Dodany: 29.04.2017 21:42|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dorastanie do nieprzeciętności


Wielkie umysły i nieprzeciętne pióra wcale nie muszą od dzieciństwa zdradzać znamion nadzwyczajnego talentu w jakiejkolwiek dziedzinie. Wystarczy zajrzeć w kajeciki kilkunastoletniego Józka Tischnera, który parę dekad później miał dołączyć do grona najwybitniejszych polskich duchownych katolickich, będąc przy tym cenionym filozofem i jedną z ikon „Solidarności”. Zwykłe, najzwyklejsze zapiski chłopca dorastającego w trudnych czasach wojny i powojennej zmiany ustroju (nawet gdyby nie zwracać uwagi na politykę – co nie było takie oczywiste, bo a to kogoś na ulicy zastrzelą, a to kolega z dnia na dzień zniknie i dopiero po jakimś czasie dochodzi wieść, że „siedzi we więzieniu i został zasądzony za łącznikostwo w NSZ na 6 lat”[1], a to koleżankę usuną ze szkoły za domalowanie niewinnej ozdóbki na portrecie Bieruta – i tak niełatwo się wtedy żyło. Wyobraźmy sobie naukę w tych kilkunastoosobowych pokojach szkolnej bursy, te piesze wędrówki między szkołą a domem na dystansie plus minus 9 kilometrów!).

Owszem, widać, że autor tych notatek jest inteligentny, że dużo czyta, że rozmyśla nad wieloma rzeczami może wnikliwiej niż rówieśnicy, ale przede wszystkim zapisuje codzienność w prosty, bezpretensjonalny sposób, często językiem bardziej niż potocznym („jasna cholera…ryję!”[2]; „mąciłem kupę”[3] – gdyby ktoś miał wątpliwości, „kupa” w tym kontekście oznacza „mnóstwo”; „aleśmy go przykitowali”[4]). Notuje, co się wydarzyło w szkole, gdzie i z kim chodził po lekcjach. Moglibyśmy się spodziewali, że już się w myśli sposobi do stanu duchownego, że jest bardziej religijny, pilniejszy w nauce i mniej niesforny niż przeciętny ówczesny nastolatek – nic podobnego! A to z kolegami idzie „na labę”[5] lub robi „hecę” („Ja walę wiadrem o łóżko, Pitek pudłem, a Zajda – nawala”[6]), a to się do lekcji nie przygotuje („przyryłem sromotnie z biologii”[7]), a to wymknie mu się złośliwość pod adresem nauczycielki („widać, że stara panna”[8]). I choć jako szesnastolatek nader krytycznie ocenia „płeć przeciwną”: „Co w niej jest godnego? Nic. (…) czy można przebaczyć, że np. dziewczyna, aby zwrócić na siebie uwagę chłopców, ubiera bransoletkę na… nogę i taka idzie przez kościół do spowiedzi? To jest prawie podłością, jest szukaniem za wszelką cenę erotycznego bytu”[9] – wcale od dziewcząt nie stroni. Basia, Zosia, Halina, Roma... zażyłość z tą ostatnią wygląda na coś poważniejszego, jeszcze niecały rok przed maturą on myśli: „może coś z nas będzie”[10], ale niebawem rozstają się, zresztą z jej inicjatywy. W klasie maturalnej zastanawia się nad swoją przyszłą karierą; z jednej strony wyraźnie go ciągnie w stronę filozofii, z drugiej stwierdza: „co mnie teraz pasjonuje, to praca literacka”[11]. Z jednej strony zadaje sobie „pytanie, co mnie trzyma przy katolicyzmie”[12], dochodząc do wniosku, że to sprawa „lektury Mauriaca (…). On mnie przyciągnął do Boga, że chcę być Jego sługą, jakim on sam jest”[13], z drugiej trzeźwo konstatuje: „nie podoba mi się kler (…) – mało w nim tych istotnych, prawdziwych wartości”[14]. I nagle, zaraz po maturze – „powołanie kapłańskie! Moment taki przychodzi na człowieka, pociąga go, zmienia i należy właśnie do tych, które w innym kierunku nastawiają semafor życia”[15].

Jak już wiemy, nastawiony w ten sposób „semafor życia” osiemnastoletniego Józka wskazał mu drogę jeśli nawet nie jedyną właściwą, to na pewno piękną i owocną. Kim byłby, gdyby zignorował ów zagadkowy moment, próżno zgadywać – można tylko stwierdzić, że uczynił wszystko, by inni, patrząc na niego i słuchając go, mogli znajdować te wartości, których on sam nie potrafił się doszukać u wielu przedstawicieli ówczesnego duchowieństwa. I choć pisanina nastolatka jest o całe światy odległa od mądrych słów, jakie lata później mogliśmy przeczytać na przykład w „Między Panem a Plebanem”, nie szkoda na nią czasu. To interesujący dokument – zarówno samego dojrzewania młodego człowieka, jak i epoki, w której jego dojrzewanie zachodziło.


---
[1] Józef Tischner, „Dziennik 1944-1949. Niewielkie pomieszanie klepek”, wyd. Znak, 2014, s. 257.
[2] Tamże, s. 59.
[3] Tamże, s. 68.
[4] Tamże, s. 94.
[5] Tamże, s. 91.
[6] Tamże, s. 74.
[7] Tamże, s. 68.
[8] Tamże, s. 131.
[9] Tamże, s. 172.
[10] Tamże, s. 270.
[11] Tamże, s. 280.
[12] Tamże, s. 289.
[13] Tamże, s. 290.
[14] Tamże.
[15] Tamże, s. 306.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1335
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Anna125 02.05.2017 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Wielkie umysły i nieprzec... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pyszna recenzja :). Wrzucę książkę do schowka lecz nie kupię, wystarczającym szaleństwem jest posiadanie dwóch stołów zawalonych książkami. Nie, to jeszcze nie jest zakupocholizm - okropny reportaż, który wczoraj wyłączyłam po pięciu minutach, na szczęście.
Przypomniała mi się anegdota tischnerowska (prawdziwa, a jakże !).
Na Podhalu panowała susza. Cała wieś - wszyscy - modlili się o deszcz. Codziennie przychodzili na wieczorną mszę. Aż minął tydzień i po piątkowym wieczornym nabożeństwie zniecierpliwieni i zaniepokojeni mieszkańcy zwrócili się z pytaniem do Tischnera:
- Dlaczego nie pada? Co mamy robić dalej?
- Jak mielibyście wiarę to wzięlibyście parasolki - odpowiedział.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: