Dodany: 08.02.2005 15:06|Autor: katya

Książka: Ania z Zielonego Wzgórza
Montgomery Lucy Maud

1 osoba poleca ten tekst.

Droga pani Montgomery


„Ania z Zielonego Wzgórza” jak żadna inna książka miała wpływ na moje dzieciństwo i wczesne dorastanie. Ostatnio odnalazłam mój pamiętnik i próby literackie z tamtego okresu. Zauroczenie L.M. Montgomery jest oczywiste. Próbowałam naśladować sposób opisywania osób i miejsc, tematykę... Kiedy przeczytałam wszystko, co było dostępne, byłam niepocieszona.

W małym miasteczku mieszka rodzeństwo – Maryla i Mateusz – samotni ludzie w starszym wieku. Pomimo ostrzeżeń o niebezpieczeństwie związanym z taką decyzją, postanawiają adoptować chłopca. Jednak zamiast chłopca trafia do nich Ania – gadatliwa, roztrzepana i zakompleksiona marzycielka – i już zostaje na Zielonym Wzgórzu.

Seria książek o Ani jest znakomita. Tak to odbierałam jako jedenastolatka. Ich lektura była dla mnie niesamowitym przeżyciem. Od tamtego czasu nie zaglądałam do nich. Obawiam się, że teraz mogą mi się wydać zbyt naiwne i sentymentalne. Ale mam nadzieję, że humor i ciepło tej książki znowu mnie ujmą.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 63116
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: sowa 09.02.2005 00:56 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
Wracałam do książek o Ani nie raz i zapewniam, że nie tracą uroku. Chociaż z wiekiem odbiera się je oczywiście inaczej, ich humor i ciepło wciąż pozostają ujmujące i działają bardzo krzepiąco:-).
Użytkownik: anndzi 01.07.2005 13:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracałam do książek o Ani... | sowa
Ja również w dalszym ciągu wracam do książek "Ani z Zielonego Wzgórza",mimo,że pierwszą przeczytałam 9 lat temu.Książka uczy jak być dobrym i że właśnie to dobro pomimo wszelkich trudów życia popłaca.Mnóstwo wspaniałych złotych myśli.
Książka ta ma w sobie magię,bo jest czytywana od wielu pokoleń i będzie czyttywana chyba do końca świata.:)
Użytkownik: Eovina 05.04.2006 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
Ja czytałam "Anię" mnóstwo razy i jak dotąd nie stwierdziłam, że jest dla mnie za dziecinna...
Dlaczego uważasz, że Ania była zakompleksiona? Nie lubiła swoich rudych włosów, ale też nie miała na ich punkcie obsesji (do momentu, w którym ktoś wprost jej nie obraził: pani Linde, Gilbert...) Na co dzień nie przejmowała się nimi i cieszyła życiem!
Użytkownik: Nemesis15 19.10.2006 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
Wiesz też tak miałam, że naśladowałam Montgomery, i też nie wróciłam już nigdy do jej książek. Wydaje mi się, że masz rację. Teraz wydawałyby mi się zbyt naiwne.
Użytkownik: emkawu 19.10.2006 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz też tak miałam, że ... | Nemesis15
"Teraz wydawałyby mi się zbyt naiwne"

...a za parę lat znowu Ci się spodobają :-)
Użytkownik: aleutka 19.10.2006 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
Z wiekiem zaczyna sie doceniac w Ani inne rzeczy - na przyklad to, jak dobrze skonstruowana jest postac Maryli, Mateusza, w ogole jak plastyczne sa te wszystkie postacie itp. Zauwaza sie tez, ze Ania sie zmienia, ze pozostajac romantyczka dojrzewa - to jest bardzo ciekawe.

Zauwaza sie, ze te ksiazki wbrew pozorom wcale nie sa tak sentymentalne jak sie powszechnie sadzi. Wystarczy przeczytac (tak jak Maryla - miedzy wierszami) historie zycia Ani aby sobie uswiadomic drobiazgi - ze tym wowczas osmio - dziesiecioletnim dzieckiem orano jak wolem roboczym, nikt sie za nim nie ujal. Te drobiazgi z przytulku - wszystkiego jest skapo, wiec tez szyje sie oszczednie... I sama Ania uwaza to za normalne w sensie - takie jest zycie, nikt nie oczekuje ze bedzie latwe...

Ten dialog Ani z corka, ktora wykrzykuje patetycznie "czy bylas kiedys mamo tak glodna ze plakalas dopoki nie usnelas?!!" a Ania odpowiada spokojnie "Tak, czesto..." i Di traci caly swoj patos...

Jesli sie wie, ze zycie Montgomery bynajmniej nie bylo bajka tym bardziej czlowiek docenia jej sile i umiejetnosc zaczarowania rzeczywistosci.
Użytkownik: Czajka 19.10.2006 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wiekiem zaczyna sie doc... | aleutka
Swięte słowa, Aleutko. Sama wracam do Ani bardzo często, ale jakoś do dwóch pierwszych tomów. Nie miałam już takiej sympatii do dzieci Ani, natomiast teraz coraz bardziej nabieram ochoty na przypomnienie sobie nie dzieci, ale dorosłej Ani.
Użytkownik: emkawu 19.10.2006 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Swięte słowa, Aleutko. Sa... | Czajka
Ja nie lubię tylko "Rilli" i "Doliny tęczy". Bohaterowie "Doliny tęczy" wydawali mi się mało sympatyczni, poza tym tam była ta straszna historia o zjedzonym kogucie!
A Rilla mnie denerwowała, jako osoba.
Wielką zaletą tej książki jest natomiast uświadomienie polskiemu czytelnikowi czym była dla ludzi tamtych czasów I Wojna Światowa, dla nich po prostu "Wielka Wojna". My, Polacy, mamy wizję lat 1914-18 rodem z piosenki Okudżawy - "pierwsza wojna, pal ją sześć, to już tyle lat..."
Mnie właśnie Montgomery, a nie Remarque, Wittlin i wielu czytanych później poważnych autorów uświadomiła grozę i realność tamtej wojny.
Z drugiej strony (i to jest już niezamierzone przez autorkę), u Montgomery widać jak na dłoni bezsens tego konfliktu. Kiedy czytałam Rillę jako dziecko to nie znałam historii i jakoś łykałam ten patos, teraz historię znam i zastanawiam się za oni właściwie ginęli??
Użytkownik: Czajka 20.10.2006 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie lubię tylko "... | emkawu
U mnie było właśnie odwrotnie. Wojna u Mongomery nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, może dlatego, że tam wszystko było na miejscu - był wróg, był światły cel. Natomiast doskonale pamiętam szok po Remarque'u. Tam dopiero wszystko mi się wydało bez sensu i przede wszystkim nadwyrężyło mi się mocno pojęcie wroga.

Zawsze, w każdej wojnie giną za coś, tylko to coś na ogół mało ma wspólnego z tym o czym myślą, że za to giną.
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 21.07.2007 12:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie lubię tylko "... | emkawu
Kogut, to jeszcze nic. W końcu zginął w sposób poniekąd przypisany do losu kogutów - jego młoda opiekunka cierpiała, ale to nie ona przyczyniła się do jego śmierci.
Mną bardziej wstrząsnęło, jak jeden z braci (Walter chyba?) utopił swojego kociaka, jako ofiarę dla Boga, żeby powstrzymać okropności wojny... Trochę może dlatego, że jestem z rodu i duszy kociarą, ale jeszcze bardziej dlatego, że uświadomiło mi to przepaść między ludźmi wtedy a teraz - w dziedzinie odnoszenia się do zwierząt. Oczywiście i teraz są ludzie, dla których życie zwierzęcia nic nie znaczy i można je odebrać - ot, tak. Są nawet tacy, którzy powołują się przy tym na Pismo Święte (że niby Bóg stworzył zwierzęta, żeby służyły człowiekowi, i wobec tego można z nimi robić co się komu podoba). Ale coraz więcej jest takich, którzy hasło "zwierzę nie jest rzeczą" przedłużają poniekąd, traktując zwierzęta jak osoby, chociaż inne i nie tak rozwinięte umysłowo. Wtedy zaś zwierzę =było= rzeczą, przedmiotem, który można kupić, sprzedać, zniszczyć jeśli się tak chce, w przypadku kocięcia - zabawką po prostu, co z tego, że ulubioną...
Paradoksalnie, ten mały epizod świadczy o głębokości i wielowymiarowości prozy Montgomery - sama doskonale rozumiała kocią duszę, co udowodniła w wielu fragmentach sagi o Ani oraz opowiadaniach, ale też umiała zrozumieć sposób myślenia małego wrażliwego chłopca, którego życiem wstrząsała, i ostatecznie je pożarła, tocząca się za oceanem wojna, w której (jak w każdej wojnie) nie liczyło się życie ani zwierząt, ani też ludzi...
Użytkownik: Pingwinek 05.08.2014 01:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Kogut, to jeszcze nic. W ... | Ysobeth nha Ana
To nie Walter! To Bertie/Bruce (zależnie od czytanego przeze mnie przekładu), najmłodszy syn pastora Mereditha z jego drugiego małżeństwa, z Rozalią/Rosemary. I chodziło mu dokładniej o to, by Kuba/Jim wrócił do domu.
Użytkownik: Beatka94 07.03.2007 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
Bardzo podoba mi sie ta ksiazka.....jedyna lektura ktora mnie ciekawi:)gdyby nie to ze musze ja czytac to bym nawet nie zaczela:P...
Użytkownik: modelinkam 19.01.2009 08:51 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ania z Zielonego Wzgórza... | katya
U mnie zaczęło się od Ani z Avonlea- marudziłam rodzicom, że wszystkie fajne książki są o chłopcach i tata tajemniczo powiedział,że może Mikołaj przyniesie mi książkę o dziewczynce? Boże jak ja się cieszyłam z tej Ani!!! a potem mama cudem zdobyła Anię z Zielonego Wzgórza i pozostałe części. Potem czytałam je kilkanaście razy- ostatni raz teraz, jak urodziłam córeczkę. Leżąc z małą przy cycku połknęłam wszystkie części. Owszem, nie towarzyszą mi takie emocje jak kiedyś- nawet z racji tego, że znam finał wszystkich historii, ale nadal nie mogę się oderwac od magicznego swiata Ani
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: