Dodany: 21.05.2017 11:14|Autor: zsiaduemleko

Książka: Stacja jedenaście
Mandel Emily St. John

1 osoba poleca ten tekst.

O tym, że stacja jest, ale pociągu brak


Prawdopodobnie nie każdy sobie zdaje z tego sprawę, ale świat postapokaliptyczny musi przecież mieć wiele zalet, choćby takich, jak skuteczna likwidacja ZUS-u i abonamentu RTV. W mrocznym zakątku swojej świadomości chyba nawet bym pragnął jakiegoś rodzaju epidemii, która przyniosłaby trochę wytchnienia w tym liczonym na godziny i dni świecie. Zabrzmiało, jakbym był jakimś emo, ale pomyślcie, ile problemów by się samoczynnie rozwiązało – ile priorytetów zrobiłoby fikołek, ile przedmiotów i codziennych czynności zyskałoby na wartości. Wiem, to niezbyt rozsądne, bo nowe niedogodności byłyby zapewne znacznie gorsze niż stare (obecne), może jednak taki reset ludzkości wreszcie orzeźwiłby niektóre jednostki, byłoby wręcz fajnie, a martwilibyśmy się potem. I gdyby wszystko nagle poszło eee... psu pod ogon, prawdopodobnie w końcu dotarłoby do mnie skutecznie, jak bardzo nieistotne jest to, co tutaj piszę oraz po co piszę. Z moją dziedziną i pasją jeszcze pół biedy, ale wyobraźcie sobie, jak bezcelowe okazałyby się osiągnięcia tych wszystkich szafiarek blogowych (szacuneczek i pozdro, dziewczyny), które musiałyby zacząć palić ogniska ze swoich ciuchów, by ogrzać mieszkanie. A wiadomo, że książki do tego celu nadają się lepiej. I niełatwo mi to pisać, ale gdybym w takiej sytuacji musiał wrzucać do ognia kolejne powieści z półki, dzieło Emily St. John Mandel byłoby jednym z pierwszych w kolejności. Nie to, że nie czytałem gorszych, bo czytałem, tyle że ich się już dawno pozbyłem. Uf, przez chwilę było rzeczywiście przykro, ale już mi ulżyło.

Skąd we mnie ta złośliwość i gorycz w stosunku do "Stacji Jedenaście"? Najprawdopodobniej bierze się z oczekiwań, a już najpewniej z tych z kategorii zawiedzionych. Powieść Mandel została, jak to się mówi, obsypana nagrodami literackimi i swego czasu zajmowała czołowe miejsca na (ponoć prestiżowych) listach bestsellerów, choć na marginesie przyznaję, że oba te fakty o niczym nie świadczą, wiadomo przecież, jak to z branżowymi wyróżnieniami bywa, a i nie takie padliny dobrze się sprzedawały. Ale naiwnie zawierzyłem faktom, że "Stacja Jedenaście" pojawiała się w licznych podsumowaniach (tych profesjonalnych i tych mniej) oraz została przez czytelników uznana za jedną z najlepszych książek 2015 roku. Zaufałem, choć osobiście na żadnej liście powieści Mandel nie dostrzegłem. Zacząłem wątpić, lecz moje wewnętrzne opory przełamała tematyka – w zasadzie lubię ten gatunek i jego często kameralne oraz melancholijne brzmienie. A od jednej z najlepszych książek roku i zarzuconego nagrodami bestsellera mogłem naiwnie oczekiwać więcej. Chyba nigdy nie zmądrzeję.

No dobrze, parę zdań o fabule. Panuje epidemia. Tym razem nowej odmiany grypy. Nic oryginalnego i nic odkrywczego, w tej materii pewnie jednak trudno wymyślić coś niespotykanego, najczęściej zaś nawet nie wypada się na to silić, bo najprostsze metody bywają najskuteczniejsze. Ta była wyjątkowo skuteczna, gdyż w błyskawicznym tempie solidnie przerzedziła ludzkość. A teraz skok w przyszłość, kilkanaście lat po epidemii: czymś, co kiedyś było drogą snuje się Podróżująca Symfonia – wędrowna grupa artystyczna, która w myśl zasady "samo przetrwanie nie wystarcza" przybywa do nielicznych osad ludzkich, by inscenizować tam dzieła Szekspira. Oczywiście, że Szekspira, to wybór równie dobry, co przewidywalny i nudny, więc Mandel mogła się już wysilić na krztynę inwencji, a być może zachęciłaby tym samym kogoś do zapoznania się z twórczością mniej znanego autora. Bo nie oszukujmy się: jeśli ktoś do tej pory nie czytał Szekspira, "Stacja Jedenaście" tym bardziej go do tego nie przekona.

I już. Szerzej rozwodzić się nie będę, niezbyt mam na to ochotę, a prawdę mówiąc, więcej o fabule wiedzieć nie trzeba. Warto natomiast wiedzieć, że u Mandel bohaterów jest sporo, oprócz kilkunastoosobowej Podróżującej Symfonii poznamy również m.in. Jeevana (który przed epidemią był kolejno: barmanem, paparazzo, dziennikarzem, znów paparazzo, znów barmanem, by ostatecznie zostać ratownikiem medycznym, a obecnie prowadzi Muzeum Cywilizacji) oraz tajemniczego Proroka, który chyba powinien być kimś w rodzaju głównego szwarccharakteru powieści, ale w swojej roli tak rozczarowuje, że aż nie mam serca się nad nim dłużej znęcać (jak to mówią: życie wystarczająco go zbiło). Ogólnie biorąc, autorka ciut przesadziła z liczbą wątków oraz postaci jak na tak krótką powieść, co sprawia, że w tym pustym świecie, paradoksalnie, zaczyna brakować niezbędnego miejsca dla bohaterów i ich wiarygodnej historii.

Przed jednym muszę jeszcze ostrzec, choć być może niektórych czytelników to jednak zachęci. W "Stacji Jedenaście" jest mniej apokalipsy, niż mogłem się początkowo spodziewać. Mandel z lubością przeplata rozdziały sprzed, w trakcie i po epidemii, żonglując perspektywą różnych osób, z których nie wszystkie przetrwają wystarczająco długo, by zakorzenić się w naszej pamięci. Ostrzegam, bo moim zdaniem taki zabieg dodatkowo zaburza spójność opowieści z gatunku postapo. Tymczasem "Stacja Jedenaście" to powieść melancholijna, z całymi stronami poświęconymi temu, czego nigdy więcej nie będziemy mieli okazji doświadczyć po ewentualnej epidemii, i autorska próba zwrócenia naszej uwagi na prozaiczne czynności codzienne, do których nikt już nie przykłada wagi, zakładając, że zawsze będą tak samo łatwo dostępne. Taki zabieg (mimo że nieco nachalny) to nic złego, wypada mu nawet nieśmiało przyklasnąć, ale trochę boli, że cierpią na tym zwartość i nastrój historii. Kto czytał wyśmienitą "Drogę" (strasznie mi wstyd, że nie poznałem się na niej od razu, z pokorą przyznaję), równie świetny "Gwiazdozbiór psa" albo bardzo dobre i mało znane "Polaroidy z zagłady", powinien mieć wyobrażenie, jak dla mnie brzmi dobra powieść tego rodzaju. Tam melancholia uderza spomiędzy wierszy, nie z nich bezpośrednio.

Niewiele zostało we mnie po tej lekturze, a moje oczekiwania (całkowicie przecież uprawnione) zostały przy okazji boleśnie zgwałcone, więc wspomnienia mam raczej mierne. I nawet jeśli patrzeć na "Stację Jedenaście" obiektywnie, wyszła – cytując klasyka – no tak średnio bym powiedział, tak średnio.

PS Natomiast wydawnictwu Papierowy Księżyc za brak korekty i szacunku dla czytelnika należy się wybatożenie mokrym ręcznikiem. Zatrważająco liczne babole w rodzaju „pokój Arthura był niesamowicie czysta”* to już zwykła nieudolność. Ktoś w ogóle czytał tekst przed drukiem?


---
* Emily St. John Mandel, "Stacja Jedenaście", przeł. Magdalena Lewańczyk, wyd. Papierowy Księżyc, 2015, str. 136.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1154
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Anna125 24.05.2017 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdopodobnie nie każdy ... | zsiaduemleko
Świetna recenzja. Zeschowkowałam "Gwiazdozbiór psa" i "Polaroidy z zaglądy".
A "Drogę", o której wspominasz to kto napisal? Sporo jest dróg, kiedy zaczęłam wpisałam w pole poszukiwań w bbnetce.
Użytkownik: zsiaduemleko 24.05.2017 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja. Zeschow... | Anna125
Chodzi oczywiście o "Drogę" McCarthy'ego. Obowiązek każdego fana postapo. Opinie są w ogromnej większości pozytywne, ale one jeszcze niczego nie gwarantują, więc warto sprawdzić samodzielnie. "Gwiazdozbiór psa" również jest ogólnie uznawaną lekturą, natomiast "Polaroidy" to taki trochę mój czarny koń, który wypadł lepiej, niż oczekiwałem. Mocno kameralna, specyficzna, przygnębiająca opowieść. Każdy z tytułów doczekał się już mojej opinii na biblioNetce, więc po ewentualne szczegóły odsyłam na strony książek (zaznaczając przy tym, że moje zdanie dotyczące "Drogi" dość mocno się od tamtego czasu zdezaktualizowało; obecnie jestem fanem wszystkiego od Cormaca).
Użytkownik: Anna125 24.05.2017 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Chodzi oczywiście o "Drog... | zsiaduemleko
Aha, McCarthy'ego Cormaca mam w planach od pół roku. Słyszałam o nim. To druga tak silnie pozytywna opinia, już po pierwszej byłam bardzo zaciekawiona. A recenzje przeczytam :). Skojarzył mi się z filmem braci Cohen "To nie jest kraj dla starych ludzi", filmu też nie widziałam.
Dzięki :).
Użytkownik: Anna125 24.05.2017 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Aha, McCarthy'ego Cormaca... | Anna125
Przeczytałam recenzje i komentarze o Cormacu. Już się cieszę na przyszłość, teraz nie mam czasu. Jest na co czekać :D.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: