Dodany: 22.03.2017 02:04|Autor: Marychetka

W domu najlepiej... czyli opowieść o przeznaczeniu


„(…) dwóch mężczyzn zainteresowało się, co tu robię, i ten drugi – na oko trzydziestopięcioletni, dobrze mówiący po angielsku – obejrzał zdjęcia, kazał mi zaczekać, a potem poszedł dokądś ulicą. Nie miałem zbyt wiele czasu, żeby się zastanowić, co się dzieje. Ciekawscy już zaczęli zbierać się wokół nas zaintrygowani obecnością cudzoziemca na ulicach nigdy nieodwiedzanych przez turystów.
Po kilku minutach mężczyzna wrócił i wypowiedział pamiętne słowa:
– Chodź. Zaprowadzę cię do matki”*.


Jak się czuje pięciolatek, który zgubił drogę do domu? Saroo, mały Hindus, który wraz ze starszym bratem udał się na wyprawę do sąsiedniego miasteczka, odczuł to na własnej skórze. Pozostawiony na dworcu z nakazem czekania na nastoletniego brata załatwiającego swoje interesy (zapewne mające na celu zorganizowanie żywności lub pieniędzy), usnął na ławce na peronie. Obudziwszy się w środku nocy, zdezorientowany, pozbawiony opieki, wsiadł do stojącego przy peronie pociągu z nadzieją, że wróci nim do rodzinnej miejscowości. Oczywiście – było wręcz odwrotnie: skład jechał do oddalonej o 1600 kilometrów Kalkuty. Samotny pięciolatek w latach 80. w mieście podziałów klasowych i wszechobecnej biedy? To nie mogło skończyć się dobrze… A jednak.

Opowieść Saroo, spisana w 2010 roku, jest rekonstrukcją jego losów z punktu widzenia trzydziestokilkulatka adoptowanego jako dziecko przez małżeństwo z Australii. Mieszkając przez większość życia na Tasmanii, Brierley czuje się Australijczykiem, jednakże cały czas nie daje mu spokoju świadomość istnienia utraconej rodziny. Mimo miłości, jaką darzy adopcyjnych rodziców, postanawia odnaleźć swoje korzenie w dalekich, opuszczonych przed laty Indiach. To jednak niełatwe: za pomoc służą mu jedynie zamglone wspomnienia z dzieciństwa, na których podstawie indyjskie służby i ośrodek adopcyjny nie mogą natrafić ani na miejscowość, z której mógłby pochodzić, ani tym bardziej na jego krewnych. Z pomocą przychodzą mu dopiero… najnowsze technologie: Google Earth i Facebook.

Wzruszają opisy podróży dorosłego już Saroo do Indii i jego spotkania z biologiczną rodziną; przejmująca jest zwłaszcza niezachwiana pewność Kamli, matki chłopca, w to, że syn żyje i z pewnością kiedyś powróci (z tego powodu nie godziła się na przeprowadzkę do dość dobrze, jak na indyjskie warunki, sytuowanej córki, tłumacząc, iż musi pozostać w miejscu dotychczasowego zamieszkania, gdyż inaczej Saroo po powrocie nie będzie mógł jej odnaleźć). Znamienny tutaj jest brak dysonansu tożsamościowego Brierleya: przez cały czas twierdzi on, że czuje się Australijczykiem – po prostu ma dwie rodziny. Odnalezienie biologicznej matki nie zmienia niczego w jego podejściu do adopcyjnych rodziców: przez cały czas podkreśla swoją miłość do nich i wdzięczność za to, że zdecydowali się go przyjąć do swojej rodziny. Rzeczywiście: gdyby nie dobroć wielu osób, które spotkał na swojej drodze jako dziecko, zapewne nie udałoby mu się – samotnemu pięciolatkowi pozostawionemu na ulicach Kalkuty – przetrwać.

Zdumiewające są nici przeznaczenia, które wyznaczały losy bohatera. Jednakże Saroo (w hindi Śeru oznacza to: „lew”, „walczący”) całą swoją historią pokazuje, że pewność i wiara w rzeczy pozornie niemożliwe sprawiają, iż możemy osiągnąć wszystko. Nawet jeżeli jesty to oddalone o 10 tysięcy kilometrów.

Na podstawie książki „Lion. Droga do domu” powstała ekranizacja o takim samym tytule, z rewelacyjną rolą Deva Patela, znanego ze „Slumdoga. Milionera z ulicy”. Film otrzymał 6 nominacji do Oscara, i warto go – oczywiście po przeczytaniu książki – zobaczyć. Ta historia rzeczywiście jest tak niewiarygodna, że wręcz prosiła się o ekranizację.


---
* Saroo Brierley, „Lion. Droga do domu”, przeł. Małgorzata Kafel, wyd. Znak Literanova, 2016, s. 184


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 828
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: