Dodany: 13.05.2017 12:54|Autor: zsiaduemleko

O kolesiach, którzy przez całą trylogię gdzieś idą


Taaak. Wróciłem po raz trzeci do Śródziemia, bo po tych kilku latach jakoś mi się tęskno zrobiło. Odżyły wspomnienia chwil, kiedy byłem tak okrutnie podekscytowany wchodzącą lada chwila do kin Drużyną Pierścienia, że dziesiątki razy kartkowałem nieistniejący już miesięcznik Cinema i podziwiałem wielkie zdjęcia z planu filmowego. Jarałem się jak pochodnia Gondoru. I to jest dla mnie trochę niezrozumiałe, bo przecież nie znałem jeszcze powieściowego pierwowzoru, ale już wtedy z siłą maczugi jaskiniowego trolla uderzała mnie magia płynąca z tych zdjęć, krajobrazów, kostiumów. Wychodzi więc na to, że dopiero zmotywowany nadchodzącą ekranizacją postanowiłem, iż najpierw muszę przeczytać książkę i do dziś lekturę trylogii Władcy Pierścieni wspominam jako moją największą literacką wyprawę i przygodę. Mapę Śródziemia analizowałem tak często, że prawdopodobnie na stałe wypaliła się w mojej wyobraźni i znam jej kształt, charakterystyczne punkty, a także przebieg wędrówki bohaterów. Na każdą część ekranizacji biegłem natychmiast do kina, a potem wielokrotnie powtarzałem seans z rozszerzonymi wersjami DVD. I ponieważ całkowicie ominęła mnie szajba Gwiezdnych Wojen (które lada chwila mogą zacząć rozmieniać się na drobne), więc osobiście uznaję, że (parafrazując klasyka): powrót jest tylko jeden i jest to Powrót Króla.

Nie wiem, czy jest sens bym się tutaj ścierał na temat fabuły, bo chyba każdy powinien znać jej ogólny zarys – jeśli nie z powieści, to przynajmniej z filmowej trylogii. W wielkim i najprawdopodobniej krzywdzącym skrócie chodzi o to, że w Śródziemiu istnieje Pierścień, który jest równie potężny co zły, więc trzeba go zepsuć, bo z takiego połączenia nigdy nie wynika nic dobrego. Ale ponieważ jest on jednocześnie magiczny, to i zniszczyć go niełatwo – topory się szczerbią, a rozgrzane do czerwoności piece kowali nie robią mu krzywdy. Sposób jest wyłącznie jeden: Pierścień należy wrzucić w ogień wulkanu, w którym wieki temu został wykuty. I tutaj pojawia się zasadniczy problem, bo wspomniany wulkan znajduje się w Mordorze (i tym razem nie chodzi o Górny Śląsk) – siedzibie Tego, którego imienia nie wymawiamy. Ale ponieważ ja się nie boję (bo nie mieszkam w Śródziemiu; gdybym mieszkał, to bym się trochę bał), więc nazywać rzeczy po imieniu mogę. Chodzi o Saurona, Czarnego Władcę, Nieprzyjaciela. Kolo jest tak zły i okrutny, że czapki z głów, ale ponoć łobuzy kochają najbardziej. Niemniej drużyna śmiałków rusza w stronę Mordoru z misją zniszczenia Pierścienia.

Śródziemie poraża swoim ogromem. I nie chodzi tutaj wyłącznie o skromną zawartość Władcy Pierścieni, ale całą ideę, która przyświecała Tolkienowi podczas tworzenia swoich dzieł. Wystarczy wspomnieć, że na zakończenie trylogii dostajemy ponad sto stron samych dodatków, które w pewien sposób starają się zarysować historię uniwersum: od gatunków je zamieszkujących, przez kronikarską historię, drzewa genealogiczne, języki, legendy. A przecież pozostałe dzieła autora są nierozerwalnie połączone mitologią Śródziemia i poznać ją w całości to pasjonujące zajęcie na długie lata. Tolkien czerpał inspirację z wielu źródeł, a to co z tej mieszanki powstało zasługuje na absolutny podziw, bo w niczym nie ustępuje mitologiom istniejącym od wieków. I można jego twórczość lubić bądź nie, ale za ten ogrom pracy i stworzenie świata, na którym niektórzy wzorują się do dziś należne są Tolkienowi liczne toasty.

Trylogia aż skrzy się od niezapomnianych momentów. Nadal pamiętam swoją pierwszą wyprawę w głębiny Morii i ten niesamowity nastrój jej towarzyszący. Przy każdym DUM DUM DUM moje nerwy drżały jak przy pierwszych obłapianiach z dziewczyną, a wydarzenia na moście pozostawiły mnie na długo w ciężkim literackim szoku. Podobnie rozpad drużyny, Helmowy Jar, Szeloba, szalone tempo zdarzeń pod murami Minas Tirith – te wszystkie największe, najbardziej znane chwile, które potrafią na zawsze zakotwiczyć się w pamięci, a przecież są jeszcze dziesiątki innych, mniejszych, subtelniejszych, niepozornych jak lembasy, ale równie sycących. Mógłbym do własnych odczuć z lektury podchodzić z pewną nieufnością, ale kiedy zdaję sobie sprawę, że na przestrzeni kilkunastu lat czytam trylogię po raz kolejny i nadal czerpię z tego ogromną satysfakcję, to nieufność zanika zastępowana przez przekonanie o wielkości dzieła, jego niezatapialności. To wszystko zaledwie moje spojrzenie, ale przecież moja opinia jest dla mnie najważniejsza.

Jeszcze krótko o ekranizacji, bo w moim odczuciu wręcz wypada o niej wspomnieć. Peter Jackson stworzył prawdopodobnie najlepszą ekranizację dzieła literackiego jaką mogli sobie wymarzyć fani Tolkiena i on sam (a z pewnością w grobie się nie przewrócił ani razu). Biorąc pod uwagę rozmiar, rozmach i gigantyczne oczekiwania, filmowy Władca Pierścieni pieścił źrenice kinowych widzów wtedy, a teraz nadal nie ma się czego wstydzić. Owszem, w sferze narracyjnej pojawiły się pewne pominięcia i uproszczenia, a niektóre fragmenty nieco pozmieniano, ale tak naprawdę nie skutkują one obniżeniem wartości żadnego z dzieł. Przyjemność z wychwytywania tych różnic zostawię każdemu z osobna, choć przyznam, że najbardziej u Jacksona intryguje podniesienie fabularnego znaczenia Arweny, która z kolei u Tolkiena pojawia się niezwykle rzadko, najczęściej leży i pachnie (dopiero dodatki rozwijają nieco jej wątek).

Panuje przekonanie, że jeśli czytać Władcę Pierścieni po polsku, to wyłącznie w przekładzie Marii Skibniewskiej. Cóż, moja opinia jest taka, że niezależnie w jakim tłumaczeniu, trylogia pochłania czytelnika z siłą wodospadu Rauros, bo nowsze wydania książek pozbyły się przykrych ułomności w rodzaju Łazika zamiast Obieżyświata i autorskie zapędy tłumaczy sprzed ery filmowej trylogii zostały ukrócone, a nazwy własne ujednolicone. Czytałem przekłady zarówno pani Skibniewskiej, jak i państwa Frąców i w moim odczuciu obyło się bez żadnych zgrzytów, a zaletą zmiany tłumaczenia przy wtórnej lekturze jest, że dostajemy niby to samo, ale nieco inaczej, więc polecam.

Czy Władca Pierścieni posiada jakieś wady? Z pewnością, choć darzę go intymnym uczuciem mimo to. Może więc uczepię się czegoś na siłę, bo krytyka ponoć sprzedaje się najlepiej. Nieco konsternuje mnie pewna teatralność w mowie i gestach postaci, choć zdaję sobie sprawę, że taki to już charakter powieści mocno nawiązującej do eposu herosów i legend. Bohaterowie często sobie śpiewają i przytaczają wiersze nawet w najbardziej podłych sytuacjach. Zdarza im się nawet w onirycznym uniesieniu biegać nago po trawie, więc od czytelnika wymaga się nieco wyrozumiałości. Poza tym sporo tutaj krajobrazów, którym Tolkien poświęca długie akapity, choć najwyraźniej nie wszystkie widoki na nie zasługują. Ogromną przewagę ma w tym przypadku ekranizacja, bo panoramy które nam tam funduje operator kamery to coś, obok czego nie sposób przejść obojętnie (Nowa Zelandia, ach…).

To już chyba wszystko, bo czułem się zobligowany do oddania hołdu Tolkienowi za Władcę Pierścieni i chwilami nie mogłem sobie wybaczyć, że nie ma o nim wpisu na moim koncie. Teraz już będzie. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że każdy słyszał o tym arcydziele (nie boję się użyć tego określenia, bo historia już to osądziła) i nie przyszedł tutaj po odpowiedź na pytanie czy warto. Odpowiem i tak, bo oczywiście, że warto. Choć zastanawiam się na ile w tym mojego sentymentu, więc najlepiej gdyby każdy ocenił to sam.

Drużyna Pierścienia (Tolkien J. R. R. (Tolkien John Ronald Reuel))
Dwie wieże (Tolkien J. R. R. (Tolkien John Ronald Reuel))
Powrót króla (Tolkien J. R. R. (Tolkien John Ronald Reuel))

[czytatkę zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3896
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.05.2017 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak. Wróciłem po raz tr... | zsiaduemleko
"Całą trylogię gdzieś idą" - a widziałeś to?

https://www.youtube.com/watch?v=1yqVD0swvWU

;)
Użytkownik: zsiaduemleko 13.05.2017 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: "Całą trylogię gdzieś idą... | LouriOpiekun BiblioNETki
A rzeczywiście, kiedyś widziałem, całkiem zabawne.
Skoro już jesteśmy na etapie filmików, to dorzucę jeszcze coś.
https://www.youtube.com/watch?v=6PdqmKHsgPE

;)
Użytkownik: Vemona 13.05.2017 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak. Wróciłem po raz tr... | zsiaduemleko
Przesympatycznie mi się czytało Twoje wynurzenia na temat trylogii Władca Pierścieni. Potrafisz słowami odmalować towarzyszące Ci przy lekturze uczucia. Osobiście polemizowałabym z tak pozytywnym nastawieniem do ekranizacji, ale muszę przyznać, że plenery robiły ogromne wrażenie i wydawały się być przeniesione wprost ze Śródziemia.
Użytkownik: zsiaduemleko 13.05.2017 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przesympatycznie mi się c... | Vemona
Równie przesympatycznie mi się czyta takie komentarze, że komuś przesympatycznie się czytało moje wynurzenia. Do ekranizacji mam duży sentyment, a wiele seansów siedzi mi w pamięci i mogę przywołać nawet okoliczności im towarzyszące - z kim oglądałem, czy było wtedy gorąco, a może to był środek zimy, co było na przekąski, jakie miałem wrażenia w trakcie i bezpośrednio po. Tego rodzaju rzeczy nie podlegają polemice, więc możemy sobie tym razem darować ;)
A te zaprezentowane na ogromnym kinowym ekranie plenerowe najazdy kamery przy fotelu drżącym od huczącego nagłośnienia to coś, co nazywają małym szczęściem, częścią składową szczęścia samego w sobie.
Użytkownik: Vemona 14.05.2017 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Równie przesympatycznie m... | zsiaduemleko
Jako osoba, która przez wiele lat prawie rokrocznie odbywała wędrówkę z Drużyną (literacko), dokładnie rozumiem Twoje emocje. :)
A dodatkowe wrażenia z seansów kinowych przecież jeszcze je potęgują, więc taki totalny odbiór musi zapadać w pamięć głęboko.
Użytkownik: Anna125 13.05.2017 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak. Wróciłem po raz tr... | zsiaduemleko
Jak miło, ze przypomniałęś. Najpiękniejsza była dla mnie pierwsza filmowa część. Pamiętam, podobnie jak Ty wszystkie okoliczności. Był mróz, padał śnieg, pierwszy seans, małe kino wypełnione po brzegi fanami. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech, kiedy zaczęła się przewijać inwokacja na temat pierścienia i z westchnieniem ulgi wypuściliśmy powietrze, poprawiliśmy pozycje na wygodniejsze i zaczęło się. Po zakończeniu w rozgadaniu wychodziliśmy z kina i wymienialiśmy się uwagami nieznajomi z nieznajomymi: to było, tego nie było. Byłam z osobą, która nie czytała trylogii i wiele musiałam jej wyjaśnić.
Rozszerzenie z Araweną, moim zdaniem niepotrzebne lecz rozumiałam, że to ukłon w stronę filmu.
Oczywiście mam wersję rozszerzoną :D (sceny, kóre się nie zmieściły) i wolę oglądać w oryginale, tłumaczenie jest mniej magiczne.
Użytkownik: aleutka 14.05.2017 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak. Wróciłem po raz tr... | zsiaduemleko
Ja tylko w w kwestii ekranizacji - z pewnością Tolkien przewrócił się w grobie chociaż raz - widząc co Jackson zrobił z Faramirem. To jest ewidentnie wbrew jego woli i postaci zarysowanej w książce.

Pamiętam mój zachwyt Drużyną (pierwszy raz widziałam w kinie takie tłumy! A to był pokaz chyba wręcz przedpremierowy w Walentynki i mój chłopak wykazał się przytomnością umysłu rezerwując bilety w przewidywaniu najazdu) i moje ogromne, niemal fizycznie odczuwalne rozczarowanie Dwoma Wieżami i Powrotem w wersji filmowej.

Sama opowieść mnie nie zachwyca, ale jako filolog podziwiam rozmach mitotwórczy.
Użytkownik: jolekp 14.05.2017 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tylko w w kwestii ekra... | aleutka
Z Faramirem, z Denethorem (!), z Gimlim, z wszystkimi... Ciężko będzie chyba znaleźć postać, która by w pełni oddawała ducha oryginału. Czytałam książki dopiero niedawno i oglądałam filmy praktycznie na świeżo i pamiętam jak zgrzytałam zębami, że mi się nic tam nie zgadza.
A jak Drużyna była w kinach, to byłam w jeszcze w głębokiej podstawówce i miałam swoją "imprezę" urodzinową i od brata dostałam jakiś zestaw z naklejkami, co w kinie rozdawali ;)
Użytkownik: Anna125 14.05.2017 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Z Faramirem, z Denethorem... | jolekp
Co prawda to prawda, macie rację. Wybaczyłam Jacksonowi skróty i nieścisłości za nowozelandzkie krajobrazy i jego miłość do tej opowieści. Starał się jak mógł przenieść ją na ekran.
Użytkownik: hburdon 15.05.2017 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Co prawda to prawda, maci... | Anna125
E, mnie się tam wszystko zgadzało, a i książkę czytałam wielokrotnie, i film wielokrotnie oglądałam. Tzn. np. wątek Faramira i ojca, co go od dzieciństwa mniej kochał, jest w filmie bardziej rozbudowany, ale w ogóle nie miałam poczucia, żeby taka interpretacja szła wbrew autorowi.
Użytkownik: aleutka 15.05.2017 08:45 napisał(a):
Odpowiedź na: E, mnie się tam wszystko ... | hburdon
Naprawde? Ja juz musialam bardzo dawno Wladce Pierscieni czytac i moze mi sie pokrecilo, bo w ksiazce - w odroznieniu od filmu - o ile pamietam Faramir od poczatku opiera sie pokusie i po prostu odmawia przyjecia pierscienia. To kluczowa roznica i jakby przeciwstawienie tej postawy Boromirowi. Dla mnie to bylo takie jakby dopowiedzenie ze sila czlowieka jest swiadomosc jego wlasnych slabosci, ze czasem wybor jest pokusa i trzeba sie umiec mu oprzec, trzeba odmowic. Faramir zachowuje sie zupelnie inaczej niz Boromir, i wlasnie w ich postawach jest jakby podsumowanie mozliwosci, sil i slabosci rasy ludzkiej. W filmie natomiast watek Faramira jest w zasadzie powtorzeniem bledu Boromira. Ta sama historia opowiedziana dwa razy w filmie, ktory i bez tego jest wystarczajaco dlugi. I to jest moim zdaniem bardzo wbrew intencji Tolkiena. Samo rozszerzenie pod haslem ojciec mniej go kochal jest w zasadzie w porzadku i tu rzeczywiscie nie sposob zarzucic, ze to wbrew woli Tolkiena.
Użytkownik: asia_ 15.05.2017 09:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawde? Ja juz musialam... | aleutka
Nie pokręciło ci się. W książce Faramir, przypuszczalnie dzięki dużemu wpływowi Gandalfa, był znacznie mądrzejszy od Boromira, rozumiał niebezpieczeństwo związane z Pierścieniem i potrafił oprzeć się pokusie. Film zrobił z niego kopię brata.

Mnie najbardziej zirytowało w filmie przekręcenie historii z entami. Zamiast przemyślanej decyzji o wojnie dostaliśmy początkową odmowę, a następnie błyskawiczną zmianę zdania pod wpływem szoku na widok skutków działań Sarumana. Drzewiec wyszedł na idiotę, który nie wie, co się dzieje w najbliższej okolicy, i na dodatek zachował się (wraz z wszystkimi entami) "pochopnie". Skandal!

Ale i tak myślę, że jak na objętość materiału przekłamań było mało, filmy są świetne. Żeby tak jeszcze Jackson nie zrobił farsy z "Hobbita"...
Użytkownik: Anna125 15.05.2017 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pokręciło ci się. W k... | asia_
No niestety, Hobbit był porażką. Zobaczyłam tylko pierwszą część i dałam sobie spokój.
Użytkownik: aleutka 15.05.2017 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No niestety, Hobbit był p... | Anna125
Bo trylogii Hobbita nie nalezy traktowac jako adaptacji. Ktos powiedzial, ze te filmy to jak fanfiction z poteznym budzetem. Jesli czlowiek sie tego trzyma, to ogladanie moze byc wrecz porywajace, wizualnie film jest zrobiony swietnie. Martin Freeman jest tez swietny. No i Smaug :)
Użytkownik: Neelith 15.05.2017 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo trylogii Hobbita nie n... | aleutka
W taki właśnie sposób podchodzę to tej ekranizacji. Nie zachwycam się jednak, po prostu mogę z przyjemnością oglądać. Za to filmowa trylogia "Władcy Pierścieni" jest doskonała.

A tu ciekawostka - film na ogromnym ekranie z muzyką na żywo. Ktoś się wybiera?
http://www.kawerna.pl/aktualnosci/filmy/item/16503​-wladca-pierscieni-druzyna-pierscienia-z-muzyka-na-zywo.html
Użytkownik: Anna125 15.05.2017 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: W taki właśnie sposób pod... | Neelith
Tak chciałam to potraktować i nie udało się, ponieważ zabrakło mi głębi w tle. Fanem tej fikcji nie zostałam Wizualnie świetna, majstersztyk z charaktryzacją lecz niestety dla mnie stała się zwykłą fantasy.
Podobny kłopot mam z filmem Łotr 1 (abstrahując od tego, że za Gwiezdnymi wojnami nie stoi taka trylogia jak Tolkien). Jak na razie jestem rozczarowana kontynuacją filmową (raczej międzyczasem), pomimo tego, że dostrzegam zamysł, na razie jednak jest niedopracowany - moim zdaniem, naturalnie.
Z wykreowanych światów cenię Tolkiena, Le Guin, Pratchetta, no i Sapkowskiego. Za pogłębione postaci bohaterów przez ich losy, złożoną rzeczywistość, przemyślenie najdrobniejszego szczegółu i chyba, kiedy teraz się nad tym zastanawiam humanizm.
Użytkownik: hburdon 16.05.2017 01:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak chciałam to potraktow... | Anna125
A mnie się "Łotr 1" podobał, chociaż nie wiem, czy obroniłby się jako film samonośny, czy jest tylko niezłą podpórką do głównych filmów. Sprytnie tłumaczy niektóre babole wątkowe typu "oto nasza super hiper broń, nie ma sobie równych, da się ją rozpuknąć jednym trafnym strzałem w wentylator".
Użytkownik: Anna125 16.05.2017 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się "Łotr 1" podob... | hburdon
Mnie rozczarował, może dlatego, że miałam rozdmuchane przez pozytywną krytykę oczekiwania: że prawdziwszy, nie ma happy endu, pogłębione sylwetki postaci itd
Użytkownik: hburdon 16.05.2017 01:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pokręciło ci się. W k... | asia_
"Hobbit" jest tragiczny, obejrzałam raz z poczucia obowiązku i więcej nie zamierzam do niego wracać. Ale umówmy się, książka też do wybitnych nie należy, to zupełnie nie ta klasa co LotR.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: