Dodany: 29.06.2017 19:48|Autor: misiak297

"Ania, nie Anna" - o Ani Shirl... przepraszam, Cuthbert


Kilka tygodni temu w "Książkach" przeczytałem o nowym serialu zrealizowanym na podstawie "Ani z Zielonego Wzgórza". To miała być inna "Ania". To, co Montgomery zasygnalizowała, w serialu miało być uwypuklone.

Obejrzeliśmy pierwszy odcinek, bardzo pozytywnie zaskoczeni. Świetnie dobrani i zagrani bohaterowie - Maryla, Małgorzata, Mateusz, Ania wizualnie bardzo prawdziwa, niezbyt urodna dziewczynka, która nadrabia urokiem osobistym (Megan Follows jednak była trochę zbyt piękna jak na tę rolę). Zielone Wzgórze może trochę za bogate, ale te plenery. Uzupełnienia mi nie przeszkadzały - retrospekcje, które pokazywały, jak mogło wyglądać życie Ani u Hammondów czy w sierocińcu. Relacje między bohaterami ładnie ukazane, dobra gra aktorska. Przeszkadzała mi pewna łopatologiczna nachalność w przedstawieniu pewnych prawd życiowych, ale to było do zniesienia. Ania ma bardziej osobowość buntowniczej, niezależnej Jane Eyre niż pełnej dobroci dla świata, choć porywczej Ani. To też dało się przyjąć.

Pełen nadziei włączyłem odcinek drugi i oczy przecierałem ze zdumienia, znudzenia i przede wszystkim niesmaku. Tak mało "Ani" w tym serialu. Rozumiem, że materiał można było podrasować, ale żeby aż do takich idiotyzmów?

Spoilery.

W filmie słynna rzekoma kradzież broszki kończy się odesłaniem Ani do sierocińca. I to jest wątek tak nonsensowny, że zacząłem się zastanawiać, czy twórcy nie wiedzieli, na co wydać budżet. Pomylili chyba Montgomery z Dickensem. Mateusz, który gna w pościg za Anią,zalicza wypadek na ulicy, spotyka Anię na dworcu i mówi: "to moja córka". Creme de la creme - Ania szczęśliwie wraca na Zielone Wzgórze, a na koniec odcinka przyjmuje nazwisko Cuthbertów i wpisuje się do rodzinnej Biblii.

Ja rozumiem, że to adaptacja, ale... no, litości.

Te wątki, które były najciekawsze w książce, tu są poprowadzone zupełnie idiotycznie. Adaptacja Ani do życia w rodzinie nie była tak błyskawicznym procesem - a tu został ów proces podlany ckliwym sosem z amerykańskich filmów familijnych. To, co u Montgomery było dyskretne, tu jest pokazane kawa na ławę i to w taki sposób, żeby najmniej rozgarnięty widz wszystko zrozumiał.

Jednym z najwspanialszych motywów "Ani z Zielonego Wzgórza" jest dojrzewanie Maryli do pokochania Ani. W książce to wszystko jest subtelnie rozłożone, ma większą siłę rażenia. Wątpliwe, aby Cuthbertowie zdążyli się przywiązać w ten sposób do Ani po paru dniach. Dramatyczne sceny, w których Maryla płacze, gorączkowo szoruje podłogę i piecze tuziny ciasteczek, aby poczęstować francuskiego chłopca-pomocnika, są dobrze zrobione, ale zupełnie nie przekonują na tym etapie serialu (chyba że jako zobrazowanie wyrzutów sumienia). Między Anią a Cuthbertami nie wytworzyła się jeszcze tak silna więź.

No i oczywiście - wątek rodziny. Mateusz mówiący na dworcu o spotkanej tam Ani "To moja córka" - no, po prostu jest to jednak żenujące. Ileż dramatyzmu miała w sobie jedna z końcowych scen Ani z Zielonego Wzgórza, w której Maryla mówi, jak bardzo ona i Mateusz kochają Anię, bo odmieniła ich życie.

Nie wiem, czy będę chciał oglądać kolejne odcinki. Podobno im dalej, tym mniej Ani.

Montgomery już wcześniej nie miała szczęścia do ekranizacji (wystarczy przypomnieć sobie sequele wersji z Megan Follows czy kiepski film z Barbarą Hershey. Ten serial to kolejna próba odejścia od oryginału.
Wyświetleń: 4801
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: Rbit 29.06.2017 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Czytałem niedawno opinię, że największym mankamentem serialu jest to, że odszedł od pewnej bajkowości "ku pokrzepieniu młodych serc" na rzecz depresyjnego naturalizmu.
Użytkownik: misiak297 29.06.2017 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałem niedawno opinię,... | Rbit
Mnie naturalizm nie przeszkadza, to rzeczywiście byłaby jakaś nowość, natomiast twórcy mogliby przy tym nie rujnować fabuły. Największym mankamentem tego serialu są rażące odstępstwa od książki.
Użytkownik: hburdon 05.07.2017 13:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie naturalizm nie przes... | misiak297
Moim zdaniem największym mankamentem są nie tyle odstępstwa per se, co fakt, że są to odstępstwa kompletnie nieudane. Chociażby wspomniany przez ciebie motyw odesłania Ani do sierocińca, a także wielokrotne posługiwanie się groźbą odesłania jej do sierocińca jako kary. Jest to zachowanie okrutne i zupełnie nie przystające do psychologii postaci. A potem jest jeszcze gorzej. Najpierw jesteśmy świadkami pojednania Ani i Maryli, kiedy ta ostatnia przeprasza za brak zaufania, rozumie bowiem teraz, że Ania jest osobą szczerą i prawdomówną. Co więc robi Ania w następnym odcinku? Rozkręca skomplikowane kłamstwo w celu zatuszowania faktu, że przestała chodzić do szkoły...

Masz rację, pierwszy odcinek był świetny, a aktorka grająca Anię wręcz genialna. I podobały mi się niektóre wstawki mające na celu wprowadzenie większego realizmu -- jak scena z pierwszą miesiączką, temat wstydliwie przemilczany nie tylko w tej książce, ale w każdej książce z tamtego okresu i niemal każdej późniejszej. Niestety, po pierwszym odcinku jest już tylko gorzej i gorzej. Potwornie zmarnowany potencjał i ogromne rozczarowanie.
Użytkownik: aleutka 05.07.2017 16:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem największym ... | hburdon
No wlasnie! Na poczatku owszem Maryla sie zastanawia czy odeslac Anie (i dyskutuje o tym otwarcie z Mateuszem w jej obecnosci) - bo wtedy jakos uczucia sieroty to nie bylo cos, nad czym wielu by sie zastanawialo. Ale potem, kiedy juz podejmuje decyzje ze zatrzymaja Anie to zatrzymuja ja naprawde, bez szantazy ze beda ja odsylac.

Mnie draznily te sceny z dyskutowaniem miesiaczki bo byly kompletnie w oderwaniu od epoki. Za bardzo wspolczesne. Owszem ta rozmowa z Maryla, taka zupelnie pragmatyczna, tu masz wkladki musisz je namaczac w zimnej wodzie a potem prac w goracej - to jest bardzo fajne. Bardzo pasuje do Maryli, do tej spartanskiej atmosfery Zielonego Wzgorza pod haslem nie ma hipokryzji, nie ma sie czego wstydzic ale tez nie bedziemy sie rozczulac, jest jak jest i juz. Ale takie dyskusje w szkole - no nie uchodzi, po prostu nie uchodzi. Tak sie nie robilo.

Potworne rozczarowanie, rzeczywiscie, tym bardziej ze widac wlozony budzet, strona wizualna jest super i cala obsada, nie tylko Ania to rzeczywiscie swietny zespol.
Użytkownik: Monika.W 01.05.2020 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałem niedawno opinię,... | Rbit
Jaki naturalizm??? Mateusz goniący za Anią?? To jest może naturalizm XXI wieku, a nie Wyspa Edwarda w końcówce XIX wieku. Depresyjności też nie zauważyłam - co najwyżej ckliwość, tanią ckliwość.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 29.06.2017 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Mimo, że kocham Anię z Zielonego Wzgórza i nie przeszkadzają mi w różnych filmach/serialach odstępstwa od książkowej fabuły, tak w nowym serialu wszystko mnie drażni. Po 4 odcinkach zrezygnowałam- za bardzo męczyli mnie bohaterowie i ich przeżycia.
Użytkownik: Anna125 30.06.2017 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
No i dobrze, przynajmniej tyle pożytku z tej ekranizacji, że nie zechce mi się oglądać. Czasu więcej będzie. Po tym co napisałeś to bardziej już spaprać serialu nie mogli. Fe, a nie lepiej im było nowy serial stworzyć, po co psuć rzeczy dobre?
Użytkownik: Raptusiewicz 30.06.2017 09:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Ja miałam przeciwne wrażenia po obejrzeniu serialu. Po pierwsze, dużym plusem było wydobycie i podkreślenie traumatycznego dzieciństwa Ani i tego, jak takie niekochane dziecko sobie później radzi - dużo bardziej realistycznie, niż w książce. Co do tych unowocześnień fabularnych, to, moim zdaniem, mają bardzo konkretną funkcję: wprowadzenie jakiegoś nowego motywu pozwala zobaczyć wszystkie dawne, dobrze znane wątki w nowym świetle, można sobie zdać sprawę z pewnych rzeczy, których inaczej nie byłoby tak dobrze widać. Np. odesłanie Ani do sierocińca pokazuje, jak bardzo realna była ta groźba porzucenia dla Ani (to chyba bardziej gra z poprzednią adaptacją niż z książką).

Mnie się podobało, mimo minusów (ale na pewno ta adaptacja nie podnosi na duchu). Recenzje ma raczej entuzjastyczne.
Użytkownik: rastanja 04.07.2017 16:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Ja jednak wolę tę starą adaptację. Aktorzy, którzy odgrywali role Mateusza i Maryli tak wryli mi się w pamięć, że już nikt inny nie pasuje. :)
Użytkownik: aleutka 05.07.2017 16:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Ha! Tez gdzies napisalam, ze to jest taka Ania od Dickensa. Zeby bylo ponuro i ambitnie panie dzieju. Jestem bardzo rozgoryczona bo obsada jest po prostu super. Amybeth McNulty rzeczywiscie wyglada i zachowuje sie jak Ania (w odroznieniu od Megan, ktora ze swoja pulchna twarzyczka aniolka wygladala raczej jak Ruby Gillis) i gdyby bardziej trzymali sie ducha ksiazki to mieli prawdziwa szanse na ponadczasowy klasyk. Bo ja sie wcale nie upieram przy doslownej adaptacji, uwazam, ze wydobycie traumy dziecinstwa Ani to naprawde dobry pomysl - pod warunkiem ze bylby zrownowazony Zielonym Wzgorzem, ze bylby kontrapunktem do Wyspy Ksiecia Edwarda. Ale nie. Avonlea tez jest takie ponure i zabarwione rozpacza i samotnoscia ze serce sie lamie. Taka szanse zmarnowac.

I tak sie cieszylam, ze bede z corka ogladac zeby jej pokazac jak roznie mozna adaptowac, ze mozna zwrocic uwage na inne rzeczy, wydobyc cos co jest zaledwie wspomniane w ksiazce i rozbudowac i tak dalej, zupelnie inaczej rozlozyc akcenty. Trailery byly bardzo obiecujace. Rozczarowanie bylo niemal odczuwalne fizycznie.
Użytkownik: Monika.W 01.05.2020 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka tygodni temu w "Ksi... | misiak297
Podpisuję się obiema rękami. Odpuściłam po 3 odcinku. Niech sobie kręcą traumatyczne opowieści , XIX wiek nie musi być bajkowy i słodki. Ale niech nie nazywają tego Anią, bo to jakby ktoś nakręcił ekranizację Lalki, w której Wokulski żeni się z Łęcką, czy też Stawską i idą na terapię małżeńską.
Co do ważnych wątków z książki - też miałam odczucie, że ich właściwie nie ma, może z wyjątkiem ulubionego wątku z Małgorzatą Linde.
Dla mnie ten serial jest prostacki i wulgarny. Taki po prostu XXIwieczno-netfliksowy.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: