Dodany: 13.03.2017 15:17|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Pierwszą Damą być…



Recenzent: Dorota Tukaj


Przeciętny polski obywatel aż do ostatnich dekad XX wieku dysponował niewielką wiedzą na temat amerykańskich prezydentów – jeśli uważnie czytał podręczniki historii i współczesną prasę, musiał przynajmniej jako tako poznać postacie Jerzego Waszyngtona (bo tak przez całe lata spolszczano personalia George’a Washingtona), Abrahama Lincolna, Woodrowa Wilsona, zaś począwszy od II wojny światowej Franklina D. Roosevelta i jego kolejnych następców – a cóż dopiero ich małżonek! W najlepszym razie czytał co nieco o Eleonorze (Eleanor) Roosevelt – na przykład w amerykańskiej trylogii reporterskiej Wańkowicza – i o Jackie Kennedy, która za czasów PRL należała, obok księżnej Monako i jej córek oraz paru artystek, do najpopularniejszych zagranicznych osobistości, regularnie opisywanych w nowinkach ze świata na ostatniej stronie „Kobiety i Życia”. Dopiero po 1989 roku, gdy znikła cenzura, a prasa i inne media doznały nieprawdopodobnego wręcz rozkwitu, postacie amerykańskich prezydentowych pojawiły się na dobre w naszej zbiorowej świadomości. Któraż kobieta nie była pod wrażeniem szczerości Nancy Reagan, przyznającej się do przebycia raka piersi w czasach, gdy było to jeszcze tematem tabu? Która nie solidaryzowała się z Hillary Clinton podczas niesławnej afery seksualnej jej małżonka? Która nie oceniała kreacji Michelle Obamy? W dalszym ciągu jednak niewiele wiemy o paniach towarzyszących głównym lokatorom Białego Domu w ciągu poprzednich dwóch wieków. Lukę tę w znacznym stopniu wypełnia wydana przed kilku laty pozycja „Panie Białego Domu”, napisana przez Longina Pastusiaka, dziennikarza i politologa, którego głównym obszarem zainteresowania są dzieje przywódców USA. Ale „Ranking Pierwszych Dam Ameryki”, autorstwa fachowca o identycznych kompetencjach, a przy tym rodowitego Amerykanina, daje w pewnym stopniu także wgląd w postrzeganie bohaterek książki przez tamtejszą opinię publiczną.

Sam ranking, jak to wyjaśnia na wstępie autor, nie jest jego dziełem, lecz zbiorowym przedsięwzięciem jednego z amerykańskich instytutów badania opinii publicznej, Siena College Research Institute. Placówka ta przeprowadza cykliczne prace badawcze, ankietując odpowiednio dobrane grona respondentów w zakresie rozmaitych kwestii politycznych, ekonomicznych i socjologicznych – między innymi właśnie oceny poszczególnych prezydentur. Jako że połowica prezydenta mało kiedy pozostaje zupełnie bez wpływu na przebieg rządów męża, a nigdy – poza zainteresowaniem opinii publicznej, tedy i postacie First Ladies poddawane są co pewien czas krytycznemu przeglądowi, dokonywanemu przez grupę historyków, którzy przyznają im punkty w dziesięciu kategoriach: „umysłowość pierwszej damy, jej przygotowanie do pełnienia obowiązków małżonki prezydenta, wartość jej dokonań dla kraju, znaczenie dla prezydentury, niezależność, uczciwość, osiągnięcia, zdolności przywódcze, odwaga oraz publiczny wizerunek”[1].

Zamieściwszy po przedmowie listę rankingową (z roku 1993, bo w chwili oddawania książki do druku SCRI dopiero „przygotowywał się do przeprowadzenia trzeciego rankingu”[2]), Roberts prezentuje sylwetki kolejnych pań Białego Domu w porządku chronologicznym, zaznaczając przy tym pozycję, jaką każda z nich zajmuje na owej liście (lub podkreślając jej tam nieobecność – bo oceniano tylko panie prezydentowe, zaś parę razy w historii, kiedy na prezydenckim fotelu zasiadał wdowiec lub kawaler, zdarzało się, że obowiązki gospodyni Białego Domu pełniła jego dorosła córka bądź siostrzenica). Najkrótsze biogramy mają od 2 do 4 stronic i opowiadają smutne historie kilku pań, którym albo nie było dane zamieszkać w Białym Domu (jak Ellen Arthur, de facto nigdy niebędąca żoną prezydenta, gdyż zmarła w trakcie kampanii wyborczej męża; albo jak Anna Harrison, która po wygranej męża ze względu na złą pogodę nie pośpieszyła z nim na inaugurację do Waszyngtonu – może nam się to dziś wydawać co najmniej dziwne, ale pamiętajmy, że oboje byli wówczas dobrze po sześćdziesiątce, a przy ówczesnym stanie medycyny nawet banalne przeziębienie u osoby w tym wieku mogło się skończyć śmiertelnym zapaleniem płuc. Tak też się stało z jej mężem, który przemarzł podczas ceremonii, pewnie też został „poczęstowany” przez zebrane tłumy solidną porcją drobnoustrojów…), albo rezydowały tam bardzo krótko (jak Letitia Tyler – przybyła ona do Białego Domu nie w pełni sprawna po doznanym wylewie, zaś kolejny wylew odebrał jej życie w półtora roku po objęciu stanowiska przez męża; czy też Lucretia Garfield – jej mąż po paru miesiącach urzędowania został postrzelony przez obłąkanego zamachowca i zmarł wskutek doznanych ran). Dużo więcej miejsca – po 10-14 stron – przypadło tym pierwszym damom, które nie tylko dobrze pełniły swoje zwyczajowe obowiązki („dobrze” jest tu określeniem wielce umownym, bo wiadomo, wszystkich zadowolić nie sposób: jednej zarzucano, że skąpa, innej, że rozrzutna, tej miano za złe, że nie garnęła się do towarzystwa i życzyła sobie trochę prywatności, tamtej, że za bardzo ją było widać), lecz również wspierały mężów w urzędowaniu i rozwijały własną aktywność, na przykład angażując się w walkę o prawa kobiet czy w działalność charytatywną.

Polityki w tych tekstach uniknąć nie było można; trzeba jednak autorowi przyznać, że kontekst historyczno-polityczny, w jakim dany prezydent obejmował urząd i go sprawował, potrafił nakreślić równie zgrabnie i przystępnie, jak opowiadać o konkurach, zaślubinach i rodzinnych dramatach prezydenckich par. Jeśli nawet znamy część tych historii z innych źródeł, zestawienie ich wszystkich w jeden ciąg i połączenie z wynikami rankingu zawsze dorzuci coś nowego do naszej wiedzy.

Na polskim rynku księgarskim książka ukazała się z pewnym poślizgiem: pierwsze wydanie po trzech, drugie, obecne, po prawie czternastu latach od publikacji w USA. Na szczęście podane w niej informacje nie zdążyły się aż tak bardzo zdezaktualizować, bo w tym czasie nastąpiła zaledwie jedna zmiana na stanowisku First Lady. Przeprowadzono wprawdzie aż trzy kolejne rankingi, lecz i w nich zmieniło się niewiele. Najwyraźniej żadna prezydentowa nie da rady przewyższyć walorami zajmującej najwyższą pozycję Eleanor Roosevelt, a jedyna znacząca różnica to w ostatnich notowaniach (2014) wysoka piąta lokata Michelle Obamy, która, gdy autor kończył pisanie, spokojnie pracowała w administracji chicagowskiego szpitala uniwersyteckiego i nie miała pojęcia, że za kilka lat czeka ją przeprowadzka do Białego Domu.

Z recenzenckiego obowiązku powinnam wspomnieć, że polski tekst zawiera kilka błędów w personaliach wspominanych osobistości (w opowieści o Mary Taylor jej mąż pojawił się jako „prezydent Tyler”[3], w biogramie Edith Wilson bohaterka na chwilę stała się „Ellen”[4], Lyndona Johnsona zastąpił „John”[5]), pewną nieścisłość liczbową (w historii Julii Grant znajduje się informacja, że „rok przed wybuchem wojny secesyjnej roczna pensja Ulyssesa Granta, którą otrzymywał jako sprzedawca w sklepie będącym własnością jego rodziny, wynosiła 1000 dolarów”[6], zaś dwie stronice dalej – że „Ulysses podjął pracę w dobrze prosperującym sklepie z artykułami skórzanymi, który należał do jego młodszych braci. (…). Aby mógł utrzymać żonę i dzieci, początkowa pensja Ulyssesa, która wynosiła 6000 dolarów rocznie, powinna zostać nie podwojona, a wręcz potrojona”[7]; na pewno dotyczy to tego samego okresu, bo Grant pracował w owym sklepie tylko przez ten jeden jedyny rok) i błędnie sformatowany jeden akapit (fragment narracji został włączony do listu pewnej znajomej Marthy Washington, opisującej swoją wizytę u pierwszej Pierwszej Damy USA: „Czasem okazuje ogromny tupet – w sposób, jaki Ty, Fanny i ja tak lubimy. U boku swego »Staruszka« Martha pomagała przepisywać wojskową korespondencję, co w czasach przed wynalezieniem kopiarek i Internetu było ciężką i niewdzięczną pracą”[8]). Czy wszystkie błędy wynikły z nieuwagi autora, trudno powiedzieć, nie mając do dyspozycji oryginału, ale skoro zauważa je przypadkowy czytelnik, przy staranniejszej redakcji dałoby się je bez trudu wyłapać i skorygować lub choćby opatrzyć przypisami. Na pewno natomiast tylko do autora można mieć pretensje z tytułu braku bibliografii (a przynajmniej może je mieć polski czytelnik, przyzwyczajony, że w pozycjach typu biograficznego podaje się źródła poszczególnych cytatów).

Nawet jednak z tymi drobnymi usterkami „Ranking Pierwszych Dam Ameryki” stanowi ciekawą i satysfakcjonującą lekturę, zwłaszcza dla zainteresowanych historią tego kraju.


---
[1] John B.Roberts II, „Ranking Pierwszych Dam Ameryki. Kto naprawdę rządzi Stanami Zjednoczonymi”, przeł. Agnieszka Weseli-Ginter, wyd. Amber, 2017, s. 18.
[2] Tamże, s. 19.
[3] Tamże, s. 101.
[4] Tamże, s. 227.
[5] Tamże, s. 305.
[6] Tamże, s. 145.
[7] Tamże, s. 147.
[8] Tamże, s. 27.






Autor: John B. Roberts II
Tytuł: Ranking Pierwszych Dam Ameryki. Kto naprawdę rządzi Stanami Zjednoczonymi
Tłumacz: Agnieszka Weseli-Ginter
Wydawnictwo: Amber 2017 (wyd. II)
Liczba stron: 384

Ocena recenzenta : 4,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 508
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: