Dodany: 07.05.2010 01:55|Autor: Jale

Jak nie należy wydawać książek


Prawdziwe kuriozum, wydane przez Oficynę Wydawniczą RYTM chyba wyłącznie po znajomości. Książka jest napisana w sposób po prostu skandaliczny. Tutaj by nie pomogła żadna redakcja - tekst należałoby spalić i napisać od nowa. I najlepiej, żeby napisał to ktoś, kto rzeczywiście potrafi posługiwać się językiem polskim.

Przede wszystkim wydawnictwo zrobiło dość kuriozalną rzecz sugerując czytelnikowi, że obcuje z powieścią anglojęzyczną. Niby wszystko ładnie, mamy autora o neutralnie brzmiącym nazwisku (Chuck Andy Norton), mamy umiarkowanie sensowny tytuł oryginalny ("The Seventh Dream"), ale sęki zaczynają się przy nazwisku tłumacza. Podano bowiem anglosaskie nazwisko - Ann Lambreth. Co więcej, copyright na tłumaczenie jest na Chicago. Manewr jest kompletnie niezrozumiały, bo trudno w ten sposób zamaskować książkę polskiego autora - w końcu 99% wydawanych w Polsce powieści jest tłumaczonych na terenie Polski, i to przez polskich tłumaczy, więc podawanie tłumacza zagranicznego jedzie na milę jakąś mistyfikacją. Stąd już tylko krok do wniosku, że książka jest w rzeczywistości napisana przez polskiego autora, który z tajemniczych powodów - najpewniej obawiając się, że nikt mu zbuka nie kupi - ukrywa się pod zagranicznie brzmiącym pseudonimem...

A jest się czego wstydzić. Generalnie akcja książki dzieje się w niezbyt odległej przyszłości. Otóż ludzkość jest na krawędzi wymarcia, bowiem po finalnym odczytaniu ludzkiego genomu opublikowano 4 lipca 2009 roku listę dat śmierci WSZYSTKICH mieszkańców Ziemi. Oczywiście chodzi o informację zawartą w DNA. Wówczas to... ludzie wpadli w panikę, zaczęli masowo popełniać samobójstwa i mordować się nawzajem (jest tutaj mowa o programie telewizyjnym "Dobij mnie!" prowadzonym przez amnestionowanych seryjnych morderców, "podczas którego widownia pomagała niezdecydowanym. Nagrodą dla uczestników były polisy na życie warte po 10 milionów dolarów"[1]), na to zaś nałożyło się działanie jakiegoś morderczego wirusa (wywód z końca powieści jest w tej kwestii wyjątkowo absurdalny, ale nie mogę go przytoczyć, bo zdradzę rozwiązanie... khem, khem, fabuły). W efekcie "Po miesiącu wymarła cała ludność Europy Zachodniej, Japonii i Ameryki Północnej. Po trzech - pozostali"[2]. Nie spytam o Tybet, Antarktydę, Grenlandię, Saharę i malutkie państewka wyspiarskie. Jak rozumiem - biedacy nie mieli szans.

W każdym razie na świecie - CAŁYM ŚWIECIE - pozostało milion osób w Londynie i milion w Sankt Petersburgu. Naturalnie wszyscy dławią się odorem gnijących ciał, walczą z plagą szczurów, dzikich gęsi (???) oraz nietoperzy (ŻE CO???). Co więcej, ci z Petersburga przekupują za OGROMNE PIENIĄDZE (a niby na co komu one?) urzędników Londynu, żeby tylko tam się dostać. Bo... eee... chyba w Londynie mieszka kasta "A" (ludzie czyści genetycznie i warci rozrodu), a w Petersburgu kasta "B" - do rozrodu nadają się tylko młode kobiety (oczywiście w Londynie również żyją jacyś "B"). Do tego dochodzi kasta "C" - żule, menele i swołocz mordowana setkami i... przerabiana na pulpę używaną do produkcji narkotyku, który ponoć przedłuża życie. Uff...

Głównym bohaterem powieści jest "Komandor Christopher Atkins, numer A677, sekcja kontrwywiadu strategicznego, Departament V Bezpieczeństwa Genetycznego" (tak, wszyscy przedstawiają się na początku NIEMAL KAŻDEJ ROZMOWY taką formułą). Nie wiadomo, co należy do jego obowiązków, generalnie jednak szlaja się tu i tam, wtykając nos w rozmaite sprawy, które teoretycznie nie powinny go interesować.

"- Komandorze - głos Frostena zdradzał zdenerwowanie. - Powinien pan... - rozmówca zawahał się.
- Tak, kapitanie?
- Musi pan to zobaczyć natychmiast! - wyrzucił z siebie Frosten.
- Ja nic nie muszę, kapitanie..."[3].

Znajduje na przykład upchnięte w tunelach londyńskiego metra 366 ciał młodych kobiet z Petersburga. Wszystkie dziewczyny zmarły o 13.47 (od połowy książki godzina się zmienia na 13.37 - chyba w sposób niezamierzony przez autora) i nie figurują w żadnym rejestrze.

Ach, co do Londynu:

"(...) wybudowano wyższe od Big Bena betonowe zapory. Nad nimi górowały drewniane wieże, ogromne jarzeniówki, baterie reflektorów i pajęczyny zasieków pod wysokim napięciem"[4].

Dlaczego drewniane? I jak górowały? Znaczy ktoś postawił je OBOK muru, który jest wyższy od Big Bena, czyli ma grubo ponad sto metrów? Ale po co? I co to są te "ogromne jarzeniówki"?

No ale cóż tam. W końcu lepiej nie dociekać, bo:

"Za drobiazgi ucinają palce lub rękę do łokcia. Za wadliwe wykonywanie poleceń traci się uszy, język lub oczy, a członek za sprzeniewierzenie się zasadom reprodukcji. Z kolei za grzebanie się w przeszłości traci się nogi po pachwinę lub oddają całe ciała do ubojni, a potem na przerób"[5].

Skoro jednak materiał genetyczny kasty "A" jest tak wartościowy, to kto by obcinał reproduktorom członki? A, przepraszam, co się ucina kobiecie w sytuacji "sprzeniewierzenia się zasadom reprodukcji"? No i czemu nigdzie na ulicach nie widać ludzi pozbawionych rozmaitych elementów? Bo powinno ich być całkiem sporo, sądząc po niektórych dialogach. Dialogach bardzo niedobrych, dodajmy.

"Kłamał, Ann Synter nie istniała.
- Co jeszcze o niej wiemy?
- Nic.
- Rozumiem - w głosie Burnsa wyczuł podejrzany ton, oficer wahał się - Czy... coś się dzieje, sir?
- Nic - Atkins reagował błyskawicznie. - A u was?"[6]

Dialogach, w których nagminnie są nadużywane wykrzykniki i znaki zapytania.

"- (...) Macie zgony jakichś "B" lub "A"?
- Sir, melduję, że nie odnotowano zgonów "A". Zdarzają się bardzo rzadko, nawet nie przypominam sobie kiedy ostatnio...
- Nikt was o to nie pyta, poruczniku! A co z resztą?!"[7]

Dialogach tak naturalnych, jak stepujący jesion.

"- Musiałam się dzisiaj oddać jakiemuś porucznikowi z Departamentu II Gospodarczego - prowokowała go. - Zaciągnął mnie do kamienicy...
- To twój obowiązek, Margot - uciął.
- Uważasz, że to w porządku; jak twoją kobietę bzyka ktoś inny?! Do cholery! - dygotała. - To cię nie rusza!
Spojrzał w lusterko. Nikt za nimi nie jechał.
- Żartowałam. Przepraszam. Właściwie to dobierał się, ale gdy mu powiedziałam, że moim reproduktorem jest oficer operacyjny Departamentu V...
- Nigdy nie wolno ci tego mówić! - wybuchnął. - Nigdy!"[8]

Tak...

"- (...) Nigdy nikomu nie oddam tego dziecka! - jej głos zaczął przechodzić w skowyt. - Prędzej je zabiję i sama się zabiję!
- Ciszej, Margot. Ciszej. Już dobrze. Przejdzie ci to.
- To nigdy nie przechodzi, jeśli ktoś jest prawdziwą kobietą, a ja nią jestem!"[9]

No cóż, bohater prowadzi sobie śledztwo, lata do Petersburga, zabija agentów (po co? Któż to wie...), demaskuje nieistniejące wydziały, a wszystko to po to, by obnażyć... podstępność Rosjan. Tak, właśnie tak. Tu może przerwę, bo ilekroć pomyślę o tej, pożal się Boże, "fabule", to mi się zwoje w mózgu prostują.

Na koniec może garść co smakowitszych cytatów narracyjnych:

"Może zatem to wszystko już się stało, w inną kwietniową niedzielę, która wydarzyła w 1997 lub 2000 roku, tyle że on, komandor Atkins, wówczas tego nie zauważył?"[10] (się zastanawiam, dlaczego w grę wchodzi tylko rok 1997 lub 2000, a 1998 i 1999 zdecydowanie odpadają...).

"Samolot kołował, omijając wyrwy w pasie"[11] (skoro kołowanie stanowiło tak poważny kłopot, to jak wyglądał start?)

"Na powykrzywianych torowiskach znieruchomiały zdezelowane tramwaje. Pijacy, meble i pryzmy śmieci zalegały większość chodników i jezdni. Z powyrywanych okiennic zwisały nadpalone szmaty i samobójcy na postronkach"[12] (jedno z cisnących się pytań - jak coś może zwisać z wyrwanej okiennicy?).

"Opancerzony transporter miażdżył gąsienicami leżących na jezdni pijaków"[13].

"Czasami jeździ tramwaj, o ile jest prąd i trzeźwy motorniczy"[14] (czy tylko mnie tu coś nie pasuje?).

"Rozwinięto produkcję formaliny, wypełniając nią sztolnie i parkowe jeziora. Trzymano w nich organy wewnętrzne, też niezbędne do produkcji. Atkins wiedział, że w Long Water pływały dwunastnice, w stawach Richmond Park - przysadki mózgowe, w Regent's Park - śledziony"[15].

Volkov "Wypadł z piątego piętra. Żadnych świadków". Za chwilę jednak - "Przesłuchałem pośpiesznie pijanego świadka. Twierdził, że Volkov chciał zostać ptakiem i fruwać i rzekomo nawet frunął, tyle, że trafił na nadjeżdżający tramwaj, który zahaczył go pantografem"[16] (bo sieć trakcyjna przeszkodą żadną nie była, jak rozumiem; poza tym - to w końcu były te tramwaje czy nie? były zwały śmieci blokujące ulice czy nie?).

Mówiąc krótko - nie dajcie się skusić, jeśli zobaczycie tę książkę na przecenie. Nawet jeśli będzie kosztowała złotówkę, będzie to zdzierstwo.



---
[1] Chuck Andy Norton, "Siódmy sen", Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2004, s. 13.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 7.
[4] Tamże, s. 9.
[5] Tamże, s. 1.1
[6] Tamże, s. 18.
[7] Tamże, s. 35.
[8] Tamże, s. 40.
[9] Tamże, s. 71.
[10] Tamże, s. 14.
[11] Tamże, s. 42.
[12] Tamże.
[13] Tamże, s. 43.
[14] Tamże, s. 46.
[15] Tamże, s. 47.
[16] Tamże, s. 113.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10331
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.05.2010 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
O rety, uśmiałam się głośno i szczerze! Perełka!!! Ale że to RYTM, specjalizujący się w literaturze historycznej, puścił takiego knota - wstyd...
Użytkownik: bogna 08.05.2010 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
Jale, medal Ci się należy za wytrwałość, że przeczytałeś TO do końca :-)
Użytkownik: Jale 08.05.2010 18:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jale, medal Ci się należy... | bogna
Nie lubię zostawiać niedoczytanych książek.

Inna sprawa, że niektórzy twierdzą, iż mam jakieś masochistyczne inklinacje (oczywiście w stosunku do książek i filmów, a nie tak ot, w ogóle). ;)
Użytkownik: alicja225 08.05.2010 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
Rzeczywiście dzielny z Ciebie czytelnik:)
Użytkownik: NoWinka152 09.05.2010 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
chyba jednak warto było przeczytać tą książkę, chociażby po to by napisać tĄ przezabawną recenzję :) wybrane cytaty wprost powalają z nóg! W pewien sposób nawet zainteresowałeś mnie tą pozycją... jak jednak będzie gdzieś za złocisza to może się skuszę :)
PS wiesz to jednak jest jakaś nadzieja, skoro wydają takie gnioty, to może i mi się kiedyś coś uda wydać ;P
Użytkownik: Astral 25.11.2012 12:50 napisał(a):
Odpowiedź na: chyba jednak warto było p... | NoWinka152
Gnioty wydawane są po znajomości. Własne rzeczy wydaje się własnym nakładem. Tylko trzeba uważać na haki (drobnym drukiem). Po po dwóch, trzech latach, jeśli nakład 200-300 egzemplarzy się nie sprzedał, niektórzy wydawcy każą sobie za to solidnie płacić. Notabene każą sobie płacić za opracowanie redakcyjne, techniczne i inne rzeczy z notą reklamową włącznie, tyle że jak się bierze taką książkę do ręki, to przeważnie wkładu wydawnictwa nie widać...
A przecież w dobie print-on-demand w ogóle nie trzeba niczego drukować! Drukuje się np. 1 egz. dopiero na konkretne zamówienie kupującego. No ale to chyba nie u nas... jak zwykle.
Użytkownik: Astral 25.11.2012 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
Spragnionym urozmaicania sobie dobrych lektur książkami do śmiechu polecam Edwarda Wiekierę (wszystko, może łącznie z aforyzmami - jeśli są jego - i poezją), Edwarda Guziakiewicza (wszystko) czy Jerzego Jesionowskiego (praktycznie cała fantastyka - oprócz "Z drugiej strony nieba", zwłaszcza "Prokurator Pana Boga" - odmówiłem mu kiedyś wydania TEGO, podobnie jak Lucynie Penciak sequela "Neuronów zbrodni" i Walczakowi DWUKROTNIE - notabene pierwsza wersja pobiła chyba wszystkie rekordy!). Nie znam "Superagenta Tambora" Jesionowskiego, bo to nie fantastyka, więc nie szukałem, ale pewnie kryminał i też pewnie okropny. "Golkonda" Tadeusza Podwysockiego to prawdziwy rarytas, podobnie (notabene sporo wspólnych elementów) jak wspomniana wyżej "Nim zaśnie Ziemia" Walczaka Grzegorza (aż się proszą, żeby pisać w kolejności urzędowej :))
Użytkownik: Astral 25.11.2012 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
Taką listę można by wydłużać a wydłużać, ale z pewnością powinien się na niej znaleźć Adam Hollanek (różne rzeczy, proza współczesna, poezje pt. "Pokuty", a zwłaszcza fantastyka, choćby "Jeszcze trochę pożyć", "Kochać bez skóry", "Zbrodnia wielkiego człowieka czy "Olśnienie". Godzi się jeszcze wymienić "Rozłączył was na zawsze" - długie opowiadanie kryminalne i sf, wydane pod pseudonimem Janina Martyn w Iskrowskiej serii zeszytowej "Ewa wzywa 07"). Jest w czym "pobuszować", jako że był to tfurca dosyć płodny...
Użytkownik: carmaniola 18.03.2013 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdziwe kuriozum, wydan... | Jale
A nie bałeś się, że po tym tekście utną Ci to i owo?! Ja bym się bała! ;-))
Użytkownik: Jale 19.03.2013 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie bałeś się, że po ty... | carmaniola
Niekiedy rzeczywiście aż strach, tak tekstu bronią klakierzy, jak i sam autor. Ale tutaj to - za przeproszeniem - jakiś literacki margines na szczęście. ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: