Dodany: 06.02.2005 13:07|Autor: Bozena

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Spowiedź szaleńca
Strindberg August

2 osoby polecają ten tekst.

Miał nadzieję...


„Miał nadzieję pośród przeciwności” – oto, godna uwagi, moim zdaniem - dewiza Augusta Strindberga. Czy w „Spowiedzi szaleńca” widoczna jest ona, czy jeszcze nie, i czy opisany tutaj przez autora pewien etap jego życia mógł dać powody – jeśli istniała wcześniej - do odrzucenia jej? - odpowiedzą sobie na to pytanie – zaznajomiwszy się z lekturą - co najmniej dwie kategorie czytelników:
- ci, którzy nie wiedzą jeszcze nic o samym twórcy i o jego dziełach, jak również
- ci, których mocno zaintrygowała złożona osobowość pisarza - „urodzonego dramaturga” - po przeczytaniu choćby jednego jego opowiadania czy dramatu.

Obie te grupy Czytelników, jeśli podejmą lekturę, zapewne uczynią to bez uprzedzeń i bez powtarzania za kimś tam: „...to wariat, więc na cóż jego myślom poświęcać czas?” Polecam tę książkę właśnie im.

Ugruntowani wielbiciele, jak i przeciwnicy twórczości autora - przeczuwam - mają już za sobą „Spowiedź szaleńca”, a także wyrobiony własny pogląd co do wartości pozostałych jego dzieł, i ocenili już - chociażby w myślach - jego postawę życiową.

Po autobiograficzną powieść „Spowiedź szaleńca” sięgnęłam niemal zaraz po przeczytaniu opowiadań Augusta Strindberga. Czas liczony od tego momentu przesunął się znacznie, ale...

Opowiadania poruszyły mnie niesamowicie, i to nie tylko ładunkiem myślowym, lecz również stylem i elegancją języka literackiego bez zbędnego przerysowania, zatem przyjemnego w odbiorze. Wyzwoliła się we mnie chęć poznania troszeczkę człowieka, który zaprezentował w opowiadaniach kunszt władania piórem, spod którego wyłaniały się myśli bogate w wiedzę: psychologiczną, społeczną, przyrodniczą, historyczną, a także polityczną. Nie można w tym miejscu pominąć malarstwa i muzyki oraz... okultyzmu. Dużo. Do tego jeszcze - autor jawił mi się jako niebywały esteta, wydelikacony, zachłanny na piękno we wszystkich jego przejawach. Bardzo ciekawił mnie grunt, z którego wyrósł ten pisarz.

W „Spowiedzi szaleńca” odnalazłam – z zewnątrz rzecz ujmując - jedynie „odcinek” z życia pisarza. Za to niezwykle ważny, a przefiltrowany do wewnątrz - mający istotny wpływ na dalszą twórczość autora.

Nie wiadomo - tak myślę - czy bez przeżyć, jakich doświadczył A. Strindberg właśnie na odcinku drogi opisanym w „Spowiedzi szaleńca” (namiętności), on sam byłby tym, kim był... Tu odsłania kulisy z życia małżeńskiego. Zrzuca „zbędne dekoracje”, właściwie – na początek sam przed sobą, z zamiarem „oczyszczenia duszy” - na podobieństwo „umycia ciała przed złożeniem do grobu”. I zapewnia, że wyznania nie są obroną, bowiem nie zrobił nic, przed czym lub przed kim miałby się bronić. Czyni to jakoś tak, że... wzbudza moją sympatię.

A przecież - najzwyklejszą rzeczą w świecie jest fakt, że jednostka ludzka ma tendencje do „egoistycznego subiektywizmu”, który tu - w powieści - przebija. Piszę "przebija", bo dostrzegalny jest wysiłek dystansowania się „opowiadającego”, co miało przynieść w efekcie obiektywny osąd. Nie szczędził ani żony, ani siebie. I wcale nie odniosłam wrażenia, czytając powieść, że A. Strindberg był (jest) „wariatem”, jak mówiła (?) jego żona, a nawet osoby z bliskiego otoczenia artysty, a nadto, jak sugeruje tytuł powieści.

W późniejszym czasie dowiedziałam się, że tej granicy nigdy nie przekroczył, był może nawet blisko niej, lecz za każdym razem - poza jednym wypadkiem - z depresji wychodził o własnych siłach.

„Wielkie dzieła rodzą się z namiętności”. A namiętności – jak wiemy - jednych, drudzy – niekiedy niesłusznie - nazywają szaleństwami.

Związek z ukochaną kobietą o imieniu Siri, o której w „Spowiedzi szaleńca” opowiada autor, był pierwszym jego związkiem usankcjonowanym przez prawo, toteż nie mógł on przeczuwać jeszcze, że następne kobiety jego życia ujrzą w nim „defekt” przeszkadzający w ułożeniu co najmniej poprawnych relacji pomiędzy nim a – kolejno - nimi. Ale to jeszcze nie teraz.

Tymczasem małżeństwo z Siri rozpadło się, a mąż w samotności - ze śladem depresji - idzie wzdłuż zdarzeń, myśli, porywów, miejsc, kłótni i radości - po raz drugi - tym samym szlakiem od początku, idzie, ale na kartach powieści. Analizuje swoje i żony zachowania w rozmaitych okolicznościach i w rozmaitych stanach ducha, i podobną analizę przeprowadza także wobec innych uczestników zdarzeń. Kres wędrówki to chwila, gdy - według niego - wszystko jest jasne: żonę bardziej interesuje jego polisa ubezpieczeniowa niż on sam...

Powieść tchnie niezwykłym darem zstępowania przez twórcę w najgłębsze pokłady własnej duszy. Nie tak: po prostu, ale po to, ażeby stopniowo – w miarę ponownego zrozumienia dręczących go myśli, biegnących do okresu związku z Syri - odzyskać spokój ducha, a że odczuwał potrzebę zapisania... to i doskonale - mamy powieść. Dobrze, że niemal na samym wstępie A. Strindberg napisał: „Albo się kocha - albo nie”, ponieważ przy dalszym czytaniu można było... Czytelnicy przekonają się sami.

Jest to ciekawa i po mistrzowsku napisana książka.

Kusi mnie – chcę jeszcze powiedzieć - wyczuwa się na kartach książki kompleks macochy i urodzenia. Od Siri - wyżej urodzonej - mąż oczekiwał... Aż dziw - dawał się sprowadzać przez żonę do stanu poniżenia. Nawet dla niej „skrócił sobie lwią grzywę i obniżył kołnierzyk”. Targający nim konflikt wewnętrzny pomiędzy tym, czego pragnął, a tym, co uzyskiwał - zadając sobie przy tym drastyczny gwałt na własnym „ja” - sprawił, że A. Strindberg rzucony zostaje na pastwę „mocy”. One to stopniowo wyciągają swoje pazury. Jeden z takich pazurów to np. siła, która pchnęła go do... szpiegowania Siri. Tracił do niej zaufanie. Widząc ją rozpromienioną w otoczeniu półnagich nastolatek chyba zaczął przypuszczać, że jego ukochana kobieta „zorientowana jest w obie strony”. Ale takich i innych przypuszczeń - obecnych w powieści i w umyśle autora - nie można - moim zdaniem - uznać za objawy jego szaleństwa. Dręczył się, dręczył: kobieta, która go „uwiodła”, a przed którą uciekał, bo zbyt mocno ją kochał - śmiała (?) nazywać (?) go szaleńcem?

Warto przeczytać „Spowiedź szaleńca”. Oprócz doznań czysto intelektualnych można tam „zobaczyć” - a nawet „odczuć” np.:
- bicz wiatru na gołych plecach – znakomita (genialna) scena opuszczenia statku przez autora, bieg, a potem...
- malownicze sztokholmskie szkiery (skaliste małe wysepki porośnięte lasem),
- „paznokietki u stóp Siri jak klawisze od fortepianu” - prawda, że ładnie? A fortepian, to już sonaty...
Tak być kochaną!

„Miał nadzieję pośród przeciwności”.

Kiedyś – potem: „Nic w człowieku nie jest prawdziwe oprócz lęku” - czyżby miłość do Siri nie była prawdziwa?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8049
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: