Dodany: 03.04.2017 12:17|Autor: zsiaduemleko

O bezużyteczności biżuterii


Na półkach stoją i czekają literackie nowości oraz zaległości, a ja po raz trzeci czytam powieść Jeskowa. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, co ten fakt może oznaczać i czy ta książka rzeczywiście jest tak dobra, by stale do niej wracać. Chyba sam sobie w tej kwestii nie ufam, stąd co kilka lat czuję potrzebę zweryfikowania swojej opinii na temat "Ostatniego Powiernika Pierścienia" – ponownego przekonania się czy entuzjazm, którym obdarzyłem tę powieść osiem lat temu, miał sensowne podstawy i, co ważniejsze, czy przetrwały one do dziś. Wtedy dzieło Jeskowa zadziwiająco mi się podobało, elektryzowało mnie i absorbowało, a lekturę polecałem nie tylko każdemu fanowi Tolkiena, ale również (a może przede wszystkim) każdemu, kto jego prozie nie dał się uwieść. Bo zbyt patetyczna, bo zbyt rozwleczona, rozbuchana, bo za dużo w niej czerni i bieli oraz karłów z zaniedbanymi stopami. Bo zabrakło smoków i seksu. Sam uwielbiam trylogię "Władca Pierścieni", ale z różnymi opiniami oraz argumentami na jej temat się spotykałem, więc jestem wyrozumiały i autora za wszelką cenę bronić nie będę (przynajmniej nie tu i teraz). Natomiast łatwo się domyślić, że "Ostatni Powiernik Pierścienia" nawiązuje do szeroko znanej historii Frodo Bagginsa i Wojny o Pierścień, a gdyby ktoś nadal miał wątpliwości, to powieść Jeskowa ukazała się w Polsce również pod nośnym marketingowo tytułem "Ostatni Władca Pierścienia". Preferuję trafniejszego "powiernika", gdyż choć pewien pierścień się tutaj pojawia, jest tylko i wyłącznie pierścieniem: kawałkiem stopu, niewiele znaczącym suwenirem, czyli raczej nie ma tu czym buńczucznie władać.

"– Biorę całą odpowiedzialność na siebie, Sarumanie. Historia mnie osądzi.
– Och, akurat w to nie wątpię – przecież tę historię będą pisać ci, którzy zwyciężą pod twoimi sztandarami. Istnieją wypróbowane przepisy; Mordor trzeba będzie przekształcić w Imperium Zła, które zamierza zniewolić całe Śródziemie, a tamtejsze narody w plugastwo, jeżdżące wierzchem na wilkołakach i odżywiające się ludzkim mięsem..."[1]

"Ostatni Powiernik Pierścienia" rozpoczyna się w momencie, gdy Tolkien zakończył swoją opowieść, czyli na zgliszczach wojny, w krajobrazie wyludnionego Mordoru. Sojusz ludzi i elfów zwyciężył, więc to im przypadł przywilej spisania historii tego konfliktu. Zwycięzców się nie sądzi, a ich relacji nie poddaje się krytycznemu spojrzeniu i skoro cały lud Mordoru został wybity do nogi, zapewne na to zasługiwał, bo orkowie i trolle są ohydne. Ale co, jeśli... nie? Co, jeśli obraz wroga został drastycznie zakrzywiony, wykoślawiony wręcz, by wybielić stronę zwycięską? Co, jeśli naród Mordoru wcale nie dążył do konfliktu, jeśli agresorami były elfy i ludzie Zachodu? Jeskow w swojej powieści oddaje głos stronie przegranej i napisać, że wychodzi mu to intrygująco, to nic nie napisać. Odcina się od całej baśniowej otoczki "Władcy Pierścieni", która sprawia, że trylogię można czytać również dzieciom. U niego przyczyną wojny wcale nie jest Pierścień Saurona, a naiwny wątek ratowania Śródziemia przez grupę hobbitów i ich drużynę został ostentacyjnie pominięty, rzucony w niebyt. Tutaj powody konfliktu są znacznie bardziej prozaiczne, bo to Gandalf wraz z Radą Czarodziejów zawiązuje spisek w celu zahamowania rozwoju technologicznego Mordoru. Brodatych panów przeraża myśl, że racjonalna wiedza, siła rozumu i potencjał techniki doprowadzą do zaniku magii w Śródziemiu, że postępy w metalurgii i chemii będą rozwiązaniem problemów, których do tej pory nie dało się rozwikłać bez pomocy magii. Tworzą zatem bezpodstawny obraz drapieżnego i rosnącego w przemysłową potęgę Mordoru, który pewnego dnia zechce podbić Zachód i dlatego trzeba zbrojnie rozgonić towarzystwo. A Frodo i jego pierścień? Czarujący wymysł bajkopisarza.

Inne przyczyny wojny nie zmieniają jednak jej wyniku. Tuż po rozstrzygającej bitwie na Polach Pelennoru poznajemy dwójkę głównych bohaterów: orokuena (szlachetne określenie dla orka?) Cerlega, zwiadowcę oraz Haladdina, umbarskiego lekarza polowego. Krótko: panowie uciekają przez mordorską pustynię i zupełnie przy okazji znajdują zakopanego po szyję w piasku Gondorczyka – barona Tangorna. Sam się nie zakopał, ale nie będę tutaj wchodził w niepotrzebne szczegóły. Od tej chwili bohaterów jest już trzech; pewnej nocy odwiedza ich upadły Nazgul i zleca niebezpieczną misję: należy zniszczyć Zwierciadło Galadrieli, ponieważ elfy to ZŁO i jedynym ich celem jest zniewolenie pozostałych ras Śródziemia. Panowie podwijają więc rękawy i opracowują ryzykowny plan.

Przyznaję, że "na sucho" nie brzmi to ani imponująco, ani szczególnie zachęcająco, ale gwarantuję, że jeśli zanurzyć się w szczegółach, powieść znacznie zyskuje na atrakcyjności. Rzecz jasna w lepszej sytuacji będą tutaj czytelnicy, którzy doskonale znają "Władcę Pierścieni", bo u Jeskowa wraca cała plejada postaci znanych z powieści Tolkiena. Powroty te powalają świeżością, dzięki odmiennej perspektywie mamy bowiem okazję Aragorna podziwiać w roli aroganckiego buca, a i Gandalfowi przypisać wiele mało czcigodnych cech, takich jak krótkowzroczność, bezwzględność i zachłanność. Z kolei Saruman Biały jawi się jako głos rozsądku, choć w pojedynkę jest bezsilny i nie potrafi zapobiec kolejnym wydarzeniom. Siła i jakość licznych połączeń "Ostatniego Powiernika Pierścienia" z dziełami Tolkiena to wielka zaleta, bo czyni powieść Jeskowa inną, świeżą, ale jednocześnie dobrze znaną. Autor wielokrotnie wraca do pewnych fragmentów trylogii i trochę z nich kpi (choć bez złośliwości i z szacunkiem), jakby mówiąc "nie, nie! Naprawdę to było tak...". Ukoronowaniem tego jest świetny, przepełniony aluzjami i wielokrotnym puszczaniem oka do czytelnika epilog powieści.

W żadnym razie nie pozwolę sobie stwierdzić, co lepsze: "Władca Pierścieni" czy "Ostatni Powiernik Pierścienia", bo to, moim zdaniem, pojedynek nierozstrzygalny. W zasadzie zbyt ciasne łączenie tych dzieł jest błędem, powieść Jeskowa należy traktować jako odrębny twór, bo ich jedyną wspólną cechę stanowi ogólny zarys Śródziemia oraz kilka postaci. "Ostatni Powiernik Pierścienia" ma całkowicie inny wydźwięk, pozbawiony jest patosu i zmiękczającej wszystko tolkienowskiej baśniowości – w zamian dostajemy nieco polityki, ekonomii oraz poznajemy kilka zależności między narodami Śródziemia. Wreszcie: tylko tutaj odwiedzimy Umbar, gdzie w towarzystwie barona Tangorna przeżyjemy bodaj najlepszy, szpiegowski epizod powieści. Czytałem go trzykrotnie i za każdym razem trzymał mnie za uszy, nie pozwalając się oderwać od lektury.

"Co tu kryć, okrutnie chciało mu się baby, jako że już od pięciu dni był w drodze. Zresztą po co sobie za młodu żałować? Rozejrzał się i dosłownie tuż obok, o dziesięć kroków, znalazł obiekt swych poszukiwań. Na pierwszy rzut oka dziewczę nie prezentowało się nadzwyczajnie – twarz chudziutkiej siedemnastolatki ozdabiał potężny sinożółty siniak – ale Khandyjczyk z uznaniem przyjrzał się jej sylwetce: miała na czym usiąść i czym odetchnąć! A gębę można przecież zasłonić onucą..."[2]

Gdyby się jednak uprzeć i na siłę zechcieć porównywać oba dzieła, to okaże się, że różnią się we wszystkim. Jeskow jest lekki i dynamiczny, pozbawiony poważniejszego tonu i stylu. Wymyślonym przez niego bohaterom niczego nie brakuje, a i tym Tolkienowskim udało mu się niekiedy dodać barwności. Sceny "akcji" są żywiołowe, ale czytelne i bez problemu wyświetlają się na płótnie naszej wyobraźni. Jest nawet trochę humoru i seksu – niewiele, ale w sam raz, by wzmocnić koloryt treści (niestety, smoków zabrakło). "Ostatni Powiernik Pierścienia" to doskonałe, ekscytujące uzupełnienie dzieł Tolkiena, bo choć powieść Jeskowa potrafi się obronić jako samodzielne dzieło, znajomość "Władcy Pierścieni" – nieważne, jak przez nas ocenianego – znacznie podnosi jej wartość w oczach czytelnika.

PS "Ostatni Powiernik Pierścienia" (Kirył Jeskow) składa się z dwóch tomów, ale w Polsce dostępne jest również wydanie jednotomowe – "Ostatni Władca Pierścienia" (K.J. Yeskov).


---
[1] Kirył Jeskow, "Ostatni Powiernik Pierścienia", przeł. Ewa i Eugeniusz Dębscy, wyd. Red Horse, 2007, tom I, str. 29.
[2] Tamże, tom II, str. 125.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4598
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: sowa 03.04.2017 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Na półkach stoją i czekaj... | zsiaduemleko
No nieee... jakim cudem mam to upchnąć w od-dawna-katastrofalnie-przepełnionym schowku?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: