Dodany: 15.05.2004 15:37|Autor: varda
Pies w łódce, kot w worku
Podróże w czasie to motyw bardzo popularny we współczesnej kulturze. Często jest to czysta zabawa – okazja do postawienia współczesnego człowieka wobec diametralnie różnych dla niego realiów i obyczajów, jak w klasycznej powieści Marka Twaina „Rycerz na dworze króla Artura”. Często jest to także pokazanie świata, którego już nie ma, i nie jest istotne, czy świat ten jest zgodny z prawdą historyczną. Bywa tak, iż podróże w czasie stają się pretekstem do oceny moralnej współczesnego człowieka: pozytywnej – gdy czytelnik widzi wyższość swojej epoki nad innymi, oraz negatywnej – gdy autor opowieści straszy wizją ponurej przyszłości – życia wygodnego, ale wyzbytego wszelkich wyznaczników etycznych. Bywa też tak – i to zdarza się chyba najczęściej w literaturze niskiego lotu, której przeżywamy zalew w księgarniach i bibliotekach – że za podróżami w czasie nie kryje się żadna idea; jest to jedynie środek, mający na celu zawiązanie akcji lub popchnięcie jej naprzód.
Na szczęście książka Connie Willis „Nie licząc psa” jest pod tym względem zupełnie inna – tutaj podróże (czy raczej skoki) w czasie nie tylko zawiązują akcję i stają się polem działań bohaterów, ale niosą w sobie określoną wartość etyczną i filozoficzną, nie tracąc nic ze swego klasycznego, rozrywkowego charakteru. Już bowiem po lekturze pierwszego rozdziału książki przekonujemy się, że przygody historyków wysłanych w przeszłość przez lady Shrapnell na poszukiwanie strusiej nogi biskupa nie będą przygodami w stylu Jamesa Bonda. Będą raczej przygodami Bertie Woostera, bohatera cyklu książek P.G. Wodehause’a.
Poszukiwanie strusiej nogi biskupa, której wyglądu i pierwotnego przeznaczenia nikt nie zna, a która jest niezbędna amerykańskiej milionerce lady Shrapnell do konsekracji katedry w Coventry, każe Nedowi Henry’emu „przeskoczyć” do epoki wiktoriańskiej. Otumaniony zbyt dużą ilością „skoków” oraz nie zaznajomiony w wyczerpujący sposób z realiami roku 1888 Ned popełnia czyn, który powoduje rozbicie łańcucha zdarzeń przyczynowo-skutkowych, co w połączeniu z wcześniejszym czynem jego koleżanki Verity sprawia, że oboje muszą za wszelką cenę naprawić wyrządzone szkody. Może się bowiem zdarzyć, że zawirowania przestrzenno-czasowe wymkną się spod kontroli i spowodują niespodziewane reminiscencje w przyszłości. Niestety, podejmowane przez historyków działania zamiast porządkować, ciągle komplikują akcję, aż do poziomu, z którego, jak się wydaje, nie można się już wyplątać bez deux ex machina – zupełnie jak w książkach P.G. Wodehause’a. Ponadto po kartach książki ustawicznie plączą się postaci rodem z angielskiej powieści obyczajowej: idealny kamerdyner (nawet dwóch), piękna, acz mało inteligentna panna na wydaniu, mdlejąca matka-spirytystka, ojciec-gbur, roztargniony profesor, milioner bez grosza przy duszy (ale za to z psem), płaczliwe służące, irytujący sąsiedzi, duchy różnego rodzaju, a ponadto duża ilość kapryśnych kotów (w workach i bez worków), przyjacielskich psów, dzikich łabędzi, owiec, rzecznych i egzotycznych ryb, a wszystko to na tle pięknej wiejskiej rezydencji wśród zielonych wzgórz i mglistych wrzosowisk. Sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, a przedziwne sploty wydarzeń prowadzą do zaskakującego finału. Rozwiązanie zagadki nogi biskupa jest jednocześnie rozwiązaniem perypetii bohaterów, a początkowe założenie, że przeszłości nie można zmienić, okazuje się być także konkluzją, za którą stoją poważne konotacje filozoficzne.
„Nie licząc psa” to książka, mimo swojego rozrywkowego charakteru, bardzo wyrafinowana, bogata w odniesienia do różnych utworów literackich i pozaliterackich, i jest prawdziwą ucztą intelektualną dla czytelnika. Z jednej strony mówi o słabościach ludzkiego charakteru, o głupocie i naiwności, a z drugiej o tym, że istnieją ludzie o niepojętej sile i charyzmie, którzy potrafią żyć dla jednej tylko idei i dla niej umrzeć, i którzy potrafią swoim entuzjazmem zarazić innych. Mówi także o świecie idealnym – gdzie podróże w czasie nie służą po to, by się bogacić w łatwy sposób, ale po to, by poznać to, co zostało już na zawsze (?) stracone.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.