Dodany: 29.06.2017 14:50|Autor: Nathien
„Siła niższa” niższa poziomem od „Dożywocia”
Po przeczytaniu „Dożywocia” Marty Kisiel z niecierpliwością oczekiwałam kolejnego tomu. A gdy w końcu się pojawił, musiałam dogłębnie przeanalizować moje odczucia, zanim zdecydowałam się napisać recenzję.
W „Sile niższej” pogorzelcy znajdują schronienie w sporym domu pewnego Wikinga. Konrad otrzymuje własny pokój i może oddawać się pracy twórczej, Licho ma do uprzątnięcia wieloletnie pokłady kurzu, a Turu spory stos drewna do ostrugania i przerobienia na zezowate aniołki. Wszystko jednak zaczyna się sypać, gdy podczas zakupów w markecie Konrad słyszy magiczne „Alleluja!”. Od tego momentu robi wszystko, by usłyszeć je ponownie i dowiedzieć się, w jaki sposób może pozbyć się anioła stróża. Oczywiście tu wkracza Siła Niższa i zamiast żadnego, nagle są dwa anioły... A potem leci już z górki.
I jak w pierwszej części pokochałam Licho za jego usmarkany całokształt, tak teraz brakowało mi ciągłego sprzątania, a depresja anioła mocno mnie irytowała. Tsadkiel okazał się za to postacią godną zainteresowania oraz reprezentującą bardzo miłą odmianą anielskości. Oczywiście nie zabrakło miejsca także dla Rudolfa (Rudolfy?) Valentino i jej wesołej gromadki, którą wprost uwielbiam. Natomiast jeśli chodzi o Szczęsnego... Wehrmacht, Carmilla oraz jej płaczliwo-wyjący dobytek nie są w stanie go zastąpić. Niestety.
Jak widać, entuzjazm znacznie opadł i choć książka jest sprawnie napisana, a historia intrygująca, nowe postacie nie są w stanie w wystarczającym stopniu wypełnić miejsca po poprzednich. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że to już ostatni tom przygód Konrada Romańczuka i jego dożywocia, bo naprawdę nie wiem, co jeszcze mogłoby się w tej historii wydarzyć. A tym bardziej nie sądzę, by to „coś” dało radę przebić pierwszy tom.
[Recenzję zamieściłam również na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.