To najbardziej przerażająca książka o wojnie, jaką czytałam, choć nie ma tu opisów okrucieństw i w całym tomiku tylko jeden "niby kamień rzucony płasko w wodę - plasnął strzał." Ten strzał był skierowany do małej, pięcioletniej dziewczynki, którą prowadzony w łapance ojciec przed momentem wypuścił z rąk, by uciekła i skryła się w tłumie ludzi stojących przed kościołem. "Będę cię niósł na rękach" - szepcze potem do martwego ciałka tulonego w ramionach. W tym jednym opowiadaniu zawarty jest cały dramat ludzi prowadzonych na śmierć. Gdziekolwiek.
Wiosna 1941 (
Fink Ida)
to zbiór krótkich, przejmujących opowiadań, a w każdym z nich zadziwiająco liryczne opisy miasta, mostu, drogi czy rozświetlonej południowym słońcem łąki, na której tylko zmierzwiona trawa świadczy o wcześniejszej tragedii.
Liryczne, ale nie czułostkowe, sprawiają, że koszmaru nie widzimy bezpośrednio lecz jak przez mgłę, bez szczegółów i ostrych brzegów. "Dziś czułość trzeba mieć twardą, tak, tak, twardą. Inna gówno warta" - mówi jeden z bohaterów i tak też skonstruowane są te króciutkie historyjki. Niedopowiedziane, ale przecież i tak wszyscy znamy finał.
Autorce udało się osiągnąć coś zadziwiającego: przeraża nie epatując okrucieństwem. Przeraża spokojem i stałością otoczenia: mgieł, podmuchów wiatru, czystych ulic, płynącej, jak zawsze rzeki. "Nad miastem wisiała niebieska mgła, zachodzące słońce migotało wokół storczyka ratuszowej wieży. Stromą ulicą piął się tramwaj ..." - opisy takie, jak ten, uświadamiają nam, że to wszystko wydarzyło się właśnie tu, gdzie żyjemy, na naszej ulicy, rynku, w parku, że tak samo, jak dziś śpiewały ptaki, a w ogrodach rozkwitała wiosenna zieleń.
Podczas całej lektury, w głowie towarzyszyła mi 'Cieszyńska' - piosenka Jaromira Nohawicy, u nas spopularyzowana przez Artura Andrusa, równie ciepła i liryczna, jak opowiadania Idy Fink. Bo one są ciepłe i pełne emocji, czujemy każdego bohatera: najpierw jego zaskoczenie, że ktoś go nagle brutalnie wyrywa z dotychczasowego spokojnego życia, a potem strach przemieszany z nadzieją, które z czasem przechodzą w smutną rezygnację i obezwładniającą rozpacz.
Cytat poniżej jest właśnie z Nohavicy, ale idealnie oddaje nastrój książki. Każdy z jej bohaterów mógł czuć/myśleć/nucić/mówić coś podobnego:
Wiatr wieczorami niósłby po mieście
pieśni grane w dawnych wiekach.
Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć,
za domem by szumiała rzeka.
Widzę tam wszystkich nas – idących brzegiem,
mnie, żonę, dzieci pod cieszyńskim niebem.
Może i dobrze, że człowiek nie wie,
co go czeka.
-----------------------------------------------------------------
Książka dotarła do mnie z biblioteki szkolnej, zaczytana do cna przez nastolatki z gimnazjum, tę nieczułą i głupią gimbazę, jak nazywa ich wielu.
5
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.