Zakończył się konkurs, w którym mieliśmy do wygrania trzy egzemplarze „Psa Baskerville’ów” sir Arthura Conan Doyle’a. Dziękujemy za wszystkie odpowiedzi, mamy nadzieję, że było to ciekawe sprawdzenie swojej wiedzy z klasycznych książek. (-;
Zdecydowanie zasłużone nagrody otrzymują:
Katarzyna Różalska, która wskazała aż dwadzieścia „sherlockowych” tropów (odpowiedź przesłana na wiadomości prywatne Facebooka);
Tuż za nią uplasował się Sanab66 z osiemnastoma wskazaniami;
Ostatni egzemplarz otrzymuje nightbird, która podała szesnaście motywów.
Zwycięzcom serdecznie gratulujemy!
Na koniec naszego nieco przedłużonego „Tygodnia sir Arthura Conan Doyle’a” chcemy zaproponować Wam konkurs, w którym do wygrania są trzy egzemplarze najnowszego wydania Psa Baskerville’ów. Aby otrzymać książkę, zapoznajcie się z krótkim opowiadaniem poniżej i prześlijcie nam jak najwięcej motywów, rekwizytów, postaci i wszystkich innych elementów, które kojarzą Wam się z Sherlockiem Holmesem i sir Arthurem Conan Doyle’em. Odpowiedzi kierujcie na prywatną skrzynkę Wiadomości, w tytule wpiszcie „Holmes – konkurs”. Czekamy na nie do przyszłego tygodnia (28.06), do końca dnia.
W kwestiach spornych (np. jeśli kilka osób poda tę samą liczbę nawiązań) zadecyduje czas nadesłania odpowiedzi.
Oto opowiadanie:
Działo się to wieczorem 27 grudnia 1887 roku. W pustym domu, do którego wniósł ciężką woń tytoniu, poczuł czyjąś obecność. Jak można wydedukować, nie było to przyjemne uczucie. Być może to tylko echo emocji związanych z meczem bartitsu, z którego właśnie wracał, ale intuicja wiedziała swoje – coś było nie tak. Zdjął kaszkiet, odstawił swoją la canne w kącie, by szybko zapalić lampę na nocnym stoliku i sprawić, by rzeczy na powrót stały się dokładnie wiadome. Nie znalazł jednak żadnej lampy – w ciemnościach wyczuł pod palcami jedynie stetoskop, niezawodną lupę do rozwiązywania krzyżówek i ulubioną fajkę, która leżała zapewne obok pięciu pestek pomarańczy, którą zjadł dziś rano do lektury Geniusza zbrodni. Potrącił łokciem skrzypce, które upadły i narobiły niemałego hałasu. Za oknem odezwało się wycie psa – ogromnej czarnej bestii sąsiadów z ulicy Piekarza. Napięcie rosło, a uczucie, że ktoś stoi za jego plecami potęgowało się z każdą sekundą. Pamiętał dobrze sprawę zniknięcia młodego lorda, ten nobliwy kawaler nie zasłużył na taki los.
Usłyszał za sobą stukot obcasów – dwa, przerwa, dwa, a potem tylko jeden raz. Bardzo osobliwe. Chrząknięcie, coś jakby odgłos orangutana, i…
– Czy ma pan ochotę na filiżankę herbaty?
Podskoczył przestraszony i odwrócił się. Przed nim stała gospodyni w swojej nakrapianej przepasce. W jednej ręce trzymała odkurzoną lampę, w drugiej miała świecę. Odetchnął, wpatrując się w ledwie widoczny obraz Turnera nad jej głową – Wodospad Reichenbach.