Redakcja BiblioNETki poleca!
Książka: 42 listy miłosne
Atwood Margaret, Bachelder Chris, Behrens Peter, Bezmozgis David, Boyden Joseph, Brown Tessa, Cohen Leonard, Coupland Douglas, Dyer Geoff, Faber Michel, Gaiman Neil, Galgut Damon, Karnezis Panos, Kennedy Alison Louise, Keret Etgar, Kunzru Hari, Laird Nick, LaMarche Phil, Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber), Lethem Jonathan, Lipsyte Sam, Malkani Gautam, Martin Valerie, Matar Hisham, Morris Jan, Niffenegger Audrey, Olbiński Rafał, Orbitowski Łukasz, Parker Jeff, Prose Francine, Robertson James, Roumieu Graham, Sayer Mandy, Shriver Lionel, Thorpe Adam, Toews Miriam, Vallgren Carl-Johan, Vassanji Moyez G., Winterson Jeanette, Zapruder Matthew, Zeh Juli
Nie trzeba czerwonej skrzynki
Czy to nie jest trochę zabawne: skojarzenia, jakie mamy po usłyszeniu słów „list miłosny”? Prawie wszyscy – i nie mówcie mi, że to nieprawda – wyobrażają sobie od razu ją i jego. Romea i Julię, Tristana i Izoldę, Izabelę Łęcką i Stanisława Wokulskiego. Nie wiem, czy cieszyć się, czy smucić faktem, że miłość w dzisiejszych czasach kojarzona jest tak niesamowicie jednoznacznie. Może to wynik naszych marzeń – marzeń o wielkiej i koniecznie niespełnionej miłości, bo wiemy dobrze, że to właśnie takie są najdoskonalsze, najpiękniejsze, najbardziej szalone i choć najbardziej bolesne, to jednak – największe?
I gdyby tak mnie kazano teraz, w tym momencie, napisać list miłosny; czym byłoby to, co mogłoby wyjść spod mojego pióra? Może opowieścią o tym, co minęło i nie wróci, o tęsknocie za miejscami, ludźmi, zwierzętami; o nostalgii za pewnymi zbiegami okolicznościami, sposobami, w jaki można się było śmiać, płakać. Uśmiechać. Bo tęsknota to siostra rodzona miłości.
Gdzieś, kiedyś, ktoś poprosił 42 znanych pisarzy (ze środowiska anglojęzycznych literatów) o napisanie listu miłosnego. Chciał stworzyć piękną opowieść o miłości na 42 oszałamiające swym bezsprzecznym pięknem sposoby. Ciekawe, ilu z tych ludzi poprzez czarne literki chciało rzeczywiście wyrazić siebie? To takie trudne: wyobrazić sobie, co myśli człowiek, kiedy pisze o miłości. Kiedy tworzy list miłosny, będący przecież najintymniejszym przesłaniem. Niedawno mój przyjaciel powiedział mi, że najintymniejszą czynnością na świecie jest... wydanie na świat życia. Moim zdaniem – nie tylko życia.
Morze miłości i ocean tęsknoty. Przepaści żalu i otchłanie nostalgii. I, jakże często na kartach tej książki, minione. Minione, które skłonni jesteśmy potem uważać za apogeum swojej egzystencji. Listy krótkie i długie, mniej poruszające struny naszego serca i szarpiące je niekiedy aż do bólu, zaprawione erotyzmem i całkiem go pozbawione (choć czy to możliwe?). Listy do kochanek, matek, ojców. Do zmarłych, do żywych. Do gór, do domów. Brzmiące jak wiersze, będące opowiadaniami. I najczęściej: mające pozostać na wieki niewysłanymi. Na wieki. Bo czasem po prostu lepiej przelać na papier to, co się myśli wyłącznie po to, żeby móc lepiej zrozumieć siebie i jakoś umiejscowić człowieka, którym się jest, w namacalnej jak kamienie rzeczywistości, gdzie nie ma miejsca na pojęcia abstrakcyjne, a głód, nawet głód duszy, wywołuje skojarzenia: fast food, mikrofala, rzadko już nawet piec czy chleb.
Ilu z nas spróbuje ułożyć, po tej lekturze, własny miłosny list? Swój intymny krzyk do świata? Tęsknotą za czym będzie nasze wyznanie?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.