Dodany: 28.05.2017 12:30|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

O Tuunbaq


To są takie chwile, gdy nie do końca wiem jak zacząć, bo jeśli teraz nie ujarzmię rumaka emocji, później czeka mnie jedynie niekontrolowany galop, który nie wiadomo jak i gdzie się zakończy. Spróbuję więc podejść do kwestii nieco na zimno i zaznaczę, że z Simmonsem mieliśmy raczej trudne początki, gdyż jego "Hyperion" nie zrobił na mnie większego wrażenia. Moja surowa opinia spotkała się wtenczas z zarzutami, że – delikatnie mówiąc – się nie znam. Pamiętacie? Nie? Cóż, wystarczy, że ja zachowałem czułe wspomnienia z tego incydentu. Oczywiście nie odmawiam wspomnianej krytyce racji, bo też nigdy nie twierdziłem, że się znam, ale ten argument nie sprawił jeszcze, że "Hyperiona" doceniłem (nadal jest mi dość obojętny). Potem Simmons próbował mnie zbałamucić "Droodem" i w tym przypadku poszło mu już znacznie, znacznie lepiej. Na tyle dobrze, że z miejsca zacząłem się rozglądać za kolejną pozycją jego autorstwa, jednak "Terror", który sobie upatrzyłem, należał wtedy do tych trudno dostępnych powieści – jedynie używane egzemplarze, najczęściej nieciekawe wizualnie, a nic nie smuci mnie bardziej niż zaniedbana książka, z której wypadają strony, gdy próbuję ją czytać. Bez kitu, nawet afrykańskie dzieci z wydętymi od głodu brzuszkami nie mają startu. Ale od kiedy w księgarniach ukazało się nowe wydanie, nie było już wymówek i och, jak bardzo jestem wdzięczny przede wszystkim samemu sobie, że w końcu się skusiłem na lekturę.

Za rdzeń i inspirację dla powieści tym razem posłużyły Simmonsowi niewyjaśnione do tej pory losy ekspedycji morskiej (choć w zeszłym roku wreszcie udało się zlokalizować wrak HMS Terror), która w maju 1845 roku wyruszyła z Anglii w kierunku Archipelagu Arktycznego, by odnaleźć między jego niezliczonymi wysepkami Przejście Północno-Zachodnie, mające znacznie skrócić morskie połączenie między wybrzeżami Atlantyku i Pacyfiku. To była już kolejna wyprawa w nieznane, obarczona dodatkowo ogromnym ryzykiem, bo przez setki lat podejmowano podobne przedsięwzięcia i w najlepszym przypadku kończyły się one utknięciem statków w lodach Arktyki. Najgorszym przypadkiem wydaje się możliwość zatonięcia statków wraz z całą załogą, ale Simmons w "Terrorze" próbuje nam udowodnić, że zawsze mogło być gorzej.

Szczegółowy przebieg nieszczęsnej ekspedycji pod dowództwem sir Johna Franklina do dzisiaj nie został odtworzony w satysfakcjonującym stopniu, a losy poszczególnych członków załogi Erebusa i Terroru nadal są nieznane. Bo na wyprawę ruszyły dwa statki, odpowiednio wyposażone i obsadzone doświadczoną załogą, co jednak nie uchroniło ich od ugrzęźnięcia w lodach Arktyki. Oczywiście taką ewentualność brano pod uwagę, więc oba wypełnione były zapasami, które pozwoliłyby marynarzom przetrwać tak długo, aż lód puści i będą mogli żeglować dalej. Jednak o ile jest więcej niż pewne, że zarówno Erebus, jak i Terror zostały powstrzymane przez lód, o tyle nie ma już żadnych wiarygodnych świadectw tego, co działo się później. I w tym miejscu wkracza Simmons, owijając oparty na faktach rdzeń swoją autorską wyobraźnią oraz talentem do wywoływania w czytelniku poczucia grozy.

"Terror" jest jedną z tych książek, podczas czytania których powtarzałem do siebie w myśli: jejku, jakie to jest DOBRE! Głównym bohaterem wydaje się dowodzący tytułowym statkiem komandor Crozier (sir Franklin miał pod swoją pieczą flagowy Erebus), jednak Simmons zastosował sprawdzony patent ze sprawiedliwym podziałem narracji między różne osoby dramatu rozgrywającego się w lodach Arktyki. Tym samym mamy okazję poznać tę bez wątpienia pasjonującą historię z rożnych perspektyw, a jednocześnie w prosty sposób minimalizuje się ryzyko znużenia lekturą, bo każdy, kto czytał cykl "Pieśń lodu i ognia" wie, ile przyjemności z jego czytania daje urozmaicenie bohaterów i podzielenie między nich kolejnych rozdziałów. Tutaj odczucia miałem podobne, choć w "Terrorze" opowiadana historia, jej umiejscowienie oraz klimat są znacznie bardziej spójne. A nastroju na otoczonym arktyczną nocą oraz niewyobrażalnym mrozem statku, który został unieruchomiony przez niepokojąco hałasujący i napierający lód, chyba nie muszę opisywać. Jest tak wspaniale namacalny, że chciałoby się go ukroić nożem i postawić na półce.

"– Uważają, że to nie zwierzę – kontynuuje Fitzjames. – Że jest na to zbyt przebiegłe, że to coś nienaturalnego… nadprzyrodzonego… że w ciemnościach na lodzie kryje się demon"*.

Jak gdyby położenie Erebusa i Terroru było niewystarczająco złe, Simmons postanowił dodatkowo podręczyć bohaterów, mieszając w opowieść elementy czysto fantastyczne. Choć to prawdopodobnie złe określenie. Autor bowiem posiłkuje się wierzeniami Inuitów, których w pewnym uproszczeniu mógłbym nazwać Eskimosami, ale tego nie zrobię, bo ponoć to dla nich obraźliwe. Inuici noszą kreatywne imiona w rodzaju Orssunquvoq albo Aipalingiagpoq Amooq (co znaczy tyle co Wielkie Cycki, powaga), zasiedlają lody Arktyki i są ludem mało agresywnym, czego nie można już powiedzieć o ich wierzeniach. Te nie są dla marynarzy życzliwe i znajdują realne ucieleśnienie w postaci zła czającego się pośród lodu. Zła, które lubuje się w ćwiartowaniu nieuważnych załogantów. Podejrzewam, że takim przesądom (które właśnie odgryzły ci nogę) łatwiej dać wiarę. Elementy nadprzyrodzone nie na każdego czytelnika podziałają zachęcająco, ale uspokajam zrażonych: zostały doskonale wpasowane w powieść i wiele im ona zawdzięcza.

Mróz sięgający minus stu stopni Fahrenheita (co odpowiada -73°C), szkorbut, pederastia, praktyczne porady na temat "jak oprawić i zjeść człowieka", wyjątkowo przerażający potwór z lodu, półnaga Inuitka, całe mnóstwo poruszających i emocjonujących fragmentów, których nie chcę tutaj przytaczać, choć czuję niepohamowaną ochotę, by się nimi podzielić, a także świetne, skłaniające do zastanowienia i snucia domysłów zakończenie. Simmons zrobił mi niesamowicie dobrze tą powieścią, czułem autentyczny żal, gdy przyszło mi ją kończyć. Do tej chwili nie potrafię tego przeboleć i za jakiś czas zamierzam do niej wrócić. Nastrój, groza, tempo, przebieg opowieści i wydarzenia, którym świadkujemy – wszystko doskonałe. Takie powieści trafiają się raz na pięćdziesiąt czy sto lat albo nawet rzadziej.


---
* Dan Simmons, "Terror", przeł. Janusz Ochab, wyd. Vesper, 2015, str. 113.


[Opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2085
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 29.05.2017 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: To są takie chwile, gdy n... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Na deser dorzucam dość świeże (wrzesień 2016) sznurki dotyczące odnalezienia wraku HMS Terror:
Po angielsku i po polsku.

https://www.theguardian.com/world/2016/sep/12/hms-terror-wreck-found-arctic-nearly-170-years-northwest-passage-attempt?CMP=fb_gu

http://historia.org.pl/2016/09/15/wyglada-jakby-zabezpieczyli-go-przed-nadejsciem-zimy-hms-terror-odnaleziony-ale-nie-tam-gdzie-byc-powinien/
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 29.05.2017 23:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Na deser dorzucam dość św... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Oczywiście nie mogły zadziałać oba, bo to byłoby zbyt proste.
Uciążliwy automat dodaje https.
W drugim linku należy usunąć "s" z https.
Użytkownik: Marylek 02.06.2017 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: To są takie chwile, gdy n... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Twoja recenzja podziałała jak bodziec. Już czytam! :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: