Dodany: 27.03.2017 16:19|Autor: zsiaduemleko

O śliwie, bambusie i sośnie


No i już. Nie do końca chciałem przeczytać "Kronikę ptaka nakręcacza", jednak pod wpływem chwili pożyczyłem egzemplarz od siostry. Decyzja nie całkiem przemyślana i musiałem ponieść konsekwencje. Powiecie, że trzeba było oddać książkę nieprzeczytaną i zapomnieć, ale to nie tak. Bo ostatecznie dostrzegłem w tej powieści okazję do definitywnego rozwiązania mojej "kwestii Murakamiego". Sam pisarz może uważać się za wielkiego szczęściarza – obdarowałem go wyjątkowo wieloma szansami, a zwykle tego nie robię. Spryciarz trochę mnie zwiódł udanym (głównie za sprawą niezapomnianej Midori) "Norwegian Wood", ale przed "Kroniką..." miał nóż na gardle, gdyż zamierzałem być bezlitośnie krytycznym czytelnikiem. Teraz mogę już ogłosić koniec pojedynku, w którym Murakami przegrał sam ze sobą w stosunku 1:3. Bo omawiana powieść, choć oczywiście ma swoje momenty, w gruncie rzeczy jest co najwyżej ledwo ponadprzeciętna. I nie zamierzam się tutaj narażać milionom fanów pisarza, ale już mnie zmęczyło czytanie o perypetiach bohaterów z tak samo skonstruowaną osobowością. Zmęczył mnie autyzm męskich postaci i podejmowanych przez nich działań. Wreszcie zmęczyły mnie eksploatowane do znudzenia patenty z czymś w rodzaju równoległych, alternatywnych światów i autorski brak pomysłu na ich wykorzystanie. Wszystkie powieści Japończyka zaczęły niebezpiecznie zlewać się w mojej głowie w jedną pozbawioną charakteru całość i zmęczyły mnie próby ich rozróżnienia. Ustalmy coś: przy lekturze niektórych autorów wręcz wypada się zmęczyć i nawet spocić, ale kiedy dzieje się tak przy uznawanym za lekkiego i przystępnego pisarza Murakamim, wiesz już, że robisz coś źle.

Tym razem główny bohater to niejaki Toru Okada. Niejaki i nijaki zarazem. Toru jest bezrobotny, gdyż uznał, iż wcale nie lubi swojej pracy, więc z niej zrezygnował, a teraz udaje, że szuka nowej. Mieszka z żoną Kumiko, która zupełnie nie wywiera na nim presji, by znalazł nowe zajęcie, za to potrafi mu zrobić awanturę, że kupił niebieskie chusteczki higieniczne i papier toaletowy ze wzorem w kwiatki. Bo ona ich nie toleruje. Weź tu bądź mądry i ją zrozum. Powszechny dzień uzależnionego od cytrynowych dropsów Toru wypełniony jest ekscytującymi aktywnościami: robi on pranie, prasuje, przygotowuje kolację, parzy kawę, odbiera telefony, szuka zaginionego kota, drzemie, miewa erotyczne sny i przy okazji traci poczucie rzeczywistości, bo po przebudzeniu musi zmieniać bieliznę. I w sumie jak na takiego nieudacznika otacza go wyjątkowo dużo kobiet – zarówno ekscentrycznych, subtelnych, jak nieletnich. Inna sprawa, że po kolei je traci, bo czego oczekiwać po kimś, kto mówi "zachciało mi się siusiu", niczym stuprocentowy samiec alfa. Toru dochodzi w końcu do takiego momentu w życiu, że nie ma już nic do stracenia, więc spuszcza się... po linie do wyschniętej studni, siada na dnie i siedzi. Myśli nad tym, jak bardzo bezbarwne jest jego życie. Co kto lubi.

"– A nie ma pan jakiegoś przezwiska, panie Toru Okada? Czegoś prostszego?
Zastanowiłem się nad tym, lecz żadne przezwisko nie przyszło mi do głowy. Nigdy w życiu nie miałem przezwiska. Ciekawe dlaczego. Powiedziałem, że nie mam.
– Na przykład Miś albo Żaba?
– Nie.
– O rany – powiedziała. – Niech pan coś wymyśli.
– Ptak Nakręcacz.
– Ptak Nakręcacz? – patrzyła na mnie z otwartymi ustami. – Co to?
– Ptak, który nakręca sprężynę – powiedziałem. – Codziennie rano nakręca na drzewie sprężynę świata. »Khrr«"[1].

Kolejne wydarzenia są coraz mniej rzeczywiste, a Murakami każe swoim postaciom podejmować mało racjonalne decyzje. Wiele wątków pojawia się tak, jakby wyskoczyły z rękawa magika i wydaje się, że nie mają ze sobą większego związku. Autor później co prawda stara się je jakoś niezdarnie połączyć, głównie za pomocą umieszczania w nich wspólnych przedmiotów, ale wrażenia, iż są one nieprzemyślane, nie udaje się zamazać. Pewnie – czytelnik podczas lektury usilnie zastanawia się, co może oznaczać jakiś po raz kolejny pojawiający się akcent, jednak Murakami w żadnym momencie nie wynagradza jego dociekliwości wyjaśnieniem kwestii. "Kronika ptaka nakręcacza" to naprawdę dziwna powieść i dziwne jest tutaj prawie wszystko: zachowanie bohaterów, ich dziecinnie śmieszne pseudonimy niczym z baśni braci Grimm (ale kot, dla odmiany, nosi imię i nazwisko), nawet metoda prostytuowania się jest dziwna. Powieść dziwnie nierzeczywista, choć z akcją mającą miejsce w nudnej, codziennej i rutynowej rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, że parę elementów tej historii zgrabnie nawiązuje do japońskich (i nie tylko) wierzeń, jak choćby symbolika wody oraz wyschniętej studni, ale to wszystko jest jakieś mało ekscytujące i podane w przerażająco mdły sposób.

Żeby nie było, że tylko jojczę, wypada, bym wymienił kilka zalet "Kroniki ptaka nakręcacza", bo – wbrew pozorom – one istnieją. Niewiele i krótko, ale zawsze coś. Wszystkie wspomnienia pewnego porucznika dotyczące okresu wojennego są zaskakująco żywe, choć i im brakuje często logiki, a ich rozwiązania potrafią nawet zaskoczyć. Poza tym każde pojawienie się na scenie May Kasahary to niewątpliwy plus. Rezolutna nastolatka i jej rozmowy z Toru stanowią bodaj jedyne momenty, gdy w treść wkrada się przebojowa, pozytywna energia. I co z tego, że wiele cech dziewczyny przypomina mi Midori – wzór jest jak najbardziej słuszny, bo czytelnik tylko na tym zyskuje. Właśnie May wyciąga tę powieść ponad horyzont przeciętności, ale to mimo wszystko postać drugoplanowa i sama całości nie udźwignie.

"Po zakończeniu zakupów postanowiłem zjeść lunch w restauracji, którą zauważyłem po drodze. Kelnerka wyglądała strasznie nieprzyjemnie i była w złym humorze. Myślałem, że znam się na nieprzyjemnie wyglądających kelnerkach w złym humorze, lecz po raz pierwszy widziałem tak nieprzyjemnie wyglądającą kelnerkę w złym humorze"[2].

To moje ostatnie podejście do Murakamiego i nie będę tęsknił. Spędziliśmy wspólnie parę udanych chwil, ale nie jestem przekonany, czy było dla nich warto przebijać się głową przez te wszystkie mury nudy i irytacji. Bo "Kronika ptaka nakręcacza" w pewnym momencie zaczęła mnie już wręcz irytować – jest o 1/3 za długa, niepotrzebnie rozciągnięta zbędnymi wątkami i usypiającym stylem autora, w którym najbardziej drażni chyba mania ciągłych powtórzeń (patrz: cytat), a także wielokrotne informowanie, iż "ptak nakręcacz nakręca sprężynę świata" – tak, wiem! I nie mówcie mi, że to taka specyfika stylu, bo to drażniąca specyfika, a Japończyk chwilami brzmi jak upośledzony gimnazjalista w swoim pierwszym samodzielnie napisanym wypracowaniu. Co prawda końcowym fragmentom powieści (wspólnie z wcześniej wymienionymi zaletami) udaje się nieco przypudrować obraz całości i zapobiec uczuciu straty czasu poświęconego lekturze, ale to zdecydowanie zbyt mało. Zostawiam Murakamiego fanom, weźcie go sobie, choć jego "Norwegian Wood" zachowam na półce i nawet polecę. W ramach wyjątku.


---
[1] Haruki Murakami, "Kronika ptaka nakręcacza", tłum. Anna Zielińska-Elliott, wyd. Muza, 2010, str. 67.
[2] Tamże, str. 316.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5153
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: sowa 27.03.2017 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Miałam bliżej niesprecyzowany zamiar zajrzeć kiedyś do tej powieści ze względu na intrygujący tytuł, dzięki, że zaoszczędziłeś mi fatygi :-).
Użytkownik: zsiaduemleko 27.03.2017 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałam bliżej niesprecyzo... | sowa
Ależ zawsze służę pomocą. Jeśli jeszcze masz jakąś lekturę, której nie jesteś pewna, to daj znać, przeczytam ją za Ciebie i zdam relację, czy warto.
Użytkownik: sowa 27.03.2017 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ zawsze służę pomocą.... | zsiaduemleko
Nieocenionyś!
Użytkownik: hburdon 27.03.2017 23:56 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Miałam bardzo zbliżone odczucia, może nie aż tak negatywne, ale też uznałam po tej książce, że mogę już przestać czytać Murakamiego, bo raczej się nie zaprzyjaźnimy.
Użytkownik: zsiaduemleko 28.03.2017 09:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałam bardzo zbliżone od... | hburdon
No tak, może rzeczywiście nie było aż tak źle, bo w końcu przeczytałem Nakręcacza do końca, a to już coś. Mocno negatywny wydźwięk tego wpisu wynika chyba z jakiegoś (kolejnego już) rozczarowania Murakamim, tej złości, że wszystko brzmi tak znajomo i powtarzalnie. Wynika też z własnej naiwności i zaparcia, by kolejny raz dać Japończykowi szansę, choć miałem przeczucie graniczące z pewnością, że jej nie wykorzysta. No nie dla mnie ten pisarz, nie dla mnie.
Użytkownik: miłośniczka 28.03.2017 09:59 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Podoba mi się Twoja recenzja. Odbyłam kilka rozmów o Murakamim i już zaczynałam mieć wrażenie, że ja po prostu czegoś nie kumam.

Po raz pierwszy zetknęłam się z Murakamim w tomie Wszystkie boże dzieci tańczą (Murakami Haruki) - pamiętam tylko faceta, który przez pół opowiadania tańczył i wielką żabę, która odwiedzała w szpitalu kolesia, który ucierpiał podczas trzęsienia ziemi. Żaba miała zbawić świat czy coś w ten deseń. WTF?! Bardzo żałowałam, że kupiłam tę książkę. No i, jak na pierwsze spotkanie, kiepsko. Potem przeczytałam Po zmierzchu (Murakami Haruki) - no też zafascynowana książką nie jestem, zmęczyła mnie, kompletnie jej nie rozumiem, szczerze mówiąc. I najlepsze jest to, że oceniłam ją na 4, ale teraz już wcale nie pamiętam, jakie to plusy tak bardzo zawyżyły ocenę. Pamiętam tylko, że były. W końcu w ramach przygotowań do kolejnego spotkania Klubu z Kawą nad Książką sięgnęłam po Na południe od granicy, na zachód od słońca (Murakami Haruki) - i tu muszę przyznać, że naprawdę mi się spodobało, choć widzę wieeeeeele niedociągnięć i braku pomysłów na rozwiązania fabularne. To jest jedyna na razie książka Japończyka, którą mogę z czystym sumieniem polecić, acz z zastrzeżeniem, że szukać w niej sensu próżno, no i ambitna literatura, IMHO, to to jednak nie jest. Poleciłam ją zresztą jednej koleżance i dostałam kilka dni temu wiadomość o treści mniej więcej: "Ja jednak za głupia jestem, bo nie zrozumiałam". Sama chyba lepiej nie mogłabym podsumować moich przygód z twórczością Murakamiego. ;-)

Nie wiem, czy czytać więcej jego książek, kilka mam wciąż w schowku. Prawdopodobnie będą tam długo czekać na swoją kolej, bo póki co, nie spieszy mi się do niego. To jak spotkanie z człowiekiem, z którym kawę można wypić i jest nawet przyjemnie, ale potem, gdy myślisz, czy to powtórzyć, pojawia się od razu odpowiedź: "eee, lepiej się zdrzemnę".

Na szczęście nic poza "Wszystkie boże dzieci tańczą" nie kupiłam. Nawet oddać komuś będzie mi trudno, bo mam po rosyjsku. Aaa, zapomniałam dodać, że obejrzałam również film nakręcony na podstawie głównego opowiadania. Jest zły. O mój Boże, jak bardzo zły. Nie polecam.
Użytkownik: hburdon 28.03.2017 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Podoba mi się Twoja recen... | miłośniczka
Jedno jest pewne, raczej nie jest to problem z tłumaczeniem, skoro ty go czytałaś po rosyjsku, ja po angielsku, Zsiadue (zgaduję) po polsku, a wrażenia mamy identyczne!

Niemniej w moim klubie książkowym są dwie osoby, które Murakamiego uwielbiają i czytają wszystkie jego książki, więc raczej nie jest to też spisek wydawców i marketingowców. Po prostu jedna z wielkich, niewyjaśnionych tajemnic literatury.
Użytkownik: sowa 28.03.2017 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedno jest pewne, raczej ... | hburdon
A może to właśnie jest problem z tłumaczeniem? Może on w każdym przekładzie jest męczący i nudny, a w oryginale olśniewający? (Pewnie, że żartuję).
Użytkownik: miłośniczka 29.03.2017 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedno jest pewne, raczej ... | hburdon
Och, w moim Klubie z Kawą nad Książką jest dziewczyna, która dość często wysuwa propozycję lektury właśnie Murakamiego (to zresztą za jej sprawą przeczytałam "Na południe od granicy, na zachód od słońca"). Na szczęście programik losujący jest łaskawy i wskazuje inne tytuły. ;P
Użytkownik: carmaniola 28.03.2017 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Ubawiłam się. Naprawdę. ;-) Całe szczęście, dla mnie to była pierwsza powieść Murakamiego, którą przeczytałam i, w przeciwieństwie do Ciebie, która mnie zachwyciła. Za to moje kolejne spotkania z prozą Japończyka przywiodły mnie do podobnych wniosków i również nie zamierzam sięgać po jego kolejne utwory.
Użytkownik: zsiaduemleko 28.03.2017 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ubawiłam się. Naprawdę. ;... | carmaniola
Oczywiście, z pierwszą powieścią danego autora jest jak z pierwszą randką - rządzi się swoimi prawami i wiele można wybaczyć. Pomijając elementy stresu, to wszystko wydaje się takie nowe, ciekawe, może nawet fascynujące. Ona/on opowiada o sobie, poznajecie się, śmieszkujecie, jesteście dobrej myśli. Ale kiedy on/ona na drugiej, trzeciej i każdej kolejnej randce zaczyna opowiadać te same historie, a jego charkanie i plucie okazuje się nie jednorazowym żartem, lecz natręctwem, to odbiór całości się jakoś zmienia. No, ale trzeba się poświęcić i pójść na kolejną randkę/ przeczytać kolejną książkę, by to potwierdzić. Ciężkie jest życie.
Użytkownik: carmaniola 28.03.2017 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, z pierwszą po... | zsiaduemleko
Oj, to,to! Ciężki jest żywot randkowicza i... czytelnika też. ;-)
Użytkownik: miłośniczka 29.03.2017 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, z pierwszą po... | zsiaduemleko
Jakież cudowne porównanie! :D
Użytkownik: hburdon 29.03.2017 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakież cudowne porównanie... | miłośniczka
Sprawdza się ono jednak wyłącznie przy założeniu poliamorycznej natury związku. No, chyba że po znalezieniu ulubionego autora gotowi jesteśmy na zawsze już wyrzec się lektury innych?
Użytkownik: Czajka 29.03.2017 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawdza się ono jednak w... | hburdon
Czasem jesteśmy blisko. Ja prawie jestem gotowa właściwie, tylko ulubionych mam kilku. :)
W sumie, gdyby spojrzeć na to szerzej, to biorąc pod uwagę, jak okropnie wielu pisarzy nie czytamy (i ilu nie przeczytamy), ta niewielka garstka czytanych jest jak jeden. :)
Użytkownik: hburdon 29.03.2017 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem jesteśmy blisko. J... | Czajka
Tą erystyką, Czajko, próbujesz ukryć fakt, że masz na półkach harem.
Użytkownik: Czajka 28.03.2017 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Kronikę czytałam, nie podobała mi się, ale w przeciwieństwie do Ciebie, nie dałam się skusić już na żadną jego powieść, chociaż walczyły dzielnie reklamą.
Za to niedawno przeczytałam jego niepowieść - "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" - i to jest dobre. Jest dobre przede wszystkim dlatego, że Murakami tu niczego nie udaje. Po prostu biegnie i potem o tym mówi. Jest autentyczny, prosty i nie wydumany. Szczerze polecam nawet niebiegaczom (takim jak ja).
:)
Użytkownik: sowa 28.03.2017 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Kronikę czytałam, nie pod... | Czajka
W tym niebiegaczom nielubiącym Murakamiego?
Użytkownik: Czajka 29.03.2017 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: W tym niebiegaczom nielub... | sowa
Oczywiście. Niebiegacz się potem czuje jak biegacz (co jest miłe, a nie ma skutków ubocznych w postaci zadyszki) dalej nielubiący Murakamiego (co w niczym nie przeszkadza, bo jest tylu fajnych pisarzy do lubienia).
Użytkownik: bobogumizelka 02.04.2017 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Święta racja! Kiedy ja czytam książki Murakamiego zauważam te same wady... tylko mnie one nie przeszkadzają aż tak bardzo i sięgam po niego bardzo chętnie. A raczej sięgałam, bo po przeczytaniu kilku różnych powieści ja również zauważam skłonności do autoplagiatu i już po prostu nie chce mi się czytać po raz kolejny tej samej historii.

Mimo wszystko Po zmierzchu (Murakami Haruki) i Wszystkie boże dzieci tańczą (Murakami Haruki) poleciłabym bez wahania.
Użytkownik: Kuba Grom 06.04.2017 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No i już. Nie do końca ch... | zsiaduemleko
Aż mi się przypomniała recenzja Mazalovej...

Ja z Murakamiego przeczytałem "Kafkę nad morzem" i czytanie wyglądało tak - czytało się dobrze i myślałem sobie, o jaka fajna książka japońskiego pisarza, nie znam japońskich pisarzy. A potem minęło trochę czasu i zorientowałem się, że nie pamiętam o czym była. To znaczy, pamiętałem sytuację wyjściową i niektóre wątki potem, ale nie do czego ta fabuła zmierzała.
Użytkownik: beatrixCenci 06.04.2017 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż mi się przypomniała re... | Kuba Grom
Pewnie dlatego, że do niczego nie zmierzała, poza, być może, symbolicznym wyjściem z depresji bohatera.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: