„Wczoraj znalazłem listy Violet do Billa. Były ukryte pomiędzy stronami jednej z jego książek, z której wypadły i rozsypały się na podłogę. Od lat wiedziałem o istnieniu tych listów, ale ani Bill, ani Violet nigdy nie zdradzili mi ich treści. Wiedziałem tylko, że kilka minut po przeczytaniu ostatniego, piątego listu, Bill zmienił zdanie na temat swojego małżeństwa z Lucille, wyszedł z budynku przy Greene Street i udał się prosto do mieszkania Violet w East Village.”
Tak zaczyna się „Co kochałem”, trzecia powieść amerykańskiej pisarki Siri Hustvedt. Jest to przewrotny początek, stwarzający złudzenie, że wiemy coś o Billu, że możemy wyrobić sobie opinię o jego małżeństwie z Lucille i związku z Violet. Ale ile znaczą pierwsze wrażenia? Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie poznać otaczających nas ludzi, zrozumieć ich relacje?
Leo Hertzberg, narrator powieści, jest historykiem i krytykiem sztuki. Jego żona, Erica, wykładowcą uniwersyteckim. W tym samym nowojorskim apartamentowcu mieszka najlepszy przyjaciel Leo, Bill Wechsler, malarz; jego żona Lucille jest poetką, a Violet – modelką Billa i socjolożką. Erica i Lucille zachodzą w ciążę w tym samym mniej więcej czasie i obie rodzą synów, Matta i Marka. W pierwszej części poznajemy obie rodziny, czytamy o obrazach Billa i książkach Violet, i oprócz tego właściwie niewiele się dzieje. A potem zaczyna się dziać, ale w gruncie rzeczy i tak najważniejsze jest to, co dzieje się w głowach bohaterów. I dlaczego.
Hustvedt kreśli ludzkie sylwetki tak realistycznie, że nieustannie zapomina się, że są fikcyjne. Mimo iż książka pisana jest w punktu widzenia Leo, jej bohaterowie przedstawieni są obiektywnie, w sposób, który umożliwia identyfikowanie się z każdym z nich. To ludzie z krwi i kości, udekorowani całą paletą ludzkich wad i zalet. Często działają samolubnie; czasem zachowują się wprost przerażająco, ale nawet kiedy nie sposób ich postępowania pochwalić lub wybaczyć, zawsze można spróbować je zrozumieć. Hustvedt doskonale zgłębia emocje: pożądanie, żałobę, strach, miłość.
Ogromne wrażenie sprawił na mnie fakt, że Hustvedt opisuje nie tylko bohaterów, ale ich pracę. Tworzy całe opus Billa na przestrzeni jego życia, co jest niesamowitym tour de force, bo Bill jest artystą niezwykłym, ewoluującym od malarstwa w stronę skomplikowanych instalacji, z których każda jest szczegółowo opisana. Na tym nie koniec; fascynujące (choć kontrowersyjne) są także dzieła rywalizującego z Billem artysty Teddy’ego Gilesa, a nawet dziecinne rysunki Matta.
Sztuka Billa stanowi integralny element powieści. Na samym początku czytamy opis obrazu Billa przedstawiającego Violet, od którego rozpoczyna się jego znajomość z Leo. Leo myśli w pierwszym momencie, że cień na płótnie rzucany jest przez niego samego; dopiero po chwili uświadamia sobie, że jest to cień artysty, namalowany przez niego na obrazie. Pierwsze wrażenie okazuje się złudne; żeby dostrzec prawdę, trzeba przyjrzeć się bliżej. Oglądający staje w pozycji artysty, patrzy na dzieło z jego perspektywy. Jednak przepaść pomiędzy nami a światem poza nami jest nie do pokonania. Matt mówi w pewnym momencie, że patrząc na świat, widzimy wszystko, tylko nie samych siebie. Bowiem „oglądający jest prawdziwym znikającym punktem, nakłuciem płótna”.
Jest też literatura. Hustvedt odtwarza pełne pasji listy Violet do Billa i powściągliwą poezję Lucille. Jednak jednym z najbardziej fascynujących elementów książki są akademickie dzieła Violet. Chciałabym jak Thursday Next wskoczyć do „Co kochałem”, żeby je przeczytać, szczególnie pracę o histeryczkach leczonych w XIX wieku w szpitalu La Salpêtrière. Nie ulega wątpliwości, że opisanie tych fikcyjnych dokumentów wymagało od Hustvedt nie lada badań naukowych. Pod koniec książki autorka cytuje źródła, z których korzystała – w języku angielskim, francuski i norweskim.
„Co kochałem” to jedna z tych rzadkich książek, które zachwycają tak stylem, jak i światem przedstawionym; proza zarazem zmysłowa i intelektualna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie jest abstrakcyjnie artystyczna, ma ciekawy wątek i nieoczekiwane zwroty akcji. Jej siła tkwi jednak w ogromnej empatii autorki i jej nieograniczonej ciekawości w poznawaniu świata i zamieszkujących go ludzi, z których każdy ma czytelnikowi coś do powiedzenia.
Co kochałem (
Hustvedt Siri)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.