzie, w II RP, powiedzmy Lublin, bo to miasto trochę znam. Była tam wówczas cała dzielnica żydowska, po której nie ostał się do dziś żaden ślad, diaspora stara, z tradycjami jeszcze z czasów Widzącego, a więc i długa chasydzka historia, do której można by nawiązać... - pomyślałem sobie wówczas, że może niech to nie będzie tylko luźna refleksja na temat "co też pan K. napisze", może niech to będzie pomysł powieści do napisania. Tak też mi bardzo pasowało, choć ostatecznie tego dobrze obmyślanego pomysłu nie zrealizowałem.

Gdy jednak zacząłem czytać "Erynie", i wyczytałem, że komisarz Popielski ma się zająć sprawą okrutnie zamordowanego chłopczyka, odnalezionego na podwórzu żydowskiego aptekarza, z którego zmasakrowanego ciałka uszła cała krew - pomyślałem, że może to nie Lublin, a Lwów, i może nie Mock, a Popielski, ale jakaś chyba zbieżność jest, i nawet gdy opowieść zaczęła oddalać się od wyobrażonego schematu, cieszyłem się, że przynajmniej będę miał dobry pomysł na intrygujący wstęp do recenzji...

Tak więc nie jest to Wrocław, lecz Lwów, i nie jest to Eberhard Mock, lecz Edward Popielski, ale wszystko jest tu dziwnie znajome. Po będącej dziwnym łącznikiem między cyklami powieści "Głowa Minotaura", w której polski detektyw dziwnie "zmockczał", można się było tego spodziewać. Było to oczywiste. Lecz, niestety, muszę stwierdzić, iż to, że podobieństwo mojego pomysłu do tego zrealizowanego przez autora było tu jedynym zaskoczeniem, bardzo mnie rozczarowało.

Co prawda Krajewski bardzo soczyście przedstawił inną scenerię, oddał klimat wielkiego miasta w Galicji, z baciarami i resztą ówczesnego półświatka, nadał postaciom indywidualność językową poprzez odpowiednie używanie gwary etc. Ale jakoś tak przebija mi tu Wrocław, niczym stary materac spod świeżego prześcieradła.

Istotną różnicą jest zmiana konstrukcji opowieści. Krajewski wpasowuje w nią więcej nieprawdopodobieństw i zbiegów okoliczności niż to czynił dotychczas, co widać choćby w wątku epileptycznym, kiedy to Popielski doznaje w ataku padaczki wizji, które się sprawdzają, albo w ramowej opowieści. W łącznikowej "Głowie Minotaura" było to aż przesadne, aż zanadto silne było wrażenie, że autor chce przeskoczyć parę spraw, aby jak najszybciej dotrzeć do obmyślonej sytuacji końcowej, a przy okazji wpleść, jakoś bezładnie, jak najwięcej lwowskości. Tutaj jest podobnie, choć całość jest bardziej wyważona, poszczególne elementy lepiej do siebie dopasowane.

A teksty klasyczne? Oczywiście są. "Eumenidy". Trochę łacińskim wyjątków gramatycznych, parę sentencji.

W sumie spodziewałem się czegoś lepszego.
A powieść może jeszcze napiszę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4452
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: sowa 27.05.2010 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy pisarz Marek Krajew... | Kuba Grom
Co do Żydów w Breslau - zajrzyj tu: http://www.wroclawianin.pl/files/Miejski%20maj%202​010.pdf
(artykuł "W cieniu synagogi", str. 8).
Użytkownik: Kuba Grom 28.05.2010 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do Żydów w Breslau - z... | sowa
O proszę, a ja myślałem, że jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy zaczęli się wynosić z miasta. A jak tak, to nawet byłoby jeszcze lepiej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: