Dodany: 10.05.2010 05:44|Autor: Anima

Książka: Aniołowie dnia powszedniego
Viewegh Michal

3 osoby polecają ten tekst.

Praski danse macabre


Po przeczytaniu powieści czeskiego pisarza Michala Viewegha "Anioły dnia powszedniego" doszłam do wniosku, że jednak nie chciałabym być aniołem. Status śmiertelnika odpowiada mi dużo bardziej. Miałam wątpliwości już wówczas, gdy kilka lat temu obejrzałam słynny film Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem". Utrzymany w stylistyce ekspresjonistycznej, ze zdjęciami zanurzonymi w popielatej sepii, z niepokojącą muzyką Nicka Cave'a – czarował smutkiem i melancholią. Anioły o wielkich skrzydłach i łagodnych oczach uwodziły moją wyobraźnię. Milczące, czuwające nad dachami Berlina, niosące pocieszenie nieszczęśliwym, samotnym, zagubionym ludziom. Mogły je widzieć jedynie dzieci – chyba w myśl przekonania, że dobrze widzi się tylko sercem, a to, co ukryte, jest niewidoczne dla oczu[1]. Wielkie posępne skrzydła jeszcze długo prześladowały mnie w snach.

Zupełnie inne odczucia wzbudziły we mnie anioły z powieści Michala Viewegha, krążące smętnie wśród zaułków Pragi. Co mnie samą zdumiało, wydały mi się bliższe niż anioły Wima Wendersa. Bardziej ludzkie niż mistyczne. Bardziej przyziemne niż wzniosłe. Jakieś takie zmęczone, bezradne, zrezygnowane. Nie tego się spodziewałam. "Powiem wprost: większość naszych misji kończy się niepowodzeniem"[2]. Myślałam, że takie słabości to domena ludzi, a tu, proszę, anioły bezradne i nieporadne. Kto by pomyślał. Mało tego. "Nasze drobne anielskie przejawy życzliwości wydają mi się trochę przypadkowe. Brakuje mi w tym jakiegoś systemu"[3] – te sceptyczne rozważania jednego z aniołów kładą się cieniem na przekonaniu, że Bóg, zwierzchnik aniołów, jest idealny. A jaki Pan, taki kram...

Jofaniel. Hahamel. Nith-Haiah. Ilmuth. Jeźdźcy apokalipsy, jak sarkastycznie wyraził się Jofaniel, mając na myśli siebie i trójkę swoich towarzyszy. Kuriozalne to anioły – nie mają skrzydeł. Ale nie trzymajmy się tak kurczowo zardzewiałych stereotypów. Nie skrzydła zdobią anioła, tak jak nie szata zdobi człowieka. "Jesteśmy tylko posłańcami. Kurierami miłości"[4]. Dodać otuchy, uczynić ostatnie chwile bardziej znośnymi, sprawić, by człowiek, patrząc w oczy śmierci, nie odchodził z poczuciem, że jego życie jest jedynie przelotnym cieniem, opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości, a nieznaczącą nic[5] – to misja, którą starają się wypełniać od kilkuset lat. Z różnym skutkiem. Anioły dnia powszedniego są ułomne tak jak ludzie. Nie potrafią udzielić sensownej odpowiedzi na pytanie trzynastoletniej Chinki umierającej na raka: dlaczego? Oto przed aniołami kolejne zadanie, tym razem w Pradze: ich podopieczni to Karel, instruktor nauki jazdy, i Zdenek, samobójca. 5 września 2006 roku to ich ostatni dzień życia... Karel na razie o tym nie wie. Jest jeszcze Estera, młoda wdowa, niepotrafiąca odnaleźć się po śmierci męża, ale ona przeżyje ten ostatni, feralny kurs Karela... Ich losy splotą się u schyłku dnia, w którym przeznaczone jest umrzeć obu mężczyznom. Poznajemy też Marię, żonę Karela, zgorzkniałą, pozbawioną energii nauczycielkę, dla której małżeństwo już dawno stało się przyzwyczajeniem, a praca rutyną. Lidkę, żonę Zdenka, która zdradziła go i odeszła od niego wraz z dwójką dzieci. I Jarmilę, matkę Zdenka, pozostawioną przez męża w dniu ślubu, która swoje zranione serce koi miłością do syna i groteskową wiarą w anioły. W skrzydlate anioły w białych, powłóczystych szatach i z aureolą wokół głowy. Będzie potrzebowała pocieszenia. Ale sprawa jest beznadziejna. Tutaj nic się nie da zrobić. Jofaniel, Hahamel, Nith-Haiah i Ilmuth już na starcie czują się pozbawieni motywacji i wiary w sukces. Ogarnia ich przerażająca dla mnie inercja. Defetyzm. Aniołowie już dawno stracili zdolność do zachwytu. "Kiedyś, dawno temu miałem pewne złudzenia co do ludzkiej mądrości, wrodzonej dobroci, ale jak tylko zacząłem rozumieć, co ludzie mówią, moją sympatię diabli wzięli. (...) Wolne od osądzania, wyrozumiałe spojrzenie na ludzkie mrowisko – to jest (...) wszystko, na co mogę się zdobyć"[6]. Aniołom dnia powszedniego daleko zatem do ideału. I to je różni od aniołów Wima Wendersa: anielskość bohaterów "Nieba nad Berlinem" jest kwintesencją doskonałości, która nie pozwala im płakać, widzieć kolorów, czuć zapachów, smaków. Jeden z nich zapragnie zostać człowiekiem, by zasmakować pełni życia i miłości, nawet za cenę utraty nieśmiertelności i wiecznej doskonałości. Nawet mimo świadomości, że życie wiąże się z bólem, cierpieniem, stratą, starzeniem się, umieraniem. "Trzeba wstąpić w kamień, w drzewo, w wodę, w szpary furty. Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przeźroczystą doskonałością"[7].

Mój profesor od fizyki, przy okazji wystawiania oceny odpytywanej osobie, zwykł żartobliwie mawiać: "Dostateczny. I obyś żył aż do samej śmierci". Wtedy, przed laty, ogromnie mnie to bawiło, teraz, po przeczytaniu książki, słowa te nabierają zupełnie innego charakteru. "W młodości mało kto przeczuwa, że życie nie jest niczym innym, jak ciągłym żegnaniem się z życiem"[8]. Książka Michala Viewegha to "story o ludziach, aniołach i umieraniu" oraz "książka o nas wszystkich, których czas został dawno odmierzony, a mimo to zachowujemy się, jakbyśmy mieli żyć wiecznie"[9]. To współczesny danse macabre, osadzony w scenerii praskich krajobrazów, z charakterystycznym architektonicznym detalem w tle: mostem. W książce mosty na Wełtawie nabierają znaczenia eschatologicznego, stają się klamrą spinającą dwie sfery: doczesną i tę, która znajduje się na drugim brzegu życia. Jeden z nich staje się mostem śmierci...

Przyznaję, że książka mnie przygnębiła. Smutni, nieszczęśliwi, pełni gniewu i zatwardziałości ludzie... Nieporadni, zrezygnowani aniołowie... I Bóg, który "utrzymuje kilka miliardów ludzi w absolutnej nieświadomości: pozwala im spokojnie robić zakupy, kłócić się z żoną, zakładać stronnictwa polityczne albo grać w bowling. Jeśli Bóg istnieje, jest litościwy; naprawdę okrutny Bóg pozwoliłby ludziom przejrzeć"[10]. Mojego zawodu nie ukoił ani rubaszny, ironiczny, a chwilami refleksyjny, anegdotyczny styl, ani bezpretensjonalna, żywa narracja, ani melanżowa, brawurowa kompozycja, ani czarny humor, którym autor obdarzył swoje anioły. I nawet słowa anioła Jofaniela nie zdołały mnie pocieszyć: "Używaj daru życia. Uśmiechów dzieci, kolorów nieba, zapachu kawy, ciepłego wiatru i dzwonienia tramwajów. Ciesz się mroźną zimą i upalnym latem. Szczęście to czas. Nie zapomnij o tym"[11].



---
[1] Słynne dictum Małego Księcia.
[2] Michal Viewegh, "Aniołowie dnia powszedniego", tłum. Jacek Illg, wyd. Prószyński i S-ka, 2009, s. 9.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Sparafrazowałam cytat z "Makbeta" Szekspira.
[6] Michal Viewegh, op. cit., s. 77.
[7] Cytat z wiersza Zbigniewa Herberta "Tylko nie anioł".
[8] Michal Viewegh, op. cit. - słowa autora zacytowane w nocie wydawcy.
[9] Michal Viewegh, op. cit., s. 90.
[10] Tamże, s. 131.
[11] Tamże, s. 126.


[recenzję opublikowałam na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7042
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: adas 15.05.2010 01:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu powieści ... | Anima
Pierwsze i jnajważniejsze primo: dziękuję za ... jakby to ująć?;) ... wpis pod Llosą. Aż mi głupio, bo zapomniałem, a potem nie miałem odwagi ani pretekstu by się odezwać.

Viewegha (tak to się odmieniowuje?) czytałem jedną rzecz ("Cudowne lata pod psem"? nie chce mi się sprawdzać tytułu), i niezbyt się podobała. Nie bardzo wiem, czemu jest tak popularny. Ale jak kiedyś jeszcze spróbuję, to chyba od tej książki. Po tej recenzji może się nawet wkrótce przełamię. Ale niczego nie obiecuję;)

Z Wendersa pamiętam powolny rytm, (ich brak) kolory i Falka w roli nie anioła z wyboru. Chyba by trzeba było odświeżyć ten film.

Fajny blog prowadzisz.
Użytkownik: Anima 15.05.2010 09:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsze i jnajważniejsze... | adas
Adas, gratulacje były zasłużone. Llosę bardzo lubię, "Szelmostw..." jeszcze nie czytałam, ale jestem pewna, że i tę powieść spotkam na swoim czytelniczym szlaku. Wendersa aplikuję sobie co jakiś czas, uwielbiam ten film. A co do Viewegha... Książkę czytałam z przyjemnością, aczkolwiek nie traktuję jej jako perełki. Jest to raczej twórczość dla koneserów takiego pisarstwa, czeskich smaczków, specyficznego ironicznego poczucia humoru. Na pewno anioły zostały "odbanialnione" z jednej strony, a z drugiej - chyba skompromitowane... :)
Użytkownik: misiak297 15.05.2010 07:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu powieści ... | Anima
Bardzo ciekawa recenzja:) A czytałaś inne książki Viewegha? Ja polecam "Wycieczkowiczów" ("Uczestników wycieczki" - tę lubię najbardziej:)
Użytkownik: Anima 15.05.2010 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa recenzja:)... | misiak297
Witaj, misiaku. :-) Innych książek Wiewegha nie czytałam, to moja pierwsze spotkanie z jego twórczością. Słyszałam różne opinie na temat jego powieści, krytyczne zwłaszcza w odniesieniu do książek "Powieść dla kobiet" czy "Powieść dla mężczyzn"; na pewno sięgnę po polecanych przez Ciebie "Wycieczkowiczów", bo mimo iż opowieść "Aniołowie..." mnie nie porwała, jest jakiś smaczek w stylu i sposobie snucia historii przez autora. Pozdrawiam. :)
Użytkownik: misiak297 15.05.2010 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, misiaku. :-) Innyc... | Anima
Może moja recenzja Cię zachęci:)
Użytkownik: Anima 15.05.2010 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Może moja recenzja Cię za... | misiak297
Zostałam zachęcona. Recenzja bardzo ciekawa - mam na myśli "Wycieczkowiczów". :) Dziękuję.
Użytkownik: misiak297 16.05.2010 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Zostałam zachęcona. Recen... | Anima
Cieszę się:)
Użytkownik: Anima 18.05.2011 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się:) | misiak297
To się chyba nazywa kontaminacja książkowych tropów. ;-) Pozdrawiam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: