Dodany: 16.06.2017 11:25|Autor: imarba
Cudna proza
Bardzo lubię czytać książki Zośki Papużanki i wracam do nich z ogromną przyjemnością, bo to ten rodzaj literatury, który moc czerpie raczej z formy i języka niż z treści. Nie to, że treść jest nieważna, takie stwierdzenie byłoby absurdem, ale nieco mniej ważna niż w innych utworach, gdzie stanowi jedyny czasami punkt odniesienia i niekiedy jedyną wartość.
Papużanka pisze myślą, strumieniem myśli, skojarzeniami, aluzjami. Nie opisuje rzeczy ani sytuacji, a raczej reakcje na nie. Nie wyjaśnia, wyjaśnianie zostawia czytelnikowi. Nie opisuje uczuć, ale je pokazuje. To sprawia, iż czytelnik jest bardzo mocno emocjonalnie zaangażowany w tekst. Wiele razy czytając jej powieści „Szopka” czy „On” miałam wrażenie, że pokazuje moje myśli i odczucia... Moje, nie swoje; a jeżeli moje, to i innych czytelników, więc uniwersalne...
W tej książce autorka serwuje nie jedną, a dwanaście historii zamkniętych w delikatnych jak choinkowe cacka opowiadaniach. Każde z nich jest inne, odrębne i pięknie refleksyjne; wszystkie barwne językowo, napisane w bardzo osobisty sposób. Poetyckie, refleksyjne, „introwertyczne”, że tak powiem, bo pokazują świat od wewnątrz, od tego, co bohater czuje, co myśli i jak widzi świat wokół siebie.
Opowiadania te są trochę jak zadry pod paznokciem, bardziej się je czuje, niż rozumie, choć oczywiście są zrozumiałe, tyle tylko, że uczucie wypływa na wierzch i chciałoby się naprawdę czasami wejść w nie i zobaczyć wszystko samemu. Pełne niedopowiedzeń, wydają się jakby zindywidualizowane w stosunku do czytelnika, bo nie do końca określając intencje autorki, mogą wywoływać rożne reakcje, a więc i przez każdego być inaczej pojmowane. Różnią się także formą wypowiedzi, tak jak różnią się wewnętrzne światy każdego z nas. Jest nasze JA, a potem to, co owo ja czuje, rozumie i postrzega.
Jestem zakochana w krótkich formach, uwielbiam opowiadania, szczególnie te nie całkiem zamknięte. Ta forma jest łatwa i trudna zarazem, zależy od punktu widzenia. Nie każdy potrafi się w niej zmieścić i nie każdy potrafi zamknąć w tak małej przestrzeni literackiej swoje autorskie ego. Poza tym żeby opowiadanie było dobre, trzeba pisać emocjami, a nie słowami.
Styl autorki jest i taki sam, i zupełnie inny niż ten, jaki zastosowała choćby w „Szopce”. To rodzaj strumienia myśli, a więc zmienia się wraz z bohaterem, ale też jest bardzo rozpoznawalny.
Cudna proza, taka z zamysłem, z przesłaniem, ale właśnie literackim, językowym, opartym na formie. Ta książka nie jest jednak łatwa. Trzeba pewnej wrażliwości, żeby ją przeczytać, lecz i odczytać. Ja kocham takie klimaty, wewnętrzne „rozlane mleko”, słowa zarezerwowane tylko dla siebie, te, których nie powierza się nikomu, choć wyrywając się na wolność, mogłyby ocalić relacje, ludzi, światy.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.