Dodany: 14.04.2017 15:47|Autor: carmaniola

Czytatnik: dumki-zadumki

3 osoby polecają ten tekst.

Dopływami Parany - Juan José Saer „Śledztwo”


„(…)biały byk z rogami w kształcie półksiężyca, uprowadziwszy ją najpierw z plaży Tyru czy Sydonu, (…) udając najpierw łagodność, aby ją ośmielić, potem, kiedy już siadła na jego muskularnym grzbiecie, porwał ją i uprowadził drogą morską aż na Kretę i zgwałcił pod platanem, co skłoniło bogów do złożenia obietnicy, niespełnionej jak tyle innych, że platan nigdy nie zrzuci liści; biały byk, który sam też był bogiem, sprytnym, ukrytym i jawnym jednocześnie, ani okrutnym, ani wielkodusznym, z jedną połową swej istoty pozostającą w cieniu, a drugą w pełnym słońcu, nieuznającym prawa innego jak własne gwałtowne pragnienie…”[1].

Mit o porwaniu Europy krąży w głowie komisarza Morvana nie tylko dlatego, że pochodzi z jego ulubionej książki z dzieciństwa, którą podarował mu ojciec. Sprawca zbrodni, którego od dłuższego czasu próbuje znaleźć przypomina podstępnego boga, który najpierw zwodzi swoje ofiary ukazując im niewinną twarz a dopiero kiedy obdarzą go całkowitym zaufaniem atakuje i zabija. W dość paskudny sposób zresztą. Żeby jednak nie przesadzać z podobieństwami, wybranki mordercy nie słyną z urody i wdzięku jak tyryjska królewna – są nimi paryskie staruszki.

„W mętnym świetle zmroku, ktoś, może należałoby powiedzieć, coś, człowiek, czy cokolwiek to było, identyfikując się z ostatnimi tchnieniami dogorywającej, ludzkiej natury dnia – parę godzin później, o pierwszym brzasku, bez żadnej wyraźnej przyczyny ów dzień rozpoczynał się od nowa – wychodził polować, jeśli tak można powiedzieć, na, choć to brzmi niewiarygodnie, zważywszy na okrucieństwo, perfekcjonizm i wyszukany sposób popełniania zbrodni, na bezbronne i kruche staruszki”[2].

Krwawe i okrutne rytuały, naprzeciw bestii w ludzkiej skórze prawy i nieugięty komisarz, śledzenie tropów prowadzących do wykrycia mordercy – wszystko to, co zapewne może spodobać się wielbicielom kryminału. Ale to nie wszystko. Chwilami narrator przenosi nas do świata ze snu, który choć nie jest koszmarem potrafi przerazić niewytłumaczalnym i mglistym podobieństwem do świata rzeczywistego. Zatarta granica pomiędzy jawą i snem wzmaga niepokój, uwypukla atmosferę grozy i zasiewa wątpliwości w umyśle czytelnika. Znajdą tu coś dla siebie również miłośnicy borgesowskich manuskryptów niewiadomego pochodzenia. Co prawda tajemniczy tekst jest bardziej współczesny, bo napisany został nie wcześniej niż w 1918 roku, ale zarówno jego autorstwo, jak i treść stanowią zagadkę równie emocjonującą jak osoba sprawcy okrutnych mordów.

„Rzecz jest o wojnie trojańskiej, a miejsce akcji to równina nad Skamandrem u stóp murów oblężonego miasta, na której rozłożył się obóz Greków, jak głosi tytuł sugerujący konwencję ściśle opisową i dokumentalną. Osiemset piętnaście stron, od pierwszej do ostatniej, przebiega wyłącznie w obozie. Ani razu narrator nie przechodzi na drugą stronę murów (…). Trojańczycy są malutkimi i przypominającymi zjawy postaciami, które przechadzają się w dali po wałach obronnych, wieżach i murach i które od czasu do czasu unicestwia cicho mknąca, dokładna strzała, wypuszczona z nieokreślonego punktu na równinie”[3].

A we wszystko wmieszanych jest trzech mężczyzn. Trójka przyjaciół, dwóch starszych panów, z których jeden odwiedza Argentynę i przyjaciela po dwudziestu latach nieobecności oraz młodzieniec, znawca literatury, który ma pomóc im w rozwikłaniu zagadki tajemniczego maszynopisu. Do tego parna i duszna atmosfera końcówki argentyńskiego lata, widoczki licznych dopływów Parany i koloryt kawiarnianych ogródków.

Jak w szkatułce zamknięte są w tej powieści inne historie, które nie tylko mieszczą się jedna w drugiej, lecz także splatają się ze sobą. Mimo że każda z nich stanowi odrębną całość to pewne pojawiające się w trakcie opowieści stwierdzenia wydają się być wspólne im wszystkim. Niezwykle skomplikowana budowa zdań, która co najmniej dorównuje konstrukcjom Faulknera – długie, wielokrotnie złożone, z licznymi wtrąceniami, wymagają sporego skupienia i utrudniają śledzenie akcji.

Niewątpliwie można w tej powieści odbierać z zainteresowaniem wyłącznie warstwę fabularną, można też próbować interpretować związki pomiędzy poszczególnymi wątkami, doszukiwać się wyjaśnienia tego, co autor sądzi o zmieniającej się z upływem czasu perspektywie widzenia pewnych rzeczy i o tym jak bardzo indywidualne są wizje wywoływane obrazem tych samych słów. Niewątpliwie na brak zagadek w tej książce nie można narzekać a do czytelnika należy wybór rozwiązań. Można szukając ich błądzić jak po dopływach i kanałach Parany...


- - -
[1] Śledztwo (Saer Juan José), przeł. Nina Pluta, Universitas, 2016, s. 101.
[2] Tamże, s. 26.
[3] Tamże, s. 52-53.

Tekst także na moim blogu: http://okres-ochronny-na-czarownice.blogspot.com



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1037
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: adas 15.04.2017 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: „(…)biały byk z rogami w ... | carmaniola
Chyba rzeczywiście za bardzo Cię postraszyłem.

Chociaż to jest tak dziwna powieść, tak bardzo - powtórzę - argentyńska, że w pierwszym odczuciu rejestruje się podziw i zarazem zniechęcenie technikaliami (serio się zastanawiam, czy oni nie "produkują" najlepszych literackich "rzemieślników" na świecie, a może to tylko moje zboczenie...), potem się rejestruje, że te opowieści też są ciekawe, przynajmniej jako gra mitami/konwencjami, jeśli nie same w sobie.

Choć oboje za mało podkreślamy piękno lata Parany, bo to są momenty, które najbardziej zapadają w pamięć i aż szkoda, że sam Saer nie pociągnął tego wątku. Bym jeszcze 30 stron "przecierpiał" na te opisy, na te rozpadające się domy, wylewy kwietnych rzek (hihi, czy to też nie gra z konwencją, ale egipską, mezopotańską czy aztecką?;-), Argentynę upiększoną i nie tak europejską - tak to przynajmniej odczuwam w tych fragmencikach, ale może to właśnie czytelnik ma za zadanie uruchomić pokłady wiedzy i fantazji?

Ech!

[Oficjalne Stanowisko]

No pewnie, że przeceniam(y?) znaczenie tej książeczki, ale nie po to przedzierałem(liśmy?) się przez pokłady boomu i serii WL, by teraz tego nie czynić!!!
Użytkownik: carmaniola 16.04.2017 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba rzeczywiście za bar... | adas
Wiktoria!!! Amazońska! ;-) Zaglądałam do Sieci żeby zobaczyć to dziwo - jest na co popatrzeć. Zresztą w ogóle trochę błądziłam po mapach usiłując zlokalizować miasto, w którym przyjaciele się spotkali. Rzeka Colastine, umarły port (Onetti, Onetti, Onetti), coś na "U" zwane strumieniem, które jednak jest szersze niż Sekwana i... płócienny daszek w zielono-białe pasy!;p Opisów było dość. Nie przesadzaj, Waść. ;-) A ten moment, w którym Tomatis już, już miał zdradzić ostatnią tajemnicę zbrodni, po czym przez całą stronę zapala kubańskie cygaro... Myślałam, że go uduszę! (Dokładnie nie wiem kogo: Tomatisa czy Saera).

Appendix do Oficjalnego Stanowiska:

Niczego nie przeceniamy - doceniamy! :)

PS. Mam wrażenie, że literatura z okresu boomu działa jak narkotyk i uzależnia: nie tylko nadal sięgam po książki kolejnych (często coraz młodszych) Latynosów, to jeszcze, mimo dozy sceptycyzmu (już wtedy nie wszystko, co było tłumaczone na język polski zasługiwało na zgłębianie) zanurzam się w tę nieznaną literaturę okresu boomu. I jak na razie nie trafiłam na gniota. ;-)


Użytkownik: adas 16.04.2017 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiktoria!!! Amazońska! ;-... | carmaniola
Oj, mi się zdarzyło. Było kilka manierycznych rzeczy u nas wydanych już w latach 80. i umówmy się, te indiańskie powieści z pierwszej połowy XX wieku bywały... socrealistyczne. Oczywiście w nich są opisywane systemy w zasadzie niewolnicze, to było to wstrząsające, ale literacko średnie, a na pewno nierówne.

Cały czas mam wrażenie, że Juana Rulfo potraktowałem po łebkach, choć opowiadania mają u mnie bodaj maksa.
Użytkownik: carmaniola 16.04.2017 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, mi się zdarzyło. Było... | adas
Alenowłaśnie! Pisałam, że wtedy, znaczy w okresie boomu, nie wszystko, co było tłumaczone zasługiwało na uwagę (tzn. poznawczo może tak, ale literacko... no comments). Nie trafiłam na gniota TERAZ, znaczy w tym, co staram się chwytać na bieżąco np. w serii "Las Americas" - na razie, to, na co wpadłam jest lepsze niż wiele pozycji wydanych w latach boomu.

Do Juana Rulfo byłoby chyba dobrze wrócić - tak sobie myślę. Mam wrażenie, że kiedy oceniałam nie było jeszcze szóstek, bo powinny tam siedzieć. Ale bez zaglądania zmieniać nie będę.
Użytkownik: adas 16.04.2017 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Alenowłaśnie! Pisałam, że... | carmaniola
Aj, nie dorozumiałem. Mam cały czas "Zabite" w kolejce, ale się trochę bardzo boję tej książki.

Prywatnie czekam aż w biblio pojawi się to Nie przysyłajcie kwiatów (Solares Martín). "Czarne minuty" były godne uwagi Cztery . No i się ostatniej jesieni bardzo zmieniło w kwestii posuchy;).
Użytkownik: carmaniola 17.04.2017 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Aj, nie dorozumiałem. Mam... | adas
No i po co mi to było? Te Zabite (Ibargüengoitia Jorge) jakoś tak postanowiłam sobie odpuścić - pewnie przez tytuł; podobnie omijam kryminałopodobne ibero - serie ze strachem, z mrokiem to niekoniecznie moje klimaty. A teraz będę musiała do nich zaglądać... Dopycham piętą do schowka.;-)

Fakt, trochę się zmieniło jeśli chodzi o literaturę ibero i zaczyna się COŚ dziać. Nie tylko w serii LAS AMERICAS. Pisałam już o Tłumacząc Hannah (Wrobel Ronaldo) - ciekawe spojrzenie na Brazylię emigrantów żydowskich z okresu przed II wojną a teraz czytam dość zabawną, ale i chyba nieco obrazoburczą powieść autora meksykańskiego Diabeł Stróż (Velasco Xavier)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: