Dodany: 09.06.2017 17:30|Autor: rafalb93

Panie Weeks, prosimy do tablicy


Od czasu gdy przeczytałem trylogię "Nocny Anioł", stałem się wielkim fanem Brenta Weeksa. "Saga Powiernika Światła" tylko umocniła mnie w przekonaniu, jak dobry jest to pisarz. Prawie rok czekałem na ten tom i byłem przekonany, że na kim jak na kim, ale na Weeksie się nie zawiodę. No i się zawiodłem. Dla jasności: książka nie jest zła, a jednak najgorsza spośród tych, które do tej pory napisał. Dlaczego? O tym za chwilę.

O fabule nie ma się co rozpisywać; zakładam, że każdy, kto zabiera się za "Krwawe zwierciadło" wie, o co chodziło w poprzednich częściach. Pokrótce: Gavin Guille, okaleczony były Pryzmat, który stracił swoje zdolności, zostaje zamknięty przez ojca w więzieniu, które sam stworzył. Jego żona Karris jako nowa Biel stara się przygotować Chromerię do wojny. Teia, jedna z nielicznych parylowych krzesicielek, na polecenie Karris próbuje rozpracować Zakon Złamanego Oka od środka. Kip, przybrany syn byłego Pryzmata, zostaje wysłany do Krwawej Puszczy w celu zebrania armii.

Jak sam autor powiedział, pierwotnie cykl miał składać się z czterech tomów. Jednak w myśl zasady, że nie zabija się kury znoszącej złote jajka, powstanie następny. I tu zaczynają się problemy.

Odniosłem wrażenie, że "Krwawe zwierciadło" zostało potraktowane przez twórcę jako coś w rodzaju zapychacza przed końcową częścią. Terminy goniły, wydawca nalegał, pomysły nie przychodziły, a trzeba było coś napisać. Zasadniczo książkę można podzielić na dwie części mniej więcej w połowie. Do około 350 strony fabuła przypomina patrzenie na ubrania wirujące w pralce; niby jakaś akcja jest, niby coś się dzieje, ale w sumie nic. Tu Weeks dokonał – że tak zażartuję – wielkiej sztuki, mianowicie sprawił, iż bohaterowie, których tak lubiłem w poprzednich tomach, stali mi się właściwie obojętni. Myślę, że wynika to z bardzo kiepskiego sposobu ich prowadzenia.

Gavin, człowiek, który znajdował wyjście z niemal każdej sytuacji, staje się nie tylko cielesnym, ale i mentalnym kaleką, nie potrafi opuścić więzienia zbudowanego przez niego samego, kuli się na samą myśl o ojcu, a jego głównym zajęciem jest siedzenie i tracenie rozumu.
Karris z twardej babki niebojącej się nikogo, można powiedzieć – wzoru feministki, zmienia się w kobietę niepotrafiącą ze strachu sprzeciwić się teściowi i już przy pierwszym spotkaniu daje się ogłupić domniemanemu synowi.
Kip prowadzi swój oddział na wojnę, chociaż w gruncie rzeczy w siebie nie wierzy i oczywiście na ślepo, bez żadnego sprzeciwu wykonuje polecenia dziadka.
Jedynie Teia utrzymuje się na jakimś poziomie.
O bohaterach drugoplanowych nawet nie ma co się wypowiadać. Dobrym przykładem jest nowy Pryzmat-elekt Zymun, występujący praktycznie tylko w jednej scenie.

Gdybym był mniej cierpliwym czytelnikiem, w tym momencie pewnie dałbym sobie spokój. Jednak w połowie książki Weeks odżywa. Dodaje mnóstwo akcji, reanimuje bohaterów, tak że znów zaczynają mnie interesować. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dosłownie w jednej chwili, cała nuda znika. Tu już "Krwawe zwierciadło" poziomem nie odbiega od poprzednich tomów. Wygląda to tak, jakby autor miał pomysł na ciekawe rozwinięcie fabuły, jednak nie bardzo wiedział, jak do niego dojść.

Podsumowując: powieść powinna być dwa razy krótsza i dwa razy tańsza. Swojej ceny (49 zł) zwyczajnie nie jest warta. W oczy rzucają się również drobne literówki. Jednak fanów zachęcam: przebrnijcie przez pierwszą połowę, a dalej się nie zawiedziecie.

Na koniec muszę się odnieść do słów zawartych w podziękowaniach. Cytuję: "Dziękuję fanom, którzy myślą, że otrzymuję same pochwały i biorą wobec tego na siebie ciężar wytknięcia mi wszelkich moich wpadek, żebym nie miał na swój temat zbyt dobrego wyobrażenia. Nie, mniejsza z tym. Chrzanić ich"*.

Czyżby autorowi woda sodowa lekko poszła do główki? Czyli chwalić można, ale konstruktywnie krytykować już nie? W pewnym sensie czytelnik jest pracodawcą pisarza, bo to za książki, które my kupujemy otrzymuje pieniądze, więc mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek powiedzieć, co nam się nie podoba. Żyjemy w czasach, w których czytanie jest nie tylko nietanie (dobry przykład stanowi nasz piękny kraj, gdzie butelka wódki i paczka papierosów są tańsze od książki), ale i niemodne (gdy opowiadam ludziom, że lubię czytać, patrzą na mnie jak na kosmitę). Panie Weeks, na samej sławie i renomie daleko się nie zajedzie. Proszę przyjąć krytykę i sprawić, by kolejny tom był godnym zakończeniem cyklu. A ja będę ogromnie szczęśliwy, jeśli o następnej części będę mógł wypowiedzieć się w samych superlatywach.


---
* Brent Weeks, "Krwawe zwierciadło", przeł. Małgorzata Strzelec, Wydawnictwo MAG, 2017, s. 751.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1070
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: