Dodany: 01.05.2017 22:40|Autor: dot59
Kontrrozróba dla Neelith
Gdy tylko rzuciłam okiem na temat konkursu, od razu mi przyszła do głowy jedna taka scena. A potem jeszcze inne. Ponieważ tak się szczęśliwie złożyło, że żadnej w dusiołkach nie było, zaprezentują się poniżej.
1.
Coś pchnęło go nagle z tyłu tak, że nieomal upadł. Odwrócił się poirytowany, lecz gniew rozwiał się, zastąpiony zdumieniem. Stało przed nim wielkie, krępe okropieństwo o nieokreślonym pochodzeniu i mnóstwie oczu.
- Negola dewagi wooldugger? - wybełkotało wyzywająco.
X. nigdy nie widział niczego podobnego, nie znał ani tego gatunku, ani języka. Ten bełkot mógł być wyzwaniem do walki, zaproszeniem na drinka albo oświadczynami. Pomimo swej nieświadomości domyślał się, ze sposobu, w jaki stwór chwiał się i kołysał na dolnych odnóżach, że wchłonął zbyt wiele tego, co było dla niego napojem wyskokowym. Nie wiedząc, co zrobić, spróbował uprzejmie zignorować intruza i wrócić do swego drinka. Wtedy jednak jakiś potwór – skrzyżowanie kapibary z małym pawianem - przyskoczył i stanął czy kucnął obok nietrzeźwego wielooka. Zbliżył się także niski, niechlujny mężczyzna, który przyjaźnie otoczył ramieniem posapującą masę.
- On cię nie lubi - poinformował X-a zadziwiająco głębokim głosem.
- Przykro mi - odparł chłopiec, serdecznie pragnąc znaleźć się w jakimś innym miejscu.
- Ja też cię nie lubię - kontynuował z rozbrajającą szczerością krępy mężczyzna.
- Powiedziałem, że mi przykro.
Czy to w rezultacie prowadzonej ze szczuropodobnym stworem rozmowy, czy też przedawkowania trunków, stos niesfornych gałek ocznych stawał się coraz bardziej nerwowy. Pochylił się do przodu, przewracając się niemal i rzygnął potokiem nieartykułowanego bełkotu. X czuł na sobie spojrzenia tłumu.
- Przykro... - mężczyzna skrzywił się drwiąco. Najwyraźniej także za dużo wypił. - Chcesz nas obrazić? Lepiej uważaj na siebie. Wszyscy - wskazał na swych pijanych towarzyszy - jesteśmy poszukiwani. Ja sam mam wyroki śmierci w dwunastu różnych systemach.
- Będę ostrożny - mruknął X. Człowieczek uśmiechnął się szeroko.
- Będziesz martwy.
W tym momencie szczur chrząknął głośno. Był to zapewne rodzaj sygnału ostrzegawczego, gdyż ludzie i obcy, którzy opierali się o bar, odstąpili. Wokół X-a i jego przeciwników powstała wolna przestrzeń.
Próbując ratować sytuację, chłopiec uśmiechnął się blado. Szybko jednak spoważniał, widząc, że cała trójka szykuje broń ręczną. Nie tylko nie mógł walczyć z nimi wszystkimi, ale nie miał też pojęcia, jak działa ów zestaw groźnie wyglądających aparatów.
- Ten mały nie jest wart zachodu - odezwał się spokojny głos. - X obejrzał się zdumiony. Nie słyszał, jak Y się zbliża. - Chodźcie, postawię wam...
W odpowiedzi potężny stwór zarechotał ohydnie i machnął ciężką łapą, trafiając nie spodziewającego się ciosu chłopca w skroń. X poleciał przez salę, wywracając stoły i rozbijając wielki dzban z jakąś cuchnącą cieczą. Goście rozstąpili się szerzej. Z tłumu dobiegło kilka warknięć i ostrzegawczych pomruków, gdy pijane okropieństwo wyjęło z pochwy nieprzyjemnie wyglądający pistolet i zaczęło potrząsać nim groźnie. To pchnęło do akcji neutralnego dotąd barmana.
2.
Posadził nas w ten sposób, żeby na karty książek, które nam wepchnął w ręce, padał słaby odblask dalekiego ognia. To było nie do zniesienia. Chwyciłam brudną książkę i cisnęłam na psie legowisko wołając, że nie cierpię zacnych książek. X kopnął swój tom w tym samym kierunku. Dopiero rozpoczęła się awantura.
- Panie H. - wrzeszczał nasz kapelan. - Niech no pan tu idzie! Panienka oderwała grzbiet z „Przyłbicy zbawienia”, a X przedarł pierwszą część „Szerokiego gościńca do Piekieł”. To zgroza pozwalać im na takie rzeczy! Stary pan potrafiłby wybić im to z głowy, ale już go nie ma!
H., wyrwany ze swego raju przy kominku, chwycił mnie za rękę, a X-a za kołnierz i wepchnął nas oboje do komórki za kuchnią.
3.
-Co!? - zawył J. - Ty gnido!
-Ja bym go zaraz...- rzucił któryś z prawnuków z nienawiścią.
-Spokój! - wrzasnął kościelny - to dom Pański, a nie knajpa.
Ale e. już go nie słuchał. Kruszył właśnie krzesło na maczugę. Lekarz szarpnął się w uścisku kilku silnych rąk. Niepokojący zgrzyt z tyłu utonął w ogólnym hałasie. Nawet upadek wieka trumny na podłogę przeszedł niezauważony. Dopiero gdy nieboszczyk wmieszał się do bijatyki, awantura niespodziewanie ucichła. Już tylko S. darł się na cały regulator.
-Ty! Zaraz ci gębę skuję, felczerze od siedmiu boleści!
-S., tak nie wypada, ty przecież nie żyjesz - zauważył jeden z jego prawnuków.
Były nieboszczyk zasunął go pięścią w twarz.
-Co, ty też zaczynasz? Ja ci dam, że nie żyję!
Wrodzona delikatność nakazała J. oddalić się z miejsca zajścia